Symbol osiągnięć kadry 12
Mateusz Ponitka w najważniejszych momentach działał tak, jak należy oczekiwać od kapitana.
Reprezentacja Polski koszykarzy po raz drugi z rzędu zagra o udział w igrzyskach olimpijskich. Przed nią, w lipcu 2024 roku, turniej kwalifikacyjny w Walencji, z którego tylko triumfator pojedzie do Paryża. W grupie Biało-czerwoni zmierzą się z Finlandią i Bahamami, a potem liczymy na półfinał i finał, gdzie skala trudności będzie jeszcze większa. W drugiej połówce turniejowej drabinki jest już bowiem Hiszpania – gospodarz, mistrz Europy i faworyt. Będzie trudno, jednak – jak zauważają nasi gracze – reprezentacji Polski nic w ostatnim czasie nie przychodzi łatwo, a jednak wygrywa!
Takie właśnie słowa pasowały do rozegranego w tym roku w Gliwicach turnieju prekwalifikacji olimpijskich, gdzie w finale nasz zespół musiał pokonać Bośnię i Hercegowinę, aby dostać się do ostatecznej rozgrywki o Paryż. W imprezie Polacy wygrali wszystkie mecze, a ten najważniejszy – 76:72.
Odpowiedzialność za drużynę
I właśnie ostatnia minuta tego starcia, która rozpoczynała się
DRUŻYN
wystąpi w turnieju olimpijskim. Osiem już znamy, cztery wejdą z turniejów kwalifikacyjnych.
Mateusz Ponitka w Gliwicach zdobywał po 12,4 pkt, miał 7 zbiórek oraz 6,4 asysty. przy remisie 71:71, najlepiej pokazuje, jaką rolę w zespole odgrywa Mateusz Ponitka. W kluczowych momentach piłka wędrowała w jego ręce. Nie tylko po podaniach kolegów, ale także po zbiórkach, którymi kończyły się nieudane – dzięki naszej obronie – akcje rywali. To Mateusza Ponitkę faulowali rywale. To Mateusz Ponitka wykonał znakomite podanie do Olka Balcerowskiego, po którym polski środkowy został sfaulowany. To kapitan przerwał swoim trzecim faulem w meczu ostatnią akcję ofensywną Bośniaków i to on podał do Jarosława Zyskowskiego, który zdobył ostatnie punkty w spotkaniu. Nic dziwnego, że pierwszym obrazkiem, który pojawił się w przekazie telewizyjnym po końcowej syrenie, był Ponitka z rękami podniesionymi w geście triumfu.
Granie jak na Eurobaskecie
– Było ciężko, było fizycznie. Przed meczem wiedzieliśmy, że to będą zawody podobne do tych… rozgrywanych w Eurobaskecie – mówił 30-letni koszykarz w szatni już po zakończeniu turnieju. – Cel osiągnięty. Po raz drugi z rzędu jedziemy na ten właściwy turniej kwalifikacji do igrzysk. Mecz trochę nam się przedłużył, także za moją sprawą – dodawał, bo jako że jest człowiekiem wymagającym nie tylko od innych, lecz również od siebie, nawiązał do przestrzelonych trzech rzutów wolnych w ostatniej minucie.
– Jestem dumny z chłopaków, bo każdy dołożył cegiełkę do tego zwycięstwa. Od pierwszego do dwunastego zawodnika byliśmy razem. I to widać na boisku. Każdy walczył za każdego. Tylko tak można wygrywać i tylko tak można osiągać sukcesy – mówił Ponitka, który w tym momencie jest właściwie postacią-symbolem dobrych wyników koszykarskiej kadry męskiej w ostatnich latach.
Nie mamy wielkiego klubu, nie mamy mocnej ligi, a jednak Biało-czerwoni potrafią sięgać po ósme miejsce na świecie, czwartą lokatę w Europie i… niezależnie od wszystkiego możemy być pewni, że w kolejnym roku do końca i z całych sił będą walczyć o pierwszy od 1980 roku wyjazd reprezentacji koszykarzy na igrzyska olimpijskie.
Ambicja – to pierwsze, co przychodzi mi do głowy, kiedy pomyślę sobie o Mateuszu Ponitce. Widać ją u niego podczas występów w reprezentacji, widać w grze klubowej oraz w decyzjach podejmowanych odnośnie do przebiegu swojej kariery. Teraz Mateusz jest zawodnikiem Partizana Belgrad, gra w Eurolidze u niezwykle wymagającego, a także znakomitego trenera Željko Obradovicia. I bardzo dobrze, bo tylko poprzez współpracę z najlepszymi samemu można stawać się lepszym. W wynikach kadry ma swój udział jako kapitan drużyny, co oznacza, że nie tylko bierze na siebie odpowiedzialność w kluczowych momentach spotkań. Należy również docenić jego wkład we wprowadzeniu do zespołu nowych koszykarzy. W tym roku wziął pod swoje skrzydła Andrzeja Plutę juniora, który zaliczył bardzo udany, być może nawet przełomowy dla niego turniej. Wcześniej Olek Balcerowski publicznie podkreślał, jak bardzo w odbudowaniu pewności siebie pomógł mu właśnie Mateusz, który był dla niego zarówno starszym kolegą z boiska, jak i mentorem oraz motywatorem.
W tym momencie – na poziomie Euroligi – w klubowej koszykówce obaj są naszymi najważniejszymi przedstawicielami.