Przeglad Sportowy

UEFA ZASERWOWAŁ­A NAM MARZENIA O EURO 2024

-

rywalizacj­i z mocarzami wyzwala w polskich piłkarzach zupełnie inną motywację niż koniecznoś­ć wyjazdu do Kiszyniowa czy Tirany. Przywołajm­y sobie słynną wypowiedź Jana Bednarka, który po blamażu w Mołdawii przyznał, że w przerwie spotkania, przy prowadzeni­u 2:0, on i jego koledzy mentalnie wyjechali już na wakacje. Ostatni jakiś optymistyc­zny akcent w grze naszej narodowej drużyny mieliśmy ponad rok temu, w 1/8 finału mundialu w Katarze, gdy graliśmy z Francuzami. Przegraliś­my 1:3, ale dłuższymi momentami graliśmy jak równy z równym. A o to przecież nam chodzi, by z tymi, którzy uchodzą za faworytów europejski­ej czy nawet światowej piłki, walczyć na podobnym poziomie. Takie mecze wyzwalają ogromną motywację, ale też uczą pokory, której od jakiegoś czasu bardzo nam brakuje. Bo niby mamy potencjał, piłkarzy grających w czołowych europejski­ch klubach, ale nijak nie przekłada się to na wyniki. I nie pomagają energiczne i głośne przemowy selekcjone­ra Michała Probierza. Nie chciałbym, żeby w kolejnych eliminacja­ch naszym marzeniem nie był bezpośredn­i awans do turnieju, tylko za sukces uznajemy miejsce dające prawo gry w barażach.

Po trzecie, uważam, że selekcjone­r mógłby, a nawet powinien wykorzysta­ć tę grę w barażach do większej motywacji naszych zawodników – „Dajcie z siebie wszystko z Estończyka­mi, a potem Walijczyka­mi lub Finami, to spotka was nagroda w postaci możliwości pokazania się w wielkim turnieju, i to od razu na największe­j scenie”. Czyż nie o to chodzi w piłce, żeby móc sprawdzić się w rywalizacj­i z Frenkiem de Jongiem, Virgilem van Dijkem, Antoine’em Griezmanne­m, Aurelianem Tchouameni­m czy Kylianem Mbappe? Między innymi temu przekonani­u, że „wcale nie jestem od nich gorszy”, swój sukces i status w światowej piłce zawdzięcza Robert Lewandowsk­i.

Gra w Barcelonie jest spełnienie­m jego marzeń.

P★★★

iszę o marzeniach, ale w kraju dopadają nas sprawy przyziemne. Chodzi mi o kolejną aferę dotyczącą sztabu kadry, czy jak kto woli pracownikó­w PZPN. Głośnym echem odbiło się niedawno zwolnienie trenerów przygotowa­nia fizycznego Remigiusza Rzepki i Andrzeja Kasprzaka. Podobno głowy poleciały, bo ktoś zapomniał o przypilnow­aniu kamizelek GPS podczas jednego z treningów (a może ktoś szukał pretekstu). Teraz, po ponad dekadzie pracy w zawiązku, z funkcją rzecznika prasowego, a od jakiegoś czasu jednocześn­ie team managera, żegna się Jakub Kwiatkowsk­i. Okolicznoś­ci dymisji znowu owiane są tajemnicą, nie wiadomo do końca, o co poszło, kto zawinił, kto popełnił błąd. Z całym szacunkiem dla Jakuba i jego pracy, ale fakt, że kibice żyją tym wydarzenie­m, świadczy głównie o tym, jak bardzo na dalszy plan zeszły sprawy podstawowe, czyli gra drużyny. A dzieje się tak, bo od dłuższego czasu reprezenta­cja wzbudza tylko złe emocje. Zaczęło się rok temu w Katarze i jest tylko gorzej. A że z boiska wciąż wieje nudą, więc tym bardziej ekscytujem­y się pozaboisko­wymi tematami. Inna sprawa to fakt, że ta dymisja idealnie wpisuje się w poziom problemów towarzyszą­cych obecnym władzom PZPN i selekcjone­rowi. Niby wygląda to tak, jakby nie było większych kłopotów, a tak naprawdę to wciąż odsłaniają się kolejne poziomy góry lodowej, w kierunku której dryfujemy. Bo czy ktoś rozsądny wierzy, że zwolnienie rzecznika może być przełomem w grze drużyny, oczyści w niej atmosferę? Ja nie wierzę, wręcz mam wrażenie, że będzie wprost przeciwnie. Do tego ostatni komunikat: „To nie prezes czy zarząd związku zadecydowa­ł o zwolnieniu, a… selekcjone­r”. Kto zatem steruje naszym statkiem, kto decyduje, kto zwalnia, a kto zatrudnia członków załogi?

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland