DLACZEGO MIAŁEM POD GÓRKĘ U WOJCIECHA ŁAZARKA
zawodników dostawało pozwolenie na transfer, o co było bardzo trudno kilka lat wcześniej. Najłatwiejszą, ale najbardziej bolesną drogą była ucieczka z kraju i skazanie na banicję. Kilka razy dostałem propozycję, by wyjechać w ten nielegalny wówczas sposób, ale nigdy z tej okazji nie skorzystałem. Nie wyobrażałem sobie, bym grał w Niemczech, Hiszpanii czy we Włoszech i nie mógł więcej wystąpić w reprezentacji Polski (ucieczka oznaczała wtedy nie tylko wykluczenie z kadry, ale też brak możliwości powrotu do kraju). Za kadencji trenera Łazarka przyszła do Legii w mojej sprawie legalna oferta z Pescary (grającej wówczas w Serie A). Do Warszawy przyjechali nawet szefowie włoskiego zespołu, by negocjować z przedstawicielami wojskowego wówczas klubu z Łazienkowskiej. Podczas ich pobytu odbywało się zgrupowanie kadry, ale był to taki dwutygodniowy obóz treningowy bez okazji, czyli nie w ramach przygotowań do meczu. Ot, trener sprawdzał głównie krajowych graczy. W związku z zamieszaniem i – nie ukrywam – nadzieją na wymarzony wyjazd oznajmiłem, że na zgrupowaniu się nie stawię, bo załatwiam kwestie przenosin. Z transferu nic nie wyszło (władze Legii, które dogadały się na kwotę 2 mln dolarów, nagle podwyższyli cenę do 4 mln dolarów, na którą Włosi się nie zgodzili), a ja trafiłem na czarną listę selekcjonera. Tym bardziej że nie krył się on z pewnego rodzaju niechęcią do piłkarzy, którzy przyjeżdżali na kadrę z zagranicznych klubów. Selekcjoner chciał udowodnić, że w kraju mamy wartościowych piłkarzy, a ci z zagranicy muszą mocno udowadniać, że zależy im na grze w reprezentacji.
Z★★★
powodu tego incydentu trener zaszufladkował mnie do grupy tych, dla których klub jest ważniejszy, ale przecież gdyby tak było, to wcześniej skorzystałbym z okazji wyjazdu. Mimo tego lekkiego zgrzytu nigdy nie wpłynęło to na moją opinię i szacunek dla selekcjonera, który był niezwykle pogodnym człowiekiem.
Jak wcześniej wspomniałem, Wojciech Łazarek przejął kadrę po Antonim Piechniczku, który w 1982 roku zajął z nią trzecie miejsce na mundialu w Hiszpanii, a potem awansował i wyszedł z grupy podczas mistrzostw świata w Meksyku ’86 (po czym po turnieju zrezygnował z pracy, bo oczekiwania były większe). „Baryła” miał za zadanie płynne przeprowadzenie pewnej zmiany pokoleniowej. Przez te trzy lata nie udało nam się awansować do mistrzostw Europy (1988), a selekcjoner z pracą pożegnał się po przegranych eliminacjach MŚ 1990. Często ja i moi koledzy z kadry z tamtych lat (m.in. Zbigniew Boniek, Włodek Smolarek, Jan Urban, Roman Kosecki, Andrzej Rudy, Jan Karaś) słyszeliśmy pytanie: czego zabrakło, by awansować do ME lub MŚ i nawiązać sukcesami do poprzedników? No bo przecież talentu w drużynie w tamtym pokoleniu piłkarzy nie brakowało. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, ale nie bez znaczenia było to, że trudno jest porównywać kwalifikacje do turniejów w tamtych czasach z tymi dzisiejszymi. Ówczesne eliminacje można porównać do dzisiejszych grup finałowych – w EURO ’88 grało osiem drużyn, czyli kwalifikacje wyłoniły siedmiu finalistów (RFN był gospodarzem i występował bez eliminacji). Faza grupowa (2 razy po 4 zespoły) była jak dzisiejszy awans do 1/8 finału, więc poziom eliminacji był nieporównywalnie większy, o awansie decydowały szczegóły. Trener Łazarek żegnał się z kadrą jako przegrany dwóch eliminacji, ale mimo to przeszedł do panteonu trenerskich legend w historii polskiej piłki. Na pewno będziemy o nim pamiętać!