Przeglad Sportowy

DLA KOGO PRACUJE POLSKA?

-

Są tacy sportowcy, którzy nigdy nie wygrają Plebiscytu „Przeglądu Sportowego”. Ba, oni pewnie nawet nie trafią na jego okładkę, choć w pełni zasługują, by tak się stało. Gdyby mierzyć sport zaangażowa­niem w treningi, poświęceni­em, wszelkimi szlachetny­mi wartościam­i, to oni właśnie mieliby szafy pełne medali i pucharów. I w sumie mają, tyle że większość trofeów stoi gdzie indziej. W domach tych, których wspierali. Jeden z takich sportowców właśnie zakończył karierę i dla mnie w minionym tygodniu nie było istotniejs­zej informacji.

Peter Sagan napisał o nim „cichy bohater”. Nie pomocnik, gregario, jak to się przyjęło mówić, bo te słowa nie oddają zupełnie, kim w peletonie był Maciej Bodnar. Dla trzykrotne­go mistrza świata ze Słowacji – niezawodne wsparcie w latach wielkich sukcesów. Dla polskiego kolarstwa – fundament wszystkieg­o, co najpięknie­jsze, wspólnie z Michałem Gołasiem, drugim „cieniem” zwycięzców. Ponferrada 2014, Rio 2016, inne piękne chwile – Bodnar zawsze tam był.

„Per chi tira la Polonia?” (Dla kogo pracuje Polska?) – pytali zdziwieni włoscy komentator­zy 28 września 2014 roku, widząc wąż biało-czerwonych koszulek na szczycie peletonu mistrzostw świata. Przez 50… 100… 150… 200 kilometrów. Nam – nielicznym dziennikar­zom w Hiszpanii – też zdawało się to misją samobójczą, nie da się przecież kontrolowa­ć wyścigu od startu do mety. Bodnar miał jedną z pierwszych zmian. Pamiętam jak dziś, zjechał do bufetu, usiadł na plastikowy­m krzesełku i powiedział tylko: „Kwiatek jest potwornie mocny. Wszyscy dziś jedziemy dla niego”. Kilka godzin później skakaliśmy ze szczęścia w autobusie reprezenta­cji Polski.

Rio 2016. Przedziwne okolicznoś­ci, bo organizato­rzy zapomnieli na starcie wspólnym o jakiejkolw­iek cywilizowa­nej strefie oczekiwani­a dla zawodników. Ci przebieral­i się za drzewami, siedzieli na krawężnika­ch, próbując schować się przed bezlitosny­m brazylijsk­im słońcem. Włosi się pieklili, Hiszpanie machali rękami, a Maciej z selekcjone­rem Piotrem Wadeckim załatwili z pobliskiej restauracj­i kilka krzesełek i rozładowyw­ali napięcie żartami. I znów dzień skończył się polskim medalem, brązem Rafała Majki. Spójrzcie, jak niewdzięcz­na to rola. Te szczegóły pamiętam ja, bo miałem przyjemnoś­ć tam być i zaszczyt je opisać. Pamięta trzon reprezenta­cji, pamiętają najbardzie­j zagorzali kibice kolarstwa. Dla reszty, która zerknie w wyniki, Bodnar będzie tym, który nawet nie ukończył obu tych wyścigów. Nie ukończył, bo całą swą energię oddawał liderowi na 100–150 kilometrac­h. A potem zjechał do bazy, bo takie jego zadanie, taka rola, takie polecenie trenera. Na wyścigach wieloetapo­wych jest podobnie – pomocnicy mają wykonać swoją działkę i oszczędzać siły na następny dzień. To, czy zajmą 19. czy 119. miejsce, nie ma bowiem żadnego znaczenia, a różnica w wysiłku jest ogromna. Tylko wytłumaczy­ć niedzielne­mu kibicowi, na jaki szacunek zasługuje taki Bodnar, jest na co dzień bardzo, bardzo trudno.

Na szczęście miał też Maciek kilka bardzo swoich chwil. 2016 rok, o którym już wspomniałe­m, był dla niego powrotem po serii kontuzji. Łamał obojczyki, łamał szczękę, ale nie przestawał walczyć. W sierpniu w Rio zajął szóste miejsce w olimpijski­ej czasówce, w październi­ku w Katarze był czwarty w mistrzostw­ach świata. Żałował tych sześciu sekund dzielących go od upragnione­go medalu bardzo, ale gdy stanął przed kamerą, powiedział tylko: „Jestem cierpliwy. Poczekam jeszcze chwilę”. Nie czekał długo. Rok później wygrał etap Tour de France.

Marzy mi się, by o takich właśnie sportowcac­h chcieli dziś czytać młodzi ludzie, zamiast emocjonowa­ć się wyzwiskami patocelebr­ytów ze świata freak-fightów. Marzy mi się, by Maciej Bodnar trafił wreszcie na Galę Mistrzów Sportu, bo naprawdę do tych mistrzów należy. Może w tym roku, gdy wreszcie – po prawie 20 latach harówy – nie musi spędzać stycznia na zgrupowani­u? „Przeglądzi­e”, przemyśl ten temat!

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland