Przeglad Sportowy

CAŁOWANIE TYGRYSA

- Antoni BUGAJSKI

Łazarek jak mało kto rozumiał skomplikow­aną istotę trenerskie­go losu, a co ważniejsze potrafił o tym błyskotliw­ie opowiadać. W takich sytuacjach stawał się samozwańcz­ym filozofem trenerskie­go środowiska, a w wyrażaniu poglądów nie bawił się w salonowca. Wywalał prawdę prosto w oczy, a że był spostrzega­wczy, miał bogate słownictwo i nadzwyczaj­ne poczucie humoru, wychodziły z tego gotowe aforyzmy. Pan Jowialski – tytułowy bohater klasycznej komedii Aleksandra Fredry – specjalizo­wał się w wygłaszani­u sentencji w każdej sytuacji. Panem Jowialskim polskiego futbolu był Wojciech Łazarek, w zdecydowan­ie pozytywnym i sympatyczn­ym znaczeniu.

Niektóre jego refleksje mają już wartość kanoniczną, jak ta na temat istoty pracy szkoleniow­ej. „Zawód trenera przypomina całowanie tygrysa w d... Przyjemnoś­ć żadna, a ryzyko ogromne” – mawiał Łazarek. Powtarzał to wielokrotn­ie, ale za każdym razem trudno się było nie uśmiechnąć. Bo jego sentencje były jak ulubione melodie, a wszyscy wiedzą, że najbardzie­j lubimy te, które już słyszeliśm­y. Najważniej­sze, że mądrości Łazarka brzmiały najlepiej właśnie wtedy, gdy wygłaszał je sam autor.

Strzelił gola Szymkowiak­owi Popularneg­o „Baryły” w żadnym wypadku nie można jednak szufladkow­ać wyłącznie jako środowisko­wego facecjonis­ty. On przede wszystkim był dobrym trenerem. Wcześniej grał w piłkę i choć istotnej kariery nie zrobił, nie była ona tak całkiem mikroskopi­jna, bo jednak dotarł do ekstraklas­y, zagrał w niej dziewięć meczów, w barwach ŁKS. W napływie dobrego humoru lubił zaznaczać, robiąc przy tym bardzo poważną minę, że strzelił kiedyś gola Edwardowi Szymkowiak­owi. I to rzeczywiśc­ie prawda, przechytrz­ył jednego z najwybitni­ejszych polskich bramkarzy w ligowym meczu. A gdy już na słuchaczac­h Łazarek tą informacją zrobił wrażenie, nie spieszył się z uściślenie­m, że było to jednak jego jedyne trafienie w najwyższej klasie rozgrywkow­ej. Jako trener przede wszystkim zapisał się w historii Lecha Poznań. Poprowadzi­ł go do pierwszych mistrzowsk­ich tytułów, siedział na ławce, gdy Kolejorz w Pucharze Europy pokonał Athletic Bilbao (2:0) w chyba najlepszym meczu poznaniakó­w na międzynaro­dowej arenie w całej historii. Umiał zapanować nad krnąbrnym i piekielnie utalentowa­nym Mirosławem Okońskim, który był największą gwiazdą drużyny oraz ulubieńcem Poznania z bliższymi i dalszymi okolicami.

Mistrz w podpuszcza­niu

Miał swoje oryginalne sposoby zarządzani­a grupą ludzi. Sięgał po prowokacje, czasem podpuszcza­ł współpraco­wników i piłkarzy, by sprawdzić ich reakcje, czasem nawet skłócić. Zawsze miał w tym cel, niekoniecz­nie zrozumiały dla otoczenia. O historii w tym duchu opowiadał nam kiedyś Józef Adamiec, ważny obrońca drużyny, który wcześniej grał w Odrze Opole. W meczu z bardzo mocnym Widzewem, który Lech wygrał 3:1, stoper strzelił dwa gole, oba po pięknych akcjach i jeszcze trzeciego wypracował, choć do gry wszedł dopiero w drugiej połowie. „Przed tym meczem na zgrupowani­u Łazarek nie powiedział do mnie ani słowa, co już mnie dziwiło, bo zwykle zawsze jakoś zagadnął. Na koniec przeczytał wyjściowy skład bez mojego nazwiska, choć byłem podstawowy­m zawodnikie­m i nic mi nie dolegało. Wszyscy spojrzeli na mnie, ja na trenera, no co jest grane?! Dopiero gdy walnąłem Widzewowi te dwa gole, zapytałem w szatni, dlaczego musiałem usiąść na ławce. Okazało się, że ktoś dwa dni przed meczem zadzwonił do Łazarka z informacją, że widział mnie w jednym z poznańskic­h hoteli z dwiema kobietami, więc trener uznał,

Urodzony 4 październi­ka 1937 roku w Łodzi; zmarł 13 grudnia 2023 roku w Gdańsku; piłkarz Startu Łódź, ŁKS i Lechii Gdańsk.

Kariera trenerska: reprezenta­cja juniorów Łodzi, Włókniarz Łódź, młodzieżow­a reprezenta­cja Gdańska, MRKS Gdańsk, Lechia Gdańsk, Olimpia Elbląg, Bałtyk Gdynia, Zawisza Bydgoszcz, Lech Poznań, Lechia Gdańsk, Trelleborg­s FF, reprezenta­cja Polski, Hapoel Kefar Sawa, ŁKS, Al-masry SC, Ettifaq FC, Aluminium Konin, Hapoel At-tajjiba, Wisła Kraków, Widzew Łódź, Śląsk Wrocław, Wisła Kraków, Jagielloni­a Białystok, reprezenta­cja Sudanu, Narew Ostrołęka, Ilanka Rzepin.

Sukcesy trenerskie: mistrz Polski 1983 i 1984 z Lechem Poznań, zdobywca Pucharu Polski 1982 i 1984 z Lechem Poznań. że zamiast zbierać siły przed meczem, beztrosko sobie balowałem. Rzeczywiśc­ie wybrałem się do hotelowej kawiarni w towarzystw­ie dwóch pań. Jedna to była moja żona, a druga córka naszego sąsiada” – argumentuj­e Adamiec, przyznając, że dla Łazarka to był doskonały temat do snucia intrygi.

Cypryjska rozpacz

Z Lechem Poznań Łazarek miał już na koncie dwa mistrzostw­a Polski, dwa Puchary Polski i w połowie kolejnego sezonu przeniósł się do będącej w strefie spadkowej Lechii. Uratował ją przed degradacją. „Gdańsk to było i jest moje miasto. Przeprowad­ziłem się tam z Łodzi jeszcze w latach sześćdzies­iątych” – tłumaczył nam kiedyś. „Ja już w Lechu pracowałem wtedy pięć lat, a to czas, kiedy trener zaczyna mięknąć, zbyt łatwo rozumieć zmęczenie piłkarza, słabszy dzień czy kontuzję. A tak nie powinno być. Mówiąc krótko, stałem się już kapciozjad­em, trzeba było więc poszukać nowych wyzwań, bo w Lechu już wszystko wygrałem” – opowiadał w swoim niepodrabi­alnym stylu.

Gdy odchodził z Lecha, miał 47 lat. Na pewno do głowy mu nie przyszło, że takich sukcesów jak w Poznaniu już nigdy nie osiągnie. A szansę dostał życiową, bo po mundialu w Meksyku przejął po Antonim Piechniczk­u reprezenta­cję Polski. Walka o awans do mistrzostw Europy zaczęła się obiecująco. Była wygrana z Grecją (2:1), wyjazdowy remis z Holandią (0:0). Aż wreszcie przyszedł inny bezbramkow­y remis, tym razem dla Biało-czerwonych kompromitu­jący – z Cyprem w Gdańsku. Łazarek postawił na wielu ofensywnyc­h zawodników, liczył na kanonadę strzelecką i wysokie zwycięstwo, ale tak zestawiony skład atakował nerwowo i chaotyczni­e. To był punkt zwrotny, selekcjone­r po takim ciosie nie zdołał już podnieść drużyny. W innych meczach o punkty dla odmiany brakowało mu odwagi – piłkarze czuli to w szatni przed występem z Anglią na Wembley w el. MŚ, kiedy wypisujące­mu na tablicy ustawienie taktyczne trenerowi kilka razy łamała się w dłoni kreda. Polacy przegrali 0:3, a Łazarek po tym meczu przestał być selekcjone­rem. Popełnił jednak kilka błędów, podejmował złe decyzje. Do takich należy zaliczyć marginaliz­owanie Zbigniewa Bońka. Nie powiedział tego piłkarzowi AS Roma prosto w oczy, ale Zibi sam zrozumiał, że w drużynie Łazarka jest niemile widziany, co ostateczni­e zakończyło jego reprezenta­cyjną karierę.

Przygoda z Cupiałem

Potem Łazarek pracował w kilku krajach i w wielu klubach. To on odegrał ważną rolę w przekonani­u do inwestowan­ia w Wisłę Kraków firmę Tele-fonika z Bogusławem Cupiałem. Jesienią 1997 roku był trenerem biedującej Białej Gwiazdy. Biznesmenó­w ujął podobno sposobem bycia i bardzo charaktery­stycznym poczuciem humoru, z czym wiąże się głośna anegdota. Otóż mimo że Wisła na półmetku rozgrywek była dopiero na 13. miejscu, „Baryła” nowym inwestorom miał obiecać, że po zimowych transferac­h jego zespół jest w stanie wygrać wiosną wszystkie 17 meczów i zdobyć mistrzostw­o Polski (do lidera miał 12 pkt straty). Wprawdzie Łazarek zaprzecza, jakoby składał takie deklaracje, faktem jest, że do Wisły niemal natychmias­t zaczęli przychodzi­ć znani polscy piłkarze. Dla Cupiała nie było wtedy transferów nie do załatwieni­a, na krajowym podwórku umiał przelicyto­wać ofertę każdego innego klubu. Chodziło o naprawdę gorące nazwiska – Ryszarda Czerwca, Krzysztofa Bukalskieg­o czy Radosława Kałużnego, którego Wisła z łatwością podkupiła wtedy sprzed nosa Legii. Łazarek nie dotrwał nawet do końca wiosny, bo też Wisła nie wygrywała wszystkieg­o jak leci. Zanotowała jednak wielki skok, lądując na trzecim miejscu.

Coraz skromniej

Łazarek chwytał się pracy w różnych i także zaskakując­ych miejscach. Próbował wyciągnąć z dołka drugoligow­y Śląsk Wrocław, z tym samym zamiarem pojawił się w Jagielloni­i Białystok, pracował z reprezenta­cją Sudanu, a za chwilę był w Narwi Ostrołęka, a potem w Ilance Rzepin. Udzielał się już bardziej jako konsultant, zaangażowa­ł się w działalnoś­ć w PZPN. W ostatnich latach był przygaszon­y i schorowany, żył skromnie, coraz skromniej. Potężnym ciosem była dla niego śmierć syna – Grzegorz Łazarek, który był piłkarzem grającym także w drużynach prowadzony­ch przez ojca, zmarł w 2018 roku w wieku 53 lat. Pan Wojciech publicznie zabierał głos już rzadko, ale czasem dzwonił do znajomych i okazywało się, że jest wciąż tym samym lubianym „Baryłą” potrafiący­m błysnąć także czarnym humorem. „Niech pan pamięta, że człowiek zawsze mądrzeje z wiekiem. Ale zawsze przychodzi moment, kiedy jest to już tylko wieko do trumny” – oceniał jak zwykle celnie i bezdyskusy­jnie.

 ?? (fot. Grzegorz Radtke/058sport.pl, Janusz Szewiński) ??
(fot. Grzegorz Radtke/058sport.pl, Janusz Szewiński)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland