TAK WITALIŚMY NOWY ROK W PRZEGLĄDZIE SPORTOWYM
dostał oferty od wielu znanych prawniczych firm. Zapraszały go na rekonesans, gościły w najlepszych hotelach. Po dokonaniu wyboru nowy chlebodawca dał mu bonus: przez rok, za pieniądze firmy, może pojeździć po świecie. Bez żadnych obowiązków. Zahaczył też o Europę, w której znał wyłącznie bułgarskie Złote Piaski. Gdzieś pod palmą odebrał telefon od znajomego, który pracował w poważnej firmie w Houston: „Właśnie otwieramy biuro w Polsce, przejdź do nas, przy okazji skoczyłbyś do Warszawy” – usłyszał. – Pracował nade mną tak długo, aż się zgodziłem – wspominał Mioduski w „Przeglądzie”. Rozmowy z poprzednim pracodawcą były trudne, ale firmy się dogadały. Do Warszawy miał polecieć na dwa tygodnie, został do dziś. – Zakochałem się w tym kraju od nowa, choć oczywiście po Houston i Nowym Jorku dostrzegłem brzydotę Warszawy. Ale wtedy było coś takiego w powietrzu, że nikt nie liczył godzin w pracy. Chciałem się specjalizować w zagadnieniach prawnych energetyki i stworzyłem grupę specjalistów – wspominał w „Przeglądzie”. Był wtedy przedstawicielem zarządu firmy prawniczej Cameron Mckenna.
Od Kulczyka do Legii
Kiedy premierem RP był Kazimierz Marcinkiewicz, Mioduski dostał propozycję objęcia teki Ministra Skarbu w jego rządzie. – Zablokowali mnie wspólnicy z kancelarii, twierdząc – zresztą słusznie – że nie mają mnie kim zastąpić tak od ręki. Byłem oburzony, ale po czasie im dziękowałem. Wkrótce cała polityczna układanka się posypała, więc ja zostałbym ze swoim patriotyzmem sam – to kolejny cytat z „Pulsu Biznesu”.
W 2007 roku został dyrektorem Kulczyk Investments – koncernu należącego do Jana Kulczyka, który też pochodzi z Bydgoszczy. – Był długi okres, gdy nasze relacje można było nazwać relacjami fenomenalnymi. Opartymi na pełnym zaufaniu – wspominał w sport.tvp.pl relacje z Kulczykiem, wtedy jednym z najbogatszych Polaków. – Kiedy zdecydowałem się wejść w jego struktury, rzeczywiście miał trudny okres, ale był gotowy, że przyjdzie ktoś z zewnątrz, kto w inny sposób poprowadzi jego biznes. I to zrobiliśmy. Jego biznes przestał być tylko polski, a stał się międzynarodowy. Zaczęliśmy robić duże, transparentne transakcje, zgodne z najwyższymi standardami.
Funkcja prezesa holdingu Kulczyk Investments, należącego do najbogatszego Polaka, była szczytem kariery biznesowej Dariusza Mioduskiego. Pełnił ją od maja 2007 roku. Pół roku później objął stanowisko prezesa zarządu oraz dyrektora generalnego międzynarodowego domu inwestycyjnego Kulczyk Investments SA. Równolegle był przewodniczącym rady dyrektorów Serinusa i został członkiem zarządu Polskiej Rady Biznesu. Wiosną 2012 roku wybrano go na przewodniczącego rady dyrektorów międzynarodowej spółki Kulczyk Oil Ventures działającej w sektorze poszukiwania i wydobycia ropy naftowej oraz gazu. Poza wyżej wymienionymi funkcjami Mioduski udzielał się też w kilku innych spółkach. Zaczął również pojawiać się na meczach Legii. Kiedy holding ITI przejął udziały w klubie, Mioduski – do marca 2009 – zasiadał w radzie nadzorczej klubu. Potem miał ponad dwuletnią przerwę, by latem 2012 roku powrócić na to samo stanowisko. Kilka miesięcy później prezesem klubu został jego dobry znajomy Bogusław Leśnodorski. – Robiliśmy jakąś transakcję, pomogłem Bodkowi, mieliśmy dobrą relację i wydawało mi się to w miarę naturalne. Trwały poszukiwania prezesa i to nie tylko moja zasługa, że Bodek nim został. Znaliśmy się, miał coś w sobie, co ja zarekomendowałem kilku osobom z ramienia ITI – mówił Mioduski w wywiadzie ze sport.tvp.pl.
Stąd już bardzo blisko do odkupienia udziałów od ITI, co nastąpiło na początku 2014 roku. – Legia to pochodna lat spędzonych w Stanach. Byłem tam zapalonym kibicem, głównie koszykówki, ale nie tylko – wspominał w rozmowie z Jerzym Chromikiem. Na Harvardzie Mioduski grał w basket m.in. z przyszłym prezydentem USA Barackiem Obamą. – W moim środowisku znajdowało się wiele osób związanych ze sportem. Moim marzeniem było wówczas zostanie, kiedy będę mógł sobie na to pozwolić, właścicielem klubu sportowego. Przede wszystkim NBA. To oczywiście marzenie ściętej głowy, ale takie miałem. Nie widzę w życiu żadnych ograniczeń. Wracając do Polski i znając markę Legii, do tego kochając piłkę, nie mogłem nie zrealizować przynajmniej w części dawnego marzenia. Nie chciałbym być w Polsce właścicielem innego klubu poza Legią. To nie dla mnie. Ja mogę być właścicielem tylko Legii Warszawa. Nawet gdyby Śląsk Wrocław kosztował mniej, nie miałoby to znaczenia. Tylko Legia ma potencjał międzynarodowy. To jest to, o co mi chodzi i na czym mi zależy. Od początku byłem przy przejęciu klubu przez ITI. Namawiałem ich, żeby zainwestowali w Legię, potem się z tego wycofałem, bo nie szło to w kierunku, który sobie wyobrażałem. Kiedy zmarł Janek Wejchert, jego żona poprosiła mnie, żebym ponownie wszedł do rady nadzorczej. I wtedy pomyślałem, że chciałbym zostać wspólnikiem właścicieli Legii. To był projekt bardzo mi bliski, fascynował mnie. Podejrzewałem, że dzięki niemu będę mógł zrealizować młodzieńcze marzenia. Taką ich namiastkę. A życie potoczyło się tak, że to się stało w o wiele większym wymiarze, niż podejrzewałem – opowiadał Dariusz Mioduski. We wrześniu 2023 roku po raz trzeci został wybrany na czteroletnią kadencję do władz European Club Association (ECA), największej organizacji zrzeszającej kluby piłkarskie w Europie. Przewodniczącym jest szef PSG Nasser Al-khelaifi, a właściciel Legii jednym z sześciu wiceprezesów. Żona właściciela Legii Anna jest prezesem zarządu Fundacji Legii Warszawa. – Ania miała przed sobą dobrze zapowiadającą się karierę prawniczą. Pracowaliśmy w dużych kancelariach amerykańskich, gdzie była tzw. superstar. Gdy zdecydowaliśmy się pobrać, odeszła z tej kancelarii i została szefem prawnym koncernu Nestlé w Polsce. A potem zaszła w ciążę. Urodziła się Julia, nasza starsza córka. Mamy bardzo bliską, rzekłbym partnerską relację. Od dwudziestu paru lat. Poznaliśmy się, pracując razem i najpierw się zaprzyjaźniliśmy. Jest ode mnie młodsza, co do dnia, o cztery i pół roku. Byliśmy więc bardzo bliskimi przyjaciółmi w pracy, a później zorientowaliśmy się, że łączy nas więcej niż tylko sprawy służbowe. I teraz mamy związek niebywały, wywodzący się z przyjaźni i oparty na partnerstwie. Do tego dochodzą te kwestie romantyczne, które do dziś nas cementują. A jeśli pytasz, czy ja ją wciągnąłem do projektu Legia, czy sama uznała, że powinna pomóc, to prawidłowa odpowiedź jest taka: trochę tego, trochę tego. Przeżywa wszystkie moje kryzysy. I to o wiele bardziej niż ja. Radzę sobie o wiele lepiej, ponieważ jestem twardszy – to słowa Dariusza Mioduskiego z wywiadu dla Jerzego Chromika w sport.tvp.pl.
Na szczęście ostatnio kryzysów mniej, a sześćdziesiątka właściciela Legii zapowiada się godnie.