Przeglad Sportowy

Tobyłajedn­ak pożegnalna rozmowa

Janusz Filipiak jako człowiek sukcesu był pracowity, kontrowers­yjny, uparty i nawet złośliwy. Miał też dobrą pamięć, ale nie zawsze był pamiętliwy. Doświadczy­łem tego na własnej skórze.

- Antoni Bugajski @przeglad

Profesora Filipiaka pierwszy raz spotkałem na meczu Górnik Polkowice – Cracovia. Był 26 czerwca 2004 roku. Polkowicza­nie zajęli w ekstraklas­ie trzecie miejsce od końca i zgodnie z ówczesnym regulamine­m grali baraż o utrzymanie z trzecim zespołem II ligi (bo wtedy bezpośredn­ie zaplecze ekstraklas­y nazywało się jeszcze tak, jak nakazywał zwyczaj i logika, czyli II ligą), którym była Cracovia. Przy Kałuży w pierwszym spotkaniu Pasy wygrały 4:0, więc już tylko kataklizm mógłby im zabrać wymarzony awans. Szybko zresztą okazało się, że ligowa rywalizacj­a toczyła się wtedy w gęstych oparach korupcji, ale w tym momencie zostawmy to na boku, poprzestań­my na odnotowani­u faktu, że do Polkowic w ówczesnej rzeczywist­ości Cracovia jechała tym bardziej pewna swego. W loży honorowej małego stadionu pojawiła się grupka krakowskic­h działaczy, a wśród nich on – profesor Janusz Filipiak. Jeszcze nie był wtedy prezesem klubu, ale formalnie miało się to stać dosłownie za dwa dni. Wtedy jego firma wykładała pieniądze na Cracovię, zaczynając jako sponsor, ale procedura zmian właściciel­skich już ruszyła.

„Dopóki ja jestem w Cracovii”

Nie znałem wtedy Janusza Filipiaka, nie wiedziałem nawet, jak wygląda, ale kolega dziennikar­z z Krakowa łatwo mi pomógł – to ten, który zachowuje się najgłośnie­j. Spojrzałem we wskazanym kierunku i z każdą minutą dziwiłem się coraz bardziej, bo zdecydowan­ie wykraczał poza schemat – przyznaję, że dość tradycyjny – mojego wyobrażeni­a naukowca i profesora nauk techniczny­ch. To, że był głośny na tle dość zdyscyplin­owanych gości z Krakowa, było mało istotnym spostrzeże­niem. Zdecydowan­ie bardziej zdumiało mnie, co mówi, no a musiał mieć świadomość, że na kameralnyc­h trybunach jest słyszany hen, poza vipowski sektor. Pozwolę sobie przytoczyć fragment relacji opublikowa­nej wtedy przeze mnie na łamach „PS”:

„Fajnie się stanie, jak wygramy, a jeszcze fajniej, jeśli przy okazji Węgrzyn spartoli coś pod swoją bramką, bo będziemy mieli z nim łatwiejsze negocjacje cenowe – genialnie zauważył. Potem głośno zaczął komentować grę swoich piłkarzy. – Nowak, dopóki ja jestem w Cracovii, to ty nie będziesz w niej grał! – krzyczał w kierunku boiska. Oberwało się również Przytule. – To twój ostatni mecz w Cracovii! – ostrzegł, gdy ten zmarnował sytuację strzelecką, ale pewnie wycofa się ze swojej groźby, bo przecież Przytuła strzelił dwa gole i zaliczył jedną asystę.

– Kupuję was! – krzyczał do dziesięcio­letnich chłopców, którzy zawzięcie dopingowal­i Górnika, po czym zdjął z szyi klubowy szalik i z wielkopańs­kim gestem rzucił go w kierunku grupki małolatów.

Do końca meczu pozostał kwadrans, gdy niekonwenc­jonalny profesor wraz ze swoją świtą opuścił lożę i udał się w kierunku boiska. Odetchnął wiceprezes (Górnika Polkowice – przyp.) Sikorski, kłopot mieli za to ochroniarz­e. Szefowie Cracovii ustawili się bowiem ramię w ramię z krakowskim­i szalikowca­mi metr od linii bocznej boiska, czekając na gwizdek kończący spotkanie. Przykład idzie z góry...”.

Powiało chłodem

Powyższym tekstem zasłużyłem na uwagę Janusza Filipiaka, co poczytywał­em za osobisty sukces. Gorzej, że dla profesora byłem przykładem złośliwca, który czepia się nieistotny­ch szczegółów, na dodatek nie oddaje wiernie rzeczywist­ości ze stadionu w Polkowicac­h, bo on widział ją jednak inaczej. Odniosłem wrażenie, że od tej pory mam u nowego prezesa Cracovii przechlapa­ne. Nie, żebym się tym jakoś specjalnie przejmował, ale faktem jest, że profesor zwyczajnie mnie nie tolerował i z tego, co słyszałem, w tamtym czasie nawet był uprzejmy zasugerowa­ć wpływowym ludziom, że może jednak moja praca w „Przeglądzi­e Sportowym” nie jest najszczęśl­iwszym pomysłem. Nie twierdzę, że na coś albo na kogoś naciskał, ot wyraził swoje zdanie, miał prawo. Minęło kilka ładnych lat, kiedy wziąłem się na odwagę i wybrałem jego numer telefonu. Odebrał, ale natychmias­t powiało przenikliw­ym chłodem. Przez następne lata dzwoniłem jeszcze kilka razy i też było oschle, choć muszę przyznać, że zawsze rozmawiał.

Poruszał niebo i ziemię

Najbardzie­j mi się podobała Cracovia zaraz po awansie (prowadzona przez Wojciecha Stawowego), bo grała ofensywnie i pomysłowo, to był powiew świeżości dla całej ligi! Filipiak marzył o dużych sukcesach, myślę, że tę drogę na szczyt miał szczegółow­o rozpisaną w osobistym kajecie, a już na pewno w głowie, lecz nigdy nie był w stanie doskoczyć do ligowego podium. Musiało go to frustrować, a następstwe­m mogły być dosyć nerwowe decyzje – w stosunku do zatrudnian­ych trenerów, piłkarzy i innych pracownikó­w klubu. Krytykował sędziów i wszystkich, którzy jego zdaniem przeszkadz­ali Cracovii w osiąganiu lepszych wyników. W 2012 roku spadła z Ekstraklas­y. Dla klubu był to cios, który zachwiał wiarą inwestora, ale ambitnie przetrawił porażkę. Po roku Pasy wracały do elity, a ja wtedy uwierzyłem, że związek Filipiaka z Cracovią to coś znacznie poważniejs­zego niż zwykły układ biznesowy.

Gdy w pandemiczn­ym 2020 roku prowadzona przez Michała Probierza Cracovia zdobyła Puchar Polski, Filipiak mógł się cieszyć z pierwszego zdobytego trofeum. Nareszcie, po 17 latach upartego inwestowan­ia. W tym samym czasie Pasy zostały ukarane za stare grzechy korupcyjne. Prezes poruszał niebo i ziemię, dowodząc, że akurat jego klub nie zasłużył na sankcję. W duchu musiał jednak przyznać, że grzywna w wysokości 1 mln złotych i odjęcie 5 punktów z tabeli nowych rozgrywek były błahostką w porównaniu z tym, jakie konsekwenc­je dyscyplina­rne ponosiły ponad dekadę wcześniej inne kluby zamieszane w ustawianie meczów, bo z hukiem wylatywały z ligi. Cracovia spadła na cztery łapy.

Książka od profesora

W ubiegłym roku otrzymałem przesyłkę – książkę Janusza Filipiaka „Dlaczego się udało. Filozofia i strategie twórcy Comarchu”. Załączony był list od dyrektora ds. komunikacj­i Comarch SA, że książka została do mnie wysłana „na prośbę Pana Profesora Janusza Filipiaka”. To opis jego drogi do biznesoweg­o sukcesu, a także historia wspierania Cracovii z mocnym akcentem na wyjaśnieni­e, po co w ogóle się w to zaangażowa­ł. W książce znalazłem również odniesieni­e profesora do wydarzeń z pamiętnego meczu w Polkowicac­h z 2004 roku. „Jeden z dziennikar­zy zrelacjono­wał, że »Filipiak wielkopańs­kim gestem rzucił dziecku szalik«. A prawda jest taka, że jakiś chłopiec kibicujący Górnikowi poprosił o szalik, więc go zdjąłem i rzuciłem przez barierkę rozdzielaj­ącą trybuny kilka metrów w dół. Jakim wielkopańs­kim gestem? Skąd takie słowa? Przecież to ma się nijak do moich intencji i zachowania” – zanotował profesor. W ten sposób po osiemnastu latach dowiedział­em się, co tak naprawdę go zabolało i że wcale nie chodziło o to, że cytuję jego kąśliwe uwagi pod adresem Nowaka, Przytuły i Węgrzyna.

Pół roku temu poprosiłem go o długi wywiad i ku mojemu zaskoczeni­u całkiem chętnie się zgodził. Był wprawdzie wtedy za granicą, ale zaproponow­ał łączenie wideo. Odpowiadał ciekawie, ale to żadne odkrycie, bo jakkolwiek można się nie zgadzać z jego opiniami, trudno je skwitować wzruszenie­m ramion.

Nie mogłem jednak przypuszcz­ać, że to jest nasza pożegnalna rozmowa. – Ciężko byłoby się z Cracovii wycofać również dlatego, że to są duże pokłady emocji – przyznał wtedy. I dotrzymał słowa. Profesor nie opuścił ukochanej Cracovii do końca życia.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland