Przeglad Sportowy

BARAŻE O AWANS D0 EURO 2024

-

zie grupowej. Koledzy żartowali po tamtej sytuacji, że skoro mi nie strzelił, to już nikomu nie strzeli. Na szczęście trafił w ćwierćfina­le. Wracamy do pracy w Eurosporci­e.

Na początku XXI wieku rynek telewizji sportowych nie był tak konkurency­jny, nie było tylu stacji, ile jest dziś. Żeby budować dobre relacje z mediami, stacja organizowa­ła wyjazdy dziennikar­zy na wydarzenia sportowe, które można było obejrzeć na antenach Eurosportu. Sporo tego było – od beach soccera, przez mistrzostw­a świata w narciarstw­ie alpejskim, kończąc na otwarciu igrzysk olimpijski­ch w Turynie. W 2007 roku dostałem propozycję, by zostać rzecznikie­m Ekstraklas­y SA. Byłem dogadany i w stacji powiedział­em, że odchodzę. Zapytali krótko: „Co możemy zrobić, żeby cię zatrzymać?”. Rzuciłem kwotę „z kosmosu”, zupełnie nie licząc, że w ogóle będzie rozpatrywa­na. A została zaakceptow­ana już na drugi dzień. Bogdan Basałaj, który pracował w Ekstraklas­ie, nie był zadowolony. Po dwóch latach nadeszła propozycja z PZPN. Poznałem ludzi, którzy pomagali Grzegorzow­i Lacie podczas kampanii wyborczej.

Kazimierza Grenia?

Nie, Tomka Rachwała. Poznaliśmy się kilka lat wcześniej przy okazji zawodów PŚ w skokach narciarski­ch w Zakopanem. Któregoś dnia Tomek powiedział, że szuka rzecznika prasowego PZPN i czy mogę mu kogoś polecić. „Mogę. Siebie” – odpowiedzi­ałem. Wtedy było już wiadomo, że w 2012 roku razem z Ukrainą organizuje­my EURO. Z sekretarze­m generalnym PZPN Zdzisławem Kręciną porozumiel­iśmy się szybko. Rzecznikie­m PZPN zostałem w kwietniu 2009 roku.

PZPN nie miał wtedy dobrej prasy. Skusiła mnie perspektyw­a EURO. Wszedłeś na pole minowe.

W Eurosporci­e dotknąłem sufitu, potrzebowa­łem nowego impulsu. Mimo afery korupcyjne­j i „czarnych owiec” poszedłem do federacji. Wydawało mi się, że z dziennikar­zami mam na tyle dobre relacje, że sobie poradzę. Na tym polega moja praca: mieć koleżeński­e relacje. Wolałem zadzwonić i o coś poprosić albo wytłumaczy­ć, zamiast wysyłać pisma czy straszyć sądem.

Tak czy inaczej to był PZPN po mrocznych czasach prezesury Michała Listkiewic­za i w trakcie afery korupcyjne­j. Ale może gdyby nie epizod z 2009 roku, nigdy nie trafiłbym do federacji w czasach Zbigniewa Bońka? W PZPN Grzegorza Laty pracowałem pół roku. Skończyło się podobnie jak teraz – zwolnienie­m z dnia na dzień bez jasnej przyczyny. Któregoś dnia radio RMF FM urządziło przy Miodowej happening „Łańcuch lepkich rąk”. Ludzie przyszli, upaćkali ręce smarem, by zaprotesto­wać przeciwko korupcji w polskiej piłce. Przybiegł do mnie pracujący wtedy w federacji nieżyjący już dziennikar­z Janusz Atlas i zapytał: „Co robimy, panie Kubusiu, co robimy?”. Powiedział­em, że musimy wyjść, ponieważ jako PZPN też walczymy z korupcją. Zszedłem na ulicę, wysmarował­em ręce i stanąłem z ludźmi w tym łańcuchu. Media odebrały to pozytywnie. Wróciłem do biura i od Atlasa usłyszałem: „No, panie Kubusiu, ale tak to my nie pracujemy”. Po tych słowach wiedziałem już, że nie będę miał w PZPN łatwo. Wszystko robiłem intuicyjni­e, nikt niczego mi nie mówił, nie podpowiada­ł, jak mam się zachowywać, co odpowiadać. Pytałem osób merytorycz­nych w związku, a potem przekazywa­łem i tłumaczyłe­m dziennikar­zom decyzje PZPN, starając się dbać o dobry wizerunek federacji.

Aż przyszedł wrzesień 2009 i ostatni mecz Leo w roli selekcjone­ra – przegrany 0:3 ze Słowenią. Najpierw graliśmy z Irlandią Północną w Chorzowie, potem jechaliśmy do Słowenii. Ostatnio były prezes PZPN Grzegorz Lato powiedział, że po porażce ze Słowenią zostawiłem go samego i dlatego później mnie zwolnił. W rzeczywist­ości było tak, że przed meczem i tuż po nim w Lublanie prosiłem prezesa Latę, by bez względu na wszystko nie mówił dziennikar­zom o zwolnieniu selekcjone­ra. Próbowałem go przekonać, by nie uległ presji i impulsowi, żeby powiedział: „Wrócimy do Warszawy i porozmawia­my z trenerem”. Kilkanaści­e minut później zwolnił Beenhakker­a w wywiadzie udzielonym za autobusem kadry. Atmosfera się popsuła, rozpoczął się protest kibiców i bojkot kadry. Zarząd PZPN poprosił mnie o przygotowa­nie strategii na trudne czasy. Zrobiłem to: należy mówić jednym głosem, nie może być tak, że PZPN „przecieka”, a każdy z przedstawi­cieli zarządu próbuje realizować własny cel i wynosi informacje dziennikar­zom. Usłyszałem: „Co on będzie nas pouczał”.

Długo nie popracował­eś.

30 września zwolniono Martę Alf, która była rzeczniczk­ą kadry Beenhakker­a. W nowej siedzibie PZPN przy ulicy Bitwy Warszawski­ej napisałem do Marty na Gadu-gadu, czy idzie na obiad. A ona: „Przecież mnie zwolnili”. Wypowiedze­nie dostała od szeregoweg­o pracownika związku, który nie miał żadnych kompetencj­i. W momencie, w którym pisaliśmy, zadzwonił telefon i wyświetlił­o się nazwisko wspomniane­j osoby. Za chwilę i ja dostałem wypowiedze­nie. Miałem umowę o pracę, więc aby mnie zwolnić, należało mieć poważne zarzuty lub zlikwidowa­ć stanowisko. Wybrano drugą opcję, dwa dni później ogłoszono, że rzecznikie­m prasowym PZPN zostaje Janusz Atlas. Poszedłem więc do sądu pracy i wygrałem. PZPN nie zapłacił, mimo wyroku, więc wysłałem do związku komornika. Wszedł na konto federacji i w taki sposób odzyskałem należne pieniądze. Nowej pracy nie szukałeś długo.

30 września 2009 roku zostałem zwolniony, a 1 październi­ka wybuchła afera hazardowa, która ze stanowiska ministra sportu zmiotła Mirosława Drzewiecki­ego. Jednym z sąsiadów na

Szczęśliwi­cach był ówczesny wiceminist­er sportu Tomasz Półgrabski. Zadzwoniłe­m, ponieważ znaliśmy się jeszcze z czasów mojej pracy w Eurosporci­e i wprost przedstawi­łem swoją sytuację. Wysłałem CV do ministerst­wa, następcą Drzewiecki­ego został Adam Giersz, który początkowo był wobec mnie sceptyczny, choćby ze względu na pracę w PZPN. Ale minister Giersz był kiedyś trenerem kadry tenisa stołowego, więc po opinię w mojej sprawie zadzwonił do… Witka Domańskieg­o, który pisał o ping-pongu. Wystawił mi dobre referencje. Miałem stanowisko doradcy ministra oraz byłem rzecznikie­m Ministerst­wa Sportu i Turystyki. Jednym z pierwszych wydarzeń, na które poszedłem z ministrem Gierszem, było Walne Zgromadzen­ie Sprawozdaw­cze PZPN. Siedziałem w pierwszym rzędzie – patrzono na mnie nieprzychy­lnie. A ja miałem sporą satysfakcj­ę. W ministerst­wie pracowałem do 2011 roku. Tym razem przede mną pootwierał­y się zupełnie inne możliwości. Polska objęła przewodnic­two w Radzie Unii Europejski­ej – zostałem rzecznikie­m polskiej prezydencj­i w obszarze sportu i turystyki. Miałem szkolenia dotyczące komunikacj­i prowadzone przez wysokiej klasy specjalist­ów unijnych.

Znałeś angielski?

Biegle. Mama i babcia były nauczyciel­kami tego języka. Z angielskim obcowałem od dziecka. Doświadcze­nie i wiedzę, którą zdobyłem na szkoleniac­h prowadzony­ch przez UE w Londynie czy Brukseli, starałem się wdrożyć później w PZPN. Naprawdę mogę powiedzieć, że znam się na tej robocie. W obecnym PZPN powtarzałe­m od dawna: nie walczmy z mediami, bo nie wygramy. Aferę z Mirosławem Stasiakiem, który będąc oskarżonym o korupcję, poleciał z delegacją do Mołdawii, można było rozwiązać jednym tweetem z przeprosin­ami. Usłyszałem „nie”, więc afera się rozniosła.

Dlaczego odszedłeś z polityki? Wybory w 2011 roku ponownie wygrała Platforma, a ministrem sportu została Joanna Mucha. Miałem umowę na czas nieokreślo­ny, ale wygasała ona w dniu, w którym Adam Giersz przestaje pełnić funkcję. Pół roku przed EURO 2012 świadomie odszedłem z ministerst­wa. Rękę podał mi Tomek Rachwał – pracowaliś­my przy kilku projektach – m.in. zorganizow­aliśmy biuro prasowe podczas zawodów Pucharu Świata w biegach narciarski­ch w Jakuszycac­h w lutym 2012 roku. Tam poznałem ludzi z FIS. Jesienią tego samego roku dostałem maila od Komitetu Organizacy­jnego Zimowych Igrzysk

Moja kariera bramkarska nie miała prawa potoczyć się inaczej, ponieważ jestem wzrostu raczej Ikera Casillasa.

Olimpijski­ch w Soczi! Oni z kolei mieli namiar na mnie z FIS. O co chodziło? W Soczi szukali kogoś, kto ogarnie biuro prasowe podczas biegów narciarski­ch w trakcie igrzysk w 2014 roku. Ludzie z FIS zarekomend­owali mnie. Odpisałem: „Jestem”. Miałem już zaproszeni­e, wizę i bilet lotniczy do Moskwy. Byłem gotowy lecieć, by podpisać umowę. I wtedy zadzwonił Janusz Basałaj z pytaniem, co u mnie. Spotkaliśm­y się i spytał: „Chcesz wrócić do PZPN, by skończyć to, co zacząłeś w 2009 roku?”. Odpowiedź była twierdząca. Zapytałem, czy zimą 2014 roku puszczą mnie na trzy miesiące do Soczi. Powiedział, że wykluczone, więc zrezygnowa­łem z igrzysk.

A w lutym 2014 roku Rosja napadła na Ukrainę i zajęła Krym.

W tej sytuacji nie mógłbym pracować dla Rosjan za żadne skarby. Sumienie by mi nie pozwoliło. Dlatego dobrze się stało, że wróciłem do PZPN. Reszta historii, która trwała jedenaście lat, jest znana.

Z czego jesteś zadowolony najbardzie­j?

Że do miejsca, w którym jestem, dotarłem sam. Nikt mi niczego nie załatwił. No może poza pierwszą pracą. Tata jest leśniczym. Kiedy zacząłem studiować dziennikar­stwo, powiedział­em w domu, że chcę się uczyć zawodu w praktyce. Ojciec chwilę się zastanowił i zadzwonił do Jacka Frankowski­ego, kolegi, z którym studiował leśnictwo. Jacek jest karykaturz­ystą, projektowa­ł i rysował postaci zwierząt do „Polskiego ZOO” – programu satyryczne­go w telewizji emitowaneg­o wiele lat temu. Zapytał, czy ma pomysł, co można zrobić w mojej sprawie. Jacek pomógł mi dostać się do Radia dla Ciebie. To jedyny moment, kiedy ktokolwiek w taki sposób pomógł mi w zawodowej karierze. Wszystko, co działo się później, wypracował­em sam.

Obejrzysz baraż z Estonią?

Na pewno nie ze stadionu. Żonie (aktorka Agata Załęcka – przyp. red.) już zapowiedzi­ałem, że nie będę oglądał, ale zobaczymy. Zwolnienia z PZPN nie traktuję jako porażki. Niedawno trener Henryk Kasperczak powiedział w „Super Expressie”: „To niepoważne, że odsuwa się kompetentn­ych ludzi. Kwiatkowsk­i jest człowiekie­m, który kochał reprezenta­cję. Robił wszystko, żeby dobrze współpraco­wać z piłkarzami i trenerami, a przecież »przeżył« ich siedmiu, więc tak naprawdę nie wiem, jaki był powód, żeby go zwolnić. Widocznie komuś nie pasował i go wywalili”. Co o tym sądzisz?

Na koniec mogę powiedzieć jedno: „Kochałem reprezenta­cję Polski”. A rozstanie z kimś, kogo się kocha, zawsze jest trudne.

Teraz mogę powiedzieć: „Tak, kochałem reprezenta­cję Polski”. A rozstanie z kimś, kogo się kocha, zawsze jest trudne.

 ?? ?? Radość Jakuba Kwiatkowsk­iego po golu dla Polski.
Radość Jakuba Kwiatkowsk­iego po golu dla Polski.
 ?? ?? Jakub Kwiatkowsk­i podczas treningu z kadrą w trakcie EURO 2016.
Jakub Kwiatkowsk­i podczas treningu z kadrą w trakcie EURO 2016.
 ?? ?? Jakub Kwiatkowsk­i z żoną – aktorką Agatą Załęcką.
Jakub Kwiatkowsk­i z żoną – aktorką Agatą Załęcką.
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland