OSTATNICH LIGOWYCH MECZÓW
Legia nie chce tracić dystansu do ligowej czołówki i w Lubinie wysłała sygnał, że w grudniu zamierza skrzętnie gromadzić ligowe punkty. Zagłębie na własnym boisku oczywiście potrafiło już z nią wygrywać i to w bardzo dobrym stylu, ale trzy poprzednie domowe spotkania z tym rywalem kończyły się dla gospodarzy bardzo źle: 0 punktów i bilans bramek 2–9. Teraz do Lubina Legia przyjechała jednak zmęczona fizycznie i mentalnie i przede wszystkim ze świadomością, że w planowaniu walki o mistrzostwo Polski nie może już przegrywać właśnie w tego typu spotkaniach. Takie nastawienie jest mobilizujące, ale czasem przeszkadza w rozwinięciu skrzydeł, zwłaszcza że Zagłębie po wygranej z ŁKS (2:0) wróciło w miarę do równowagi i wiary, że nie musi być w najlepszym wypadku tylko ligowym średniakiem. Ale nic z tego, Legia znowu była za mocna dla Miedziowych, a bilans czterech ostatnich meczów z tym przeciwnikiem w Lubinie jest po prostu katastrofalny.
Pozdrowienia z Pragi
Już początek spotkania przygnał najgorsze lubińskie upiory. Legia natarła dwa razy i strzeliła dwa gole, choć określenie „natarła” jest cokolwiek przesadzone. Piłkarze Zagłębia byli dramatyczz nie nieskoncentrowani ze swoim młodym bramkarzem na czele, który zawalił przy pierwszej interwencji. Najprościej można powiedzieć, że Legia zrobiła to samo co wiosną w Pradze reprezentacja Czech Biało-czerwonym w pierwszym meczu kwalifikacjach do EURO 2024, kiedy błyskawicznie dwa zdobyte gole ustawiły całą konfrontację. Nie trzeba jednak sięgać po tak poważną analogię. Wystarczy przypomnieć o starciu Zagłębia z Legią z marca 2021 roku, kiedy w 19. minucie było już 3:0 po trzech golach Tomaša Pekharta. Legia tym razem zastosowała tę samą „wojnę błyskawiczną” i udało jej się osiągnąć podobny cel. wygrała Legia z Zagłębiem Lubin. Ostatni raz Miedziowi pokonali drużynę z Łazienkowskiej jeszcze przed pandemią – 20 grudnia 2019 roku w Lubinie (2:1). lubińskiego meczu nie należy zapewne wyciągać daleko idących wniosków co do obecnej dyspozycji Legii. Jest ona w takim momencie sezonu, że mniej ważna jest płynność w grze i walory estetyczne. Walczący na trzech frontach wicemistrz Polski musi rozsądnie gospodarować siłami, wkładać w mecz tylko tyle energii, ile jest potrzebne, by osiągnąć oczekiwany wynik. Kosta Runjaić doskonale o tym wie, dlatego konsekwentnie rotuje składem. Tym razem znowu – w porównaniu z meczem z Aston Villą (1:2) – zmienił zestawienie linii obronnej, bo na ławce usiadł Artur Jędrzejczyk, a zagrał Rafał Augustyniak. I trzeba zaznaczyć, że właśnie dwóch defensorów z trzyosobowego bloku stoperów strzelało na początku meczu gole. W wyjściowym składzie pojawił się też Blaž Kramer i jest to ostateczny dowód, że szkoleniowiec Legii już wybaczył mu zaskakujące zachowanie, kiedy odmówił występu w zespole rezerw Legii, za co zapłacił absencją w kadrze meczowej w poprzednim ligowym spotkaniu.
Cierpliwy Runjaić
W kontekście reakcji na zachowanie Słoweńca Runjaić zachowuje się bardzo racjonalnie. Musiał okazać mu surowość, a zarazem ma na uwadze, że to obecnie najlepsza „dziewiątka”, jaką ma w drużynie. Wszystko dlatego, że zjazd formy zaliczył wspomniany Pekhart, który we wszystkich oficjalnych meczach strzelił dla Legii w tym sezonie dziesięć goli, ale ostatni raz we wrześniu. Kramer ma na koncie sześć bramek (połowę z nich zdobył w Pucharze Polski w meczu z GKS Tychy) i gdy już uporał się ze wszystkimi kontuzjami, nadchodzi czas, kiedy bardzo może pomóc drużynie. W Lubinie intensywnie pracował, mimo przynajmniej dwóch okazji, do siatki nie trafił, ale na pewno może liczyć na kolejne szanse. Zaznaczmy, że zagrał całe spotkanie, Runjaić okazał mu więc dużo cierpliwości. Być może byłby częściej pod grą w okolicach lubińskiego pola karnego, gdyby Legia była zmuszona do systematycznego atakowania, ale przy tak doskonałym otwarciu meczu znalazła się w komfortowej sytuacji, a oszczędny i ekonomiczny futbol był w niedzielę kluczowym hasłem dla Legii.
Rozczarowanie
Tym większy problem ma Zagłębie. Jeżeli liczyło, że będzie w stanie postawić się wymęczonej Legii, srogo się rozczarowało. Lubinianie swoją grą ciągle nie przekonują. Jeżeli nawet potrafią zaatakować, brakuje im regularności i oczywiście skuteczności. Wysoka porażka z Legią pokazuje, jak wiele pracy czeka Waldemara Fornalika, by lubinian można było nazwać drużyną szerokiej ligowej czołówki. Humory lubińskich kibiców przed zimową przerwą będą mogły poprawić się w ostatnim grudniowym meczu u siebie, no ale wtedy do Lubina na derbową potyczkę przyjedzie lider z Wrocławia.