POGOŃ LICZY PORAŻKI
Jego dzieło kontynuuje szwedzki szkoleniowiec, który w Pogoni pracuje już półtora roku i choć wyraźnego postępu nie widać, a niektórzy wskazują na wynikową stagnację albo wręcz regres, Gustafsson trwa na stanowisku. Był już czas, gdy kibice chcieli mu dać bilet powrotny do domu, ale w gabinetach nikomu głowa się nie zagotowała, władze nie uległy podpowiedziom portowego ludu. Z jednej strony byłoby o to łatwo, bo populizm zwykle sprzedaje się po atrakcyjnej cenie, a jednak zwolnienie trenera w trakcie obowiązującego kontraktu to dodatkowe koszty, bez najmniejszej gwarancji, że następca je zrekompensuje, a może być tak, że jeszcze zwiększy. W Pogoni tej roztropności się nauczyli i są wierni obranej drodze. Każdy upór w działaniu ma zalety, ale też nieuchronne wady. W tym przypadku istnieje prawdopodobieństwo, że Gustafsson z Pogonią nie jest już w stanie wskoczyć na wyższy poziom, że potrafi – i chwała mu za to – wychodzić z mniejszych i trochę większych dołków, lecz ta chwalebna umiejętność zarazem go ogranicza, nie umie szerzej rozwinąć skrzydeł. Efekt może być taki, że ligowe podium okaże się dla niego nieosiągalne, że tym razem nie będzie gry w europejskich pucharach, a do nich w Szczecinie ostatnio zaczęli się już przyzwyczajać. Naturalnie trzeba pamiętać, że w tym sezonie na Europę uzasadnioną ochotę ma co najmniej sześć drużyn, więc siłą rzeczy co najmniej dwie z nich na koniec będą niezadowolone i zwyczajnie przegrane, ale zgódźmy się, że dla wyautowanych będzie to marne usprawiedliwienie, więc tym bardziej możliwość sukcesu należy uprawdopodobnić. Jeżeli w jednej rundzie przegrywa się w siedmiu ligowych meczach, jest to powód do mocno krytycznej analizy, która musi się skończyć równie mocnymi wnioskami. W Pogoni zbliżająca się przerwa zimowa będzie okazją na taką pracę.