Porażek Legii nie da się wyjaśnić
MARCIN DOBOSZ: Podsumowanie rundy piłkarskiej PKO BP Ekstraklasy proponuję od wróżenia z fusów. Mistrzem Polski zostanie lider Śląsk Wrocław czy czająca się za nim Jagiellonia Białystok?
RADOSŁAW KAŁUŻNY (BYŁY REPREZENTANT POLSKI, KOMENTATOR „PRZEGLĄDU SPORTOWEGO”): Uważam, że żaden z czołowej dwójki – ani Śląsk, ani Jagiellonia. Nie wierzę, by na wiosnę te zespoły utrzymały formę. Ktoś z tych naszych „wielkich” ich drapnie. Ten, kto najszybciej się pozbiera, przebudzi, bo na razie za naszymi mocarzami taka runda, że żal ściska „podwozie”. O ile jakieś usprawiedliwienie znajduję dla Legii i Rakowa, które całą rundę walczyły w pucharach, to nic nie tłumaczy Lecha. Powąchał eliminacje Ligi Konferencji Europy, wstydliwie odpadając. Mógł więc zamiatać w lidze, budować przewagę, a tymczasem zespół trenera Johna van den Broma co rusz zaliczał wtopę. Często wyglądał koszmarnie, jak zespół kompletnie nieprzygotowany do sezonu. Ślamazarny, z wieczną zadyszką, nieułożony. Nawet nieco lepszy mecz szybko przykrywał kolejnym ośmieszeniem. A powierzenie zespołu Mariuszowi Rumakowi, byłemu szkoleniowcowi Lecha, którego dawna kadencja raczej nie kojarzy się w Poznaniu z sukcesami… Kojarzy mi się to z bajką „Grinch: świąt nie będzie”. Stworek Grinch nie znosił świąt i robił wszystko, by je zniszczyć. Identycznie postąpili szefowie Lecha wobec kibiców. Nominacją Rumaka zmącili swoim kibicom przedświąteczną atmosferę. Czytałem kiedyś przechwałki poznańskiego klubu własnym skautingiem. Mam zatem pytanie: gdzie byli ci „łowcy głów”, kiedy Lech błyskawicznie wyleciał z pucharów, a w lidze się czołgał? Czy to nie była pora, by szukać, rozglądać się za szkoleniowcem skrojonym pod Lecha? Żeby ten nowy od stycznia dał drużynie lepsze życie?
DOBOSZ: Wyłącznie dla porządku zapytam – według pana Lech jest największym rozczarowaniem pierwszej części rozgrywek?
KAŁUŻNY: Tak jest. Drugim zaś Cracovia. Pamiętam, kiedy kibice tego klubu narzekali na Michała Probierza. Oberwało mu się nawet wtedy, gdy wywalczył Puchar Polski. Gdyby dziś był szkoleniowcem klubu, który zajmuje miejsce tuż nad kreską, to pewnie szykowano by mu taczkę. A przecież przed sezonem, kiedy kontrakt z Cracovią podpisał Kamil Glik, żywiono pewne nadzieje. Życie brutalnie to zweryfikowało. Powrót Kamila do Ekstraklasy okazał się bolesny. Nie będę ukrywał, że po cichu liczyłem, iż odbuduje formę na tyle, by być branym pod uwagę przy powołaniach do reprezentacji. Ale wiek, a przede wszystkim jego forma wyleczyły z tych złudzeń. Rozdział pod tytułem Glik i reprezentacja został definitywnie zamknięty.
DOBOSZ:
To może o czymś przyjemniejszym?
KAŁUŻNY: Czyli musi być o Śląsku i Jagiellonii. Wręcz nie do wiary, że te dwa zespoły poprzedni sezon zakończyły bezpośrednio nad strefą spadkową. Trenerzy Jacek Magiera i Adrian Siemieniec wskoczyli wówczas w kombinezony strażaków, by ratować swoje kluby przed spadkiem. Nie bez kłopotów wypełnili zadanie, a do obecnych rozgrywek przyszykowali zespoły nie do poznania. Nie wierzę, jak wspomniałem, że dla Śląska czy Jagi skończy się to mistrzostwem, lecz czapki z głów za tę jesień i kawałeczek zimy. To były totalne metamorfozy. Jak ta lidera Śląska – Erika Exposito. Z piłkarza z nadwagą, kręcącego nosem na brak pozwolenia na transfer zamienił się w lidera strzelców Ekstraklasy, killera, który kolanem przepychał Śląskowi mecze z gatunku nie do wygrania. Ale choć Śląsk jest pierwszy, za najefektowniejszy zespół uważam Jagiellonię. Jaga kropnęła 45 goli, a na jej meczach nie sposób było się zdrzemnąć. Potrafiła wyciągnąć z 0:3 na 3:3 na boisku Lecha, ale też prowadzić na wyjeździe 3:0 z Puszczą Niepołomice i zremisować. Ta drużyna jest przede wszystkim jakaś, ma charakter. Chętnie na nią przychodzą i jeżdżą za nią kibice. To, jak niedawno rozsmarowała Raków Częstochowa, było nie było wciąż panującego mistrza, stanowiło powrót do czasów, kiedy rywale Jagiellonii obawiali się przyjazdu do Białegostoku. Warto było przychodzić na same gole Bartłomieja Wdowika, którego widzę w czołówce wygranych rundy.
DOBOSZ: Kogo jeszcze?
KAŁUŻNY: Exposito już wymieniłem. Z mniej oczywistych imponował mi Kamil Grosicki. Prawdziwy kapitan. Podejrzewam, że kibic Pogoni liczył, iż jego klub będzie miał bardziej udaną jesień niż piąte miejsce, ale wśród winnych nie wymieniłbym „Grosika”. Strzela gole, asystuje, tłumaczy się z wpadek swojego zespołu – no generał! Nieczęsto zdarzają się takie powroty na polskie boiska, a dodatkowym smaczkiem w sytuacji Kamila jest jego supercomeback do rodzinnego Szczecina i klubu, w którym zaczynał.
DOBOSZ: Przed sezonem pan, że tytuł trafi do Lecha.
przewidywał
KAŁUŻNY: Hmmm… Przypuszczałem, że efektowny występ w pucharach wiosną tego roku da Kolejorzowi kopa, napędzi go. Najwidoczniej pewna powtarzalność przerasta nasze kluby. Lechowi nadal nie można odbierać szans na mistrzostwo, lecz na dziś kiepsko to wygląda. Mimo wszystko będę się upierać, że tytuł trafi do kogoś z trójki Lech, Legia, Raków.
DOBOSZ: Ale do liderującego Śląska Legia traci już dziewięć punktów.
KAŁUŻNY: I ma na głowie wiosenne występy w pucharach. To przyjemny ból głowy, choć trudno wyjaśnić różnicę między Legią pucharową i ekstraklasową. Środowa porażka w beznadziejnym stylu na boisku Cracovii nie przystoi legionistom. OK, od biedy można tłumaczyć to trudnością pogodzenia ligi z pucharami dla polskich klubów, lecz nie da się sensownie wyjaśnić faktu, że zespół Kosty Runjaicia tracił punkty z Puszczą Niepołomice, Wartą Poznań, Cracovią, Stalą Mielec oraz ŁKS Łódź, który jedną nogą jest już piętro niżej, w I lidze. Dlaczego, mimo wszystko, upieram się przy mistrzostwie dla kogoś z trójki, którą wcześniej wymieniłem? Bo nieprzewidywalność Ekstraklasy jest rozbrajająca. Spokojnie da się wyobrazić sobie podium ligi bez Śląska lub Jagi, chociaż nikomu źle nie życzę. Życzę za to wszystkim naszym czytelnikom i kibicom wesołych świąt!
Nie wierzę, by Śląsk i Jagiellonia na wiosnę utrzymały formę. Ktoś z tych naszych „wielkich” ich drapnie. Ten, kto najszybciej się pozbiera, przebudzi, bo na razie za naszymi mocarzami taka runda, że żal ściska „podwozie”. O ile jakieś usprawiedliwienie znajduję dla Legii i Rakowa, które całą rundę walczyły w pucharach, to nic nie tłumaczy Lecha. Powąchał eliminacje Ligi Konferencji Europy, wstydliwie odpadając. Mógł więc zamiatać w lidze...