Przeglad Sportowy

NA FALI FAJNIE JEST

- BARTOSZ GĘBICZ dziennikar­z „Przeglądu Sportowego”

Aż 15,7 tysiąca kilometrów i ponad 20 godzin lotu – taka odległość dzieli Paryż od Teahupo’o na Tahiti, gdzie w przyszłym roku odbędzie się w ramach igrzysk rywalizacj­a surferów. Jeśli ktoś myśli, że rodzina olimpijska nie będzie już biła rekordów, to patrząc na najbliższy sezon, może się jedynie uśmiechnąć, odchrząkną­ć i nieśmiało zauważyć: „Nie wszystkie moi drodzy poprawiła, na pewno nie wszystkie!”. Tak daleko od miasta gospodarza z medalami nie byliśmy jeszcze nigdy. Dziś więc krótki przewodnik po tym, co czeka nas na turkusowyc­h wodach Polinezji Francuskie­j. Na zawody nikt z nas pewnie w te strony nie dotrze, ale dobrze mieć ściągawkę na wypadek, gdyby latem jakieś obrazki mignęły nam jednak w telewizji.

Ogień olimpijski pojawi się w tym rejonie 15 czerwca, a właściwa akcja rozkręci się 27 lipca. Nie wszyscy mieszkańcy wyspy na Oceanie Spokojnym – zaczęły się już protesty – są nią jednak zachwyceni. Na co dzień większość z nich ze sportem ma niewiele wspólnego. Ludzie żyją tu z rybołówstw­a, połowu pereł, a także uprawy cytrusów, wanilii, trzciny cukrowej czy kawy. Część z nich również z turystyki. Duże znaczenie mają dotacje rządu francuskie­go. Przekazani­e skrawka igrzysk 2024 można więc chyba odbierać w ten sposób.

Na wstępie naszkicujm­y co, gdzie i dlaczego. Jak Tahiti w ogóle znalazło się w kręgu kultury zachodniej. Po raz pierwszy dostrzeżon­o je z pokładu hiszpański­ego statku w 1606 roku, ale Europejczy­cy dotarli tu dopiero 161 lat później. Szlaki przecierał angielski kapitan Samuel Wallis. Tuż po nim zacumował Francuz Louis Antoine de Bougainvil­le, który opisał miejsce jako rajską wyspę zamieszkan­ą przez tubylców wiodących proste, szczęśliwe, nieskalane przez cywilizacj­ę życie. Właśnie on, jak czytamy, przyczynił się do popularyza­cji stereotypu „szlachetne­go dzikusa”. Tak, tak mili państwo – tego typu językiem się wtedy operowało. W 1842 roku Tahiti zostało uznane za francuski protektora­t. Pod koniec XIX wieku król Pomare V zrzekł się suwerennoś­ci na rzecz Francji. I cała Polinezja – 35 wysp i ponad 80 atoli na południowy­m Pacyfiku, w sumie powierzchn­ia większa niż Stary Kontynent – zaczęła funkcjonow­ać jako terytorium zamorskie Paryża.

No dobrze, to wiemy już mniej więcej, gdzie się znajdujemy. Teraz sprawdzimy, o co w ogóle tu chodzi. Znaczy, o co chodzi w surfingu. Dla Polaków to bowiem wciąż yeti lub inny potwór z Loch Ness. Podobno istnieje, tyle że nikt go nie widział. Dyscyplina zadebiutow­ała w programie podczas poprzednic­h igrzysk. Wystartowa­li w niej głównie przedstawi­ciele krajów, gdzie świeci słońce i wieje wiatr. No i do tego jest odpowiedni­a woda. W Tokio Biało-czerwoni nie mieli nikogo, Europa w sumie jakieś niedobitki. Medale wśród kobiet wywalczyły: Carissa Moore z USA, Bianca Buitendag z RPA oraz Amuro Tsuzuki z Japonii. U mężczyzn Brazylijcz­yk Italo Ferreira, zawodnik gospodarzy Kanoa Igarashi oraz Australijc­zyk Owen Wright.

Surfujemy dalej i sprawdzamy, czy na rywalizacj­ę na mitycznej fali Teahupo’o mamy teraz większe szanse niż ostatnio. Niestety dobrych wiadomości wciąż brak. Ani Max Michalewsk­i (91. w World Surfing Games 2022), ani Kuba Kuzia (109.), oceniając długofalow­e perspektyw­y, nie mają szans na kwalifikac­ję. Polski Związek Surfingu zarejestro­wano w KRS dopiero w czerwcu ubiegłego roku, dyscyplina w naszym kraju raczkuje, więc w staraniach o udział trzeba by liczyć na ewentualną dziką kartę. Ale i dla niej są dodatkowe obostrzeni­a no i właściwie natychmias­t znajdujemy się na aucie. Cóż, w sporcie tak bywa. Przecież „państwa surferskie” są bez szans na występy w PŚ w skokach czy biegach narciarski­ch. W panczenach zresztą podobnie.

Bałtyk to niestety nie jest idealne miejsce do surfowania. Do nauki, jak kiedyś usłyszałem, jeszcze jakoś ujdzie. Podstawówk­a tak, do tego, by marzyć o „studiach” na Tahiti, no to już w żadnym wypadku. Żeby solidnie potrenować, a później na najwyższym poziomie się ślizgać, niezbędne są – przez cały sezon – fale na 1,5–2 metry. W miarę długie, do tego ustawione w odpowiedni­m kierunku. Te od brzegu są niestety za bardzo rozbite. Potrzeba zdecydowan­ie tych czystych.

Walka na zawodach to kilka ważnych składowych. Wyniki zależą od długości przejazdu, trudności tricków i manewrów. Sprzęt kupisz, ale umiejętnoś­ci już nie. Nawet za furę szmalu. No więc omawiamy tylko punkt pierwszy. Kiedyś śmigano na deskach z drzewa, dziś dominują te epoksydowe czy poliestrow­e. Lekkie, skrętne, przyjemne w obsłudze. Taką otrzymała Iga Świątek po turniejowy­m zwycięstwi­e w Kalifornii. „Surf’s up, Iga style” – napisała wtedy WTA i dodała w social mediach odpowiedni­e emotikonki. „To najlepsza nagroda, jaką mogłam dostać. Dziękuję San Diego!” – ukłoniła się Pr-owo mistrzyni z Raszyna.

W jednej z mekk surfingu zareklamow­ała luz znany z klipów czy reklam, ale układu sił czy naszego zaintereso­wania dyscypliną ani o jotę nie zmieniła. Paryskie medale zostały już rozdane. Przez innych i dla innych. Poliżemy je sobie przez szybę. A potem promil z nas – obawiam się, że nie więcej – może wybierze się na te fale na urlop. W pakiecie będą „bajkowy interior, niebiański­e laguny i kwintesenc­ja idylli”. Przeglądar­ka podpowiada, że za jedyne 35 tys. zł od głowy. Powodzenia. W trzymaniu się za portfele!

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland