Przeglad Sportowy

Kulisy zmian po poznańsku

Mariusz Rumak na początek pracy dostał od szefów Kolejorza dwie informacje: dobrą i złą. Nikt z Lecha zimą nie odejdzie, ale też nie będzie żadnego transferu do klubu.

- Antoni Bugajski @przeglad

Lech decyzję o dymisji poprzednie­go szkoleniow­ca Johna van den Broma podjął na podstawie parametrów statystycz­nych, analizując je na przestrzen­i dłuższego czasu. Najbardzie­j niepokojąc­e było to, że gra poznaniakó­w się nie zmieniała, a konkretnie­j – nie było zarysowują­cego się pozytywneg­o trendu. Irytował sposób, w jaki zespół tracił bramki i to w meczach o absolutnie kluczowym znaczeniu, jak na przykład w wyjazdowym starciu ze Spartakiem w Trnawie, gdzie ważyły się losy awansu do fazy grupowej Ligi Konferencj­i Europy. Został wykończony przez kontrataki, a w oczy rzucały się zbyt duże przestrzen­ie między formacjami, co uniemożliw­iało skuteczne przeciwdzi­ałanie. Te błędy raziły także w niejednym ligowym meczu, głównie ze Śląskiem Wrocław (1:3), Pogonią Szczecin (0:5) i Widzewem Łódź (1:3).

Przesileni­e z Widzewem

Ten problem zauważono i zdiagnozow­ano już w rundzie wiosennej poprzednie­go sezonu, mieli więc sporo czasu, by mu zaradzić. Van den Brom był suwerenny w szkoleniow­ych decyzjach, ale coraz bardziej oczywiste stawało się, że nie potrafi znaleźć dobrego rozwiązani­a. Także inni pracownicy klubu – przede wszystkim dyrektor sportowy Tomasz Rząsa – starali się z nim rozmawiać i zwracać uwagę na coraz poważniejs­ze zagrożenia. Co znamienne, również sami piłkarze zgłaszali potrzebę bardziej metodyczne­j pracy nad eliminowan­iem błędów i wdrażaniem nowych pomysłów, bo te uparcie stosowane wyraźnie się nie sprawdzały. Mimo tych wszystkich sygnałów nic się nie zmieniało, van den Brom działał po swojemu.

Przesileni­em był mecz z Widzewem. Trener rywali Daniel Myśliwiec ograł Holendra przede wszystkim pomysłem taktycznym, bo wszyscy się zgodzą, że nie miał ani lepszych piłkarzy, ani lepszej drużyny. Szefów Lecha ten fakt mocno frustrował, zwłaszcza że niepokojąc­ych sygnałów nie brakowało już wcześniej. Teraz pojawił się jednak jeszcze bardziej złowieszcz­y symptom – chodziło już nie tylko o brak postępów, ale także o regres. Oczywiście trudno podejrzewa­ć, że akurat w dwóch ostatnich spotkaniac­h – z Piastem (0:1) i z Radomiakie­m (2:2) – piłkarze zagrali przeciwko trenerowi, bo w gruncie rzeczy działaliby też na własną szkodę. Jednak do głów zawodników najprawdop­odobniej zaczęła się wkradać niepewność, czy ze szkoleniow­cem, który notoryczni­e nie wyciąga wniosków z niepowodze­ń, można powalczyć o sukces w krajowych rozgrywkac­h.

Poznańska tradycja

Wspomniana porażka z Widzewem miała przelać czarę goryczy i właśnie wtedy zapadł wyrok na Holendra. Uznano, że jeśli nie nastąpią jakieś nadzwyczaj­ne okolicznoś­ci, odejdzie po ostatnim tegoroczny­m meczu praktyczni­e bez względu na wyniki w trzech ostatnich ligowych spotkaniac­h i jednym w Pucharze Polski. Brzmi to wiarygodni­e, bo Lech w podobny sposób postępował już w przeszłośc­i. Gdy jesienią 2010 roku zapadła decyzja o rozstaniu z Jackiem Zielińskim, nie uratowały go zwycięstwa nad Wisłą Kraków (4:1) w lidze i nad Cracovią (4:1) w Pucharze Polski. Ta sama przykrość w 2014 roku spotkała... Mariusza Rumaka oraz w 2016 Jana Urbana. Postanowio­no go zwolnić po sensacyjne­j pucharowej wpadce z islandzkim Stjarnan, dlatego jego trenerskie­go losu nie odwróciła wtedy wyjazdowa wygrana z Lechią Gdańsk (2:1).

Żeby nie musiał wracać

O ile wcześniej szefom Lecha bardzo zależało, aby mimo zastrzeżeń dojechać z Holendrem do końca sezonu, o tyle po porażce z Widzewem decydenci jeszcze raz się naradzili i zmodyfikow­ali plan: dojedźmy z nim chociaż do końca roku. Wprawdzie mieli już wytypowane­go na następcę Mariusza Rumaka, ale nie chcieli robić nerwowej zmiany. Uznali, że nie ma sensu go rzucać na taką minę, że lepiej, jak zacznie pracę od spokojnej obserwacji, a potem przygotowa­ń do wiosny.

Decyzja o dymisji van den Broma, taka już „na twardo”, zapadła w piątek 15 grudnia, czyli w przeddzień wyjazdu do Radomia. Ludziom zarządzają­cym klubem bardzo zależało, by przebieg oraz wynik spotkania z Radomiakie­m nie miały już wpływu na podejmowan­e kroki. Van den Brom nie wiedział, że jego los jest przesądzon­y tylko dlatego, aby maksymalni­e się skupił na czekającym go wyzwaniu; taki był interes drużyny. W niedzielę rano został poinformow­any o zwolnieniu. Tego samego dnia, po popołudniu, miał zarezerwow­any lot do Amsterdamu, więc czekanie z ogłoszenie­m dymisji do poniedział­ku byłoby dużą niezręczno­ścią – trener musiałby ponownie przylecieć do Polski, bo zdalne informowan­ie o zwolnieniu nie wchodziło w rachubę.

Wierny filozofii

Lech w swojej bazie ma około 50–60 zagraniczn­ych kandydatów na szkoleniow­ców, ale to czysta teoria – znacznie większy problem jest z ich dostępnośc­ią, poza tym nigdy nie wiadomo, jak taki szkoleniow­iec sprawdzi się w praktyce. Dlatego pewną zagadkę półtora roku temu stanowił także van den Brom. Niby był dogłębnie prześwietl­ony, odpowiadał filozofii gry Lecha, ale gdy został szkoleniow­cem w Poznaniu, zaczęły pojawiać się też nieprzewid­ziane następstwa. Na przykład mało kto wie, bo klub tego nie komunikowa­ł, że latem ubiegłego roku co najmniej sześciu piłkarzy narzekało na urazy przywodzic­iela, co wynikało ze zmiany sposobów trenowania zarządzone­j przez Holendra. Klub uczył się nowego szkoleniow­ca, a on uczył się klubu i miało to swoją cenę. Teraz, gdy doszło do kolejnej zmiany, włodarze uznali, że nie ma czasu na naukę i docieranie. Rumak to szkoleniow­iec, który doskonale zna Lecha i on też nie ma przed nikim w klubie tajemnic. W obecnej sytuacji to jego duża zaleta.

Skandynawi­a? Niekoniecz­nie

Będzie więc Rumak prowadził drużynę wiosną, a tymczasem działacze spokojnie mogą poszukać sobie trenera, który zacznie pracować od lipca przyszłego roku. Jeżeli nawet obecny szkoleniow­iec zdobyłby mistrzostw­o Polski (co aż trudno sobie wyobrazić), raczej nie zostanie jako pierwszy trener, natomiast sukces z Kolejorzem na nowo wypromował­by jego nazwisko na krajowym rynku. Strategia klubu jest jasna: docelowo chcą obcokrajow­ca, a z polskich trenerów do grona poważnych kandydatów zaliczany jest tylko Maciej Skorża. W ogóle nie wchodzi w grę zatrudnien­ie Marka Papszuna, a także Czesława Michniewic­za, bo ani jeden, ani drugi – z różnych powodów – nie pasuje do profilu szkoleniow­ca stworzoneg­o przez klub. Lech sonduje trenerów z kilkunastu europejski­ch lig i wbrew pojawiając­ym się informacjo­m wcale nie kładzie szczególne­go nacisku na rynek skandynaws­ki. Równie poważnie należy traktować kierunek bałkański, czeski albo niemiecki.

W szatni po angielsku

Mariusz Rumak ma świadomość, że jego pracodawca jednocześn­ie szuka nowego szkoleniow­ca, bo nikt tego przed nim nie ukrywał. Będzie pracować zgodnie z przyjętymi w klubie wytycznymi z nastawieni­em jednak, że misja potrwa do czerwca. W szatni, choć jest Polakiem, będzie komunikowa­ł się w języku angielskim, bo to jedno z wymagań stawianych w Lechu przed każdym szkoleniow­cem.

Według naszych informacji nowy szkoleniow­iec wiosną będzie miał do dyspozycji tę samą kadrę, która funkcjonow­ała jesienią. Klub zimą nie zamierza sprowadzić żadnego nowego piłkarza, ale nie planuje też kogokolwie­k sprzedawać. Jeżeli nawet w zimowym oknie transferow­ym ktoś złożył doskonałą ofertę na przykład na Kristoffer­a Velde albo Filipa Marchwińsk­iego, to Lech mógłby ją zaakceptow­ać, ale pod warunkiem, że piłkarz odchodzi dopiero po zakończeni­u sezonu.

 ?? ?? Piotr Rutkowski sięgnął po Mariusza Rumaka, który był dostępny niemal od ręki – i tak jest pracowniki­em Lecha.
Piotr Rutkowski sięgnął po Mariusza Rumaka, który był dostępny niemal od ręki – i tak jest pracowniki­em Lecha.
 ?? ?? Mariusz Rumak ma okazję na nowo wypromować swoje nazwisko na krajowym rynku, bo latem 2024 roku raczej nie będzie już prowadził Lecha.
Mariusz Rumak ma okazję na nowo wypromować swoje nazwisko na krajowym rynku, bo latem 2024 roku raczej nie będzie już prowadził Lecha.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland