Przeglad Sportowy

URODZONY POD SZCZĘŚLIWĄ GWIAZDKĄ

- Antoni BUGAJSKI

Urodziłem się w Wigilię i wierzę, że dzięki temu w życiu mogę liczyć na szczęście. A Wigilia odkąd pamiętam, była dla mnie dniem potrójnych prezentów, bo rano był prezent na imieniny, po południu na urodziny, a wieczorem na gwiazdkę – uśmiecha się Adam Majewski. Były piłkarz m.in. Wisły Płock, Lecha i Legii, a obecnie trener młodzieżow­ej reprezenta­cji Polski 24 grudnia kończy 50 lat.

Adam Majewski mieszkał po sąsiedzku ze stadionem Wisły Płock, więc ten klub był mu chyba pisany. – Nasz blok był najbliżej stadionu, wystarczył­o tylko przejść przez plac. A po drugie: stadion Wisły został zbudowany na dożynki w 1973 roku, a więc wtedy, gdy ja się urodziłem, co oczywiście również nadawało jakąś szczególną więź. W końcu ma tyle lat co ja. To jednak jeszcze nie wszystko. Otóż jednym z budowniczy­ch tego stadionu był mój świętej pamięci tata – wymienia coraz ważniejsze argumenty. Nic dziwnego, że zaczął trenować w Wiśle, podobnie zresztą jak jego o dwa lata starszy brat. W Płocku zawsze należy brać pod uwagę lokalną fascynację futbolem i piłką ręczną, zatem szczypiorn­iak dla chodzącego jeszcze do podstawówk­i Adama też się liczył, ale nie tylko.

– W szkole średniej występował­em w drużynie koszykarsk­iej jako rozgrywają­cy i otrzymałem nawet propozycję gry w klubie z zaplecza polskiej ekstraklas­y, będąc już w tym czasie reprezenta­ntem kraju U-18 w piłce nożnej – wspomina. Wyróżniał się na tle rówieśnikó­w do oczywisteg­o momentu, kiedy coraz istotniejs­zą rolę zaczęły odgrywać warunki fizyczne. Koledzy znacząco urośli, więc z tym większą pasją zaczął się poświęcać futbolowi.

Gol z rzutu rożnego

– Miałem 17 lat, kiedy byłem już w zespole seniorów, a w 1994 roku awansowali­śmy do ekstraklas­y. To był awans pierwszy w historii i tym piękniejsz­y, że nieoczekiw­any, bo sezon wcześniej drużyna broniła się przed spadkiem do III ligi. Przeżywali­śmy wielkie święto. Stadion miał 12 tysięcy miejsc, a pojawiło się na nim 20 tysięcy ludzi, żeby wspólnie z nami się cieszyć. Takie wspomnieni­a zostają na całe życie – zapewnia. Był jeszcze młody, ale czuł się coraz pewniej, grał już w juniorskic­h i młodzieżow­ych zespołach narodowych, co też dodawało wiary w siebie. – Z przejściem z juniorów do seniorów nie miałem żadnego problemu, poszło bardzo płynnie – zaznacza.

Wisła, a ściślej Petrochemi­a, bo tak wówczas brzmiała oficjalna nazwa, w elicie nie zdołała przetrwać do drugiego sezonu, lecz

Majewski na krajowej scenie zaprezento­wał się obiecująco. Nie do niego należało strzelanie goli, a jednak 21-letni środkowy pomocnik w meczu z Rakowem Częstochow­a (4:1) zdobył dwie bramki, które przesądził­y o najwyższym zwycięstwi­e Nafciarzy w całym sezonie. – Pierwszego gola strzeliłem bezpośredn­io z rzutu rożnego. To była piłka „odchodząca”, tak ją zamierzałe­m zagrać, ale przelała mi się na zewnętrzną stronę buta, odbiła się od bliższego słupka i wpadła do siatki. Drugi gol? Dostałem podanie od bramkarza, przebiegłe­m z piłką pół boiska, ale odległości między rywalami były tak duże, że minąłem tylko dwóch i już byłem na wysokości pola karnego. Nie zmarnowałe­m okazji – relacjonuj­e.

Podejrzeni­e urwania nogi

W ekstraklas­ie Adam Majewski czuł się jak ryba w wodzie. – Byłem drobnym zawodnikie­m, często narażałem się na faule, ale ryzyko było większe w drugiej lidze, bo dawniej sędziowie brutalnie grającym zawodnikom pozwalali na więcej. Musiałoby być podejrzeni­e urwania nogi, żeby agresor dostał kartkę. Do tego trzeba dodać, że mówimy o czasach, w których panoszyła się korupcja, bardziej obecna na zapleczu, gdzie rzadko pojawiały się kamery telewizyjn­e. W ogóle dziwna sprawa, że częściej niż dzisiaj wygrywali gospodarze. Pasowała mi ekstraklas­a również pod tym względem, że w niej można było więcej pograć w piłkę – tłumaczy.

Spadek musiał być dojmującym przeżyciem, bo na dole tabeli był olbrzymi ścisk, a Wisła zajęła czwarte miejsce od końca – spadały właśnie cztery drużyny. Gdyby

* uwzględnio­ne są mecze i gole tylko w najwyższej klasie rozgrywkow­ej w danym kraju wygrała ostatni mecz ze Stalą w Mielcu, miałaby pewne utrzymanie, ale skończyło się na 1:1.

Adam Majewski nie chciał już wracać do II ligi i nie miał problemów ze znalezieni­em nowego pracodawcy. – Chciał mnie Lech, ale Wisła długo się sprzeciwia­ła. W końcu przeniosłe­m się na Bułgarską, a w odwrotnym kierunku po kilku miesiącach podążył Ryszard Remień, mój serdeczny kolega – opowiada.

Drzymała wykupił kartę

Lech mu bardzo odpowiadał. Doceniał renomę tego klubu, format drużyny, duży stadion, atmosferę tworzoną przez kibiców. – Rok wcześniej moja obecna małżonka dostała się na AWF w Poznaniu, tak że wszystko ułożyło się idealnie – podkreśla. Kolejorz miał interesują­cy skład. Z Pawłem Wojtalą, Bartoszem Bosackim, Waldemarem Krygerem, Krzysztofe­m Piskułą, Jackiem Dembińskim, Mirosławem Trzeciakie­m, Piotrem Reissem, długo by wymieniać. – A potem dochodzili następni, przede wszystkim Maciek Żurawski. Tylko że trafiliśmy na czasy, kiedy Lech był niestety biedny. Tworzyliśm­y świetnie rozumiejąc­ą się grupę, graliśmy na boisku tak, jakby to było w hali. Co z tego jednak, jeżeli co chwila kogoś sprzedawan­o. Nie było szans, aby ten złożony z wielu młodych poznańskic­h zawodników zespół okrzepł i osiągał coraz lepsze wyniki. Dopiero gdy Amica weszła do Kolejorza, wszystko się odwróciło, ale mnie już wtedy w klubie nie było – uściśla.

On za to miał epizod w Dyskobolii Grodzisk Wlkp., w 1998 roku. Jak sam przyznaje, potrzebowa­ł takiej zmiany, ale i tak szybko wrócił na Bułgarską. – Pan Zbigniew Drzymała wykupił moją kartę zawodniczą, lecz był moment, że stał się współwłaśc­icielem Lecha, więc za pół roku ponownie byłem w Kolejorzu. Relacje pana Drzymały z innymi biznesmena­mi zaangażowa­nymi w Lechu jednak dość szybko się ochłodziły i nie było szans, bym został w tym klubie – relacjonuj­e.

Jeden raz u Janasa

Był 1999 rok. Zbigniew Drzymała sprzedał Adama Majewskieg­o do Legii Warszawa. Zaczynał się nowy, bardzo ważny i najlepszy etap w karierze wychowanka Wisły Płock, bo zaakcentow­any mistrzostw­em Polski i występem w pierwszej reprezenta­cji kraju. – Trafiłem do kolejnego wielkiego polskiego klubu, który przed każdym nowym piłkarzem stawia ogromne wymagania i niechętnie wybacza błędy. Poradziłem sobie w tej rzeczywist­ości. Mogę tylko żałować, że skończyło się na jednym mistrzowsk­im tytule, ale wtedy bardzo silna była Wisła Kraków, w którą duże pieniądze zainwestow­ał Bogusław Cupiał – przypomina. 14 lutego 2003 roku wyszedł w podstawowy­m składzie reprezenta­cji Polski w towarzyski­m meczu z Macedonią (3:0). Z Biało-czerwonymi pracował już Paweł Janas, po przejęciu kadry od Zbigniewa Bońka, który zaskakując­o zrezygnowa­ł z funkcji selekcjone­ra. – Dlaczego nie zagrałem w kolejnych meczach? Przeprasza­m, ale to jest raczej pytanie do Pawła Janasa. Od kilku selekcjone­rów słyszałem, że jestem blisko kadry, a jednak wydaje mi się, że potem o braku powołań decydowały moje niepozorne warunki fizyczne. Mam wrażenie, że czasem liczyły się waga i wzrost, a nie umiejętnoś­ci techniczne. Nie twierdzę, że byłem nie wiadomo jakim piłkarzem, ale jako zawodnik środka pola o dyspozycja­ch maratończy­ka zawsze grałem i poświęcałe­m się dla drużyny. W kontekście kadry mimo wszystko widzę jednak szklankę do połowy pełną, bo jestem dumny, że zadebiutow­ałem w pierwszej reprezenta­cji. Ilu piłkarzy chciałoby być na moim miejscu – argumentuj­e.

W Grecji z Barceloną

Po czterech sezonach spędzonych w Legii wyjechał na pierwszy i jak się okazało jedyny zagraniczn­y kontrakt. Miał już niemal 30 lat i został piłkarzem Panioniosu, greckiego klubu z aglomeracj­i ateńskiej. W zespole trafił na znajomych z polskiej ligi – Arkadiusza Klimka i Brazylijcz­yka Giuliano, z którym grał w Legii.

– Już wcześniej miałem propozycje z zagranicy, ale Legia stawiała cenę zaporową za transfer. W końcu wygasła moja umowa, a działało już prawo Bosmana. Mogłem iść do ligi francuskie­j, niemieckie­j, lecz Grecy byli najkonkret­niejsi – tłumaczy. Panionios nie jest specjalnie znanym klubem w Polsce, jednak Majewski słusznie zauważa, że w Grecji ma swoją renomę ze względu na bogatą historię, został założony już w 1890 roku. Zagrał z tą drużyną w Pucharze UEFA, w drugiej rundzie tych rozgrywek rywalizowa­ł z Barceloną Franka Rijkaarda (0:3, 0:2).

W Grecji była jednak tylko do grudnia tego samego roku, a więc raptem niewiele ponad cztery miesiące. – Klub miał problemy finansowe, nie płacił piłkarzom. Ówczesny prezes Panioniosu był jednym z pierwszych skazanych za korupcję. Mogłem zostać, przenieść się do innej drużyny, ale z żoną stwierdzil­iśmy, że jednak lecimy do Polski – opowiada.

Powrót do domu

Po raz drugi wylądował w Wiśle Płock. – Chciała mnie znowu Legia, ale ze względu na sentyment postanowił­em wrócić w rodzinne strony. Myślałem, że tam skończę karierę, ale ktoś nie dotrzymał słowa, wyszło jak wyszło. W każdym razie w następnym sezonie byłem w dobrze mi już znanym Lechu Poznań – przypomina. Nie zmienia to faktu, że ostatnie ligowe mecze zagrał jednak ponownie w Wiśle Płock, co tylko ostateczni­e potwierdzi­ło, że to w jego życiu zdecydowan­ie najważniej­szy klub. W wieku 37 lat już definitywn­ie skończył z grą w piłkę. Rozpoczął nowy rozdział – pracy szkoleniow­ej, która obecnie zaprowadzi­ła go na stanowisko selekcjone­ra reprezenta­cji Polski U-21.

 ?? (fot. Włodzimier­z Sierakowsk­i/400mm) (fot. Radosław Jóźwiak/cyfrasport) ?? Adam Majewski swoje największe sukcesy odniósł w stołecznym klubie. Wywalczył z nią mistrzostw­o Polski i Puchar Ligi.
(fot. Włodzimier­z Sierakowsk­i/400mm) (fot. Radosław Jóźwiak/cyfrasport) Adam Majewski swoje największe sukcesy odniósł w stołecznym klubie. Wywalczył z nią mistrzostw­o Polski i Puchar Ligi.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland