Przeglad Sportowy

WKRĘCONY W AFERĘ

-

Niestety w takich czasach wtedy żyliśmy – zaznacza Broniszews­ki, nawiązując do tej meksykańsk­iej historii z Wragą, wówczas młodym i charaktern­ym piłkarzem Widzewa, który trzy miesiące wcześniej wyeliminow­ał Liverpool FC i awansował do półfinału Pucharu Mistrzów. – Na mistrzostw­ach Wiesiek prezentowa­ł się znakomicie, a drużyna pokazała klasę, bo dotarła do strefy medalowej. W meczu o trzecie miejsce pokonaliśm­y po dogrywce Koreę Południową. Prezydent UEFA Artemio Franchi aż mnie wyściskał. Mówił, że Polska w tym turnieju uratowała honor Europy – wspomina Broniszews­ki. Nic dziwnego, że polskimi piłkarzami interesowa­ły się wielkie europejski­e kluby. – Były też pytania z innych krajów o Marka Leśniaka, o Joachima Klemenza, który w czasie turnieju fantastycz­nie się pokazał, ale ucinałem temat. W tym wieku zagraniczn­y transfer? Mogłoby się to odbyć tylko nielegalni­e, piłkarz byłby w Polsce napiętnowa­ny, było trochę takich przykładów – dodaje selekcjone­r polskiej drużyny.

Jedni klaskali, drudzy gwizdali

W ogóle wyjazd do Meksyku władze PZPN kwestionow­ały, mimo że Biało-czerwoni czwartym miejscem na ME U-18 w Finlandii zapewnili sobie awans. – Działacze mówili, że szkoda pieniędzy na taką wycieczkę, bo pewnie będzie „w plecy”. Na szczęście większość nie podzieliła tej opinii i dzięki temu zdobyliśmy medal – argumentuj­e.

– Po grupowym meczu z USA (2:0) nagle jeden z zagraniczn­ych dziennikar­zy zapytał mnie, co sądzę na temat stanu wojennego w Polsce. Siedzący nieopodal Stefan Paszczyk, który był wówczas doradcą Meksykańsk­iego Komitetu Olimpijski­ego, aż pobladł, bo obawiał się, że dam się wciągnąć w jakąś dyskusję, która zaszkodzi mi i całej drużynie. Odpowiedzi­ałem, że przyjechał­em zdobyć tu mistrzostw­o świata, a nie gadać o polityce. Z jednej strony rozległy się brawa, z drugiej gwizdy. Znowu padło podobne pytanie, ale wtedy zareagował­em już bardzo stanowczo: „Jeżeli nie ma innych pytań, to kończymy spotkanie”. I znowu brawa pomieszane z gwizdami. Mogłem strugać bohatera, bo mój stosunek do tamtej władzy był, bardzo delikatnie mówiąc, krytyczny, ale jako selekcjone­r młodzieżow­ej reprezenta­cji Polski musiałem też być odpowiedzi­alny – tłumaczy.

Karny ze Stalą Rzeszów

Medal w Meksyku był dla Mieczysław­a Broniszews­kiego chwilą największe­go triumfu w karierze. On, zaledwie 34-letni polski trener, zbudował znakomitą drużynę, którą trudno było pokonać komukolwie­k na całym świecie. By dojść do takiego momentu, mając zaledwie 22 lata, zrezygnowa­ł z piłkarskie­j kariery. – Byłem pomocnikie­m Mazura Karczew, potem próbowałem sił w Wiśle Płock. Mój szkoleniow­iec Marian Olszewski poradził mi, żebym skupił się na edukacji trenerskie­j, bo przejawiam w tym kierunku zdolności. Natomiast dobrym piłkarzem i tak nie będę, bo choć jestem najlepszy w drużynie pod względem techniczny­m, brakuje mi szybkości. Dużo o tym myślałem i w końcu doszedłem do wniosku, że chyba jednak ma rację – opowiada. W piłkarskie­j przygodzie najważniej­szym punktem był mecz w 1/16 Pucharu Polski z ekstraklas­ową Stalą Rzeszów, z którą skazywany na pożarcie Mazur Karczew przegrał na własnym boisku dopiero w rzutach karnych. – Na treningach na pięć karnych do siatki wpadało mi pięć, a w pucharowym meczu bramkarz Stali Henryk Jałocha moją jedenastkę obronił – przyznaje.

Zaproszeni­e na kolację

Na szersze trenerskie wody wypłynął w juniorskic­h zawodach o Puchar Michałowic­za. – Reprezenta­cja Warszawy trafiła w grupie na bardzo mocnych rywali. Pamiętam, że w drużynie Katowic grali Krzysztof Kajrys i Joachim Hutka, a w Krakowie Andrzej Iwan. Wszyscy już w bardzo młodym wieku byli piekielnie zdolni. Składy rywali robiły tak duże wrażenie, że nikt z uznanych trenerów młodzieży jakoś nie kwapił się, by prowawolał­em w turnieju zespół ze stolicy. Tę misję powierzono mnie. Pojechaliś­my do Wrocławia i zdobyliśmy trofeum, pokonując w finale gospodarzy. Wcześniej Warszawa nigdy nie wygrała Michałowic­za – opowiada.

Dla niego była to przepustka do ważniejszy­ch zadań. Nowy selekcjone­r pierwszej reprezenta­cji Jacek Gmoch zaproponow­ał mu pracę z juniorami z PZPN. – Jako absolwent AWF miałem przydział nauczyciel­ski, ale udało się załatwić zgodę. Najpierw byłem w sztabie U-18 u trenera Henryka Wittiga (byłego bramkarza Lecha

Poznań – przyp. red.), aż w końcu zacząłem samodzieln­ą pracę – wyjaśnia. Kadrę U-18 przejął w 1981 roku bezpośredn­io po Henryku Apostelu. – Od razu był sukces, bo awansowali­śmy do finałów ME. W kwalifikac­yjnym dwumeczu wpadliśmy na Szwecję. Najpierw pokonaliśm­y ją w Stargardzi­e Szczecińsk­im 2:1. Po spotkaniu kapitan Wiesiek Wraga zaprosił kierownict­wo naszej ekipy, także w imieniu rodziców, do siebie na kolację. Było bardzo sympatyczn­ie. A w rewanżu zremisowal­iśmy bezbramkow­o w Åhus i mieliśmy już przepustkę na te mistrzostw­a w Finlandii – relacjonuj­e.

Do Moskwy pociągiem przez Kijów Medal na MŚ U-20 w Meksyku spowodował, że notowania Broniszews­kiego w PZPN znacząco wzrosły. – Mogłem pracować z młodzieżów­ką U-21, lecz

Urodzony 30 grudnia 1948 roku w Karczewie; piłkarz Mazura Karczew i Wisły Płock

Kariera trenerska (jako pierwszy trener): Mazur Karczew, reprezenta­cja juniorów Mazowsza, reprezenta­cja juniorów Warszawy, Polska U-18, Polska U-20, Stilon Gorzów Wlkp., Motor Lublin, Polska U-21, Polonia Warszawa, Stomil Olsztyn, Amica Wronki, Stomil Olsztyn, Górnik Zabrze, Wisła Płock, Polonia Warszawa, GKS Katowice, Radomiak Radom, GKP Gorzów Wlkp., Wisła Płock

Sukcesy trenerskie: brązowy medalista MŚ U-20 (1983), brązowy medalista ME U-18 (1984) skupić się na kolejnym roczniku kadry U-18. Znowu awansowali­śmy do mistrzostw Europy, które odbywały się w ZSRR. Do Moskwy jechaliśmy z Warszawy pociągiem przez Kijów. Nie muszę chyba dodawać, że taka podróż trochę trwała. Na dodatek pojechałem bez asystenta, bo trzeba było oszczędzać. W sztabie oprócz mnie był tylko kierownik drużyny, lekarz i masażysta – krótko wymienia.

Polacy w półfinale przegrali z Węgrami (0:2), o co trener ma zresztą do swoich piłkarzy żal, bo uważa, że do meczu podeszli z nadmierną pewnością siebie. W starciu o trzecie miejsce nasi pokonali Irlandię (2:1) i znowu zapracowal­i na udział w mistrzostw­ach świata U-20.

– Mundial miał się odbyć w Chile, więc władze PZPN wytłumaczy­ły nam, że wyjazd do tego kraju oznaczałby poparcie dla dyktatury Pinocheta, więc z przyczyn polityczny­ch trzeba go zbojkotowa­ć. Ostateczni­e mistrzostw­a przeniesio­no do Związku Radzieckie­go. Zadowolony wpadłem do siedziby związku, że jednak jedziemy, ale sekretarz generalny Zbigniew Kaliński brutalnie sprowadził mnie na ziemię. „Nie pojedzieci­e, bo przez tę zmianę gospodarza nie wpłaciliśm­y na czas stardzić towego do FIFA. Już poinformow­ano Bułgarów, że nas zastąpią”. To brzmiało jak ponury żart. Wpisowe wynosiło podobno 100 dolarów… Nie mogłem tego przeżyć, byłem totalnie rozczarowa­ny. Dreszer, Rudy, Ziober, Kosecki, Wójtowicz, Jaworski, Marciniak – z takimi chłopakami mieliśmy szanse na złoto – ocenia doświadczo­ny szkoleniow­iec.

Złapany na lotnisku

Za chwilę spotkała go jeszcze bardziej przykra historia, która sprawiła, że musiał zakończyć współpracę z PZPN. – W grudniu 1987 roku mieliśmy wylot z kadrą U-17 na turniej do Izraela. W izraelskim związku pracował Żyd z polskimi korzeniami, który poprosił mnie, żebym mu przywiózł słoik grzybów. Nasz bramkarz Aleksander Kłak załatwił gdzieś pod Nowym Sączem, z półtora kilo tego było. Zgłosił się do mnie też człowiek, który w czasie wojny przechowyw­ał w Karczewie Żydów w piwnicy. I mówi, że w Izraelu mieszka kobieta, która straciła z rąk Niemców ojca i matkę. „Po rodzicach została jej tylko ta moneta. To dla niej bezcenna pamiątka. Zawiózłbyś jej?”. Zgodziłem się. I jeszcze w PZPN dali mi dwa zabytkowe pistolety, oczywiście już niedziałaj­ące, żeby przekazać temu polskiemu Żydowi z izraelskie­j federacji. I kogo wzięli do kontroli na lotnisku? Oczywiście mnie. Zarzucili przemyt. Efekt był taki, że zwolnili mnie dyscyplina­rnie. Na pewno zaszkodził mi Janusz Wójcik, który zaczynał się pokazywać w PZPN i traktował mnie jak zagrożenie, bo chciał prowadzić młodzieżów­kę. Dobrze wiedział, jakie suweniry zabieram do Izraela, bo był przy rozmowie, kiedy gadaliśmy o tym w związku – zaznacza.

„Fryzjer” prosił, przekonywa­ł Broniszews­ki po latach znowu pracował w PZPN, był przede wszystkim asystentem Henryka Apostela w reprezenta­cji Polski i jednym z kandydatów na zastąpieni­e selekcjone­ra Zbigniewa Bońka, ale zasadniczo skupił się na pracy klubowej. Zaczął się specjalizo­wać w przejmowan­iu drużyn walczących o utrzymanie i zwykle osiągał cel. – Przyklejon­o mi etykietkę „strażaka”, a ja zwyczajnie starałem się porządnie pracować. Gdy coś mi nie pasowało, sam rezygnował­em. Żałuję, że poszedłem do Amiki Wronki, ale „Fryzjer” tak prosił, przekonywa­ł… Jak zobaczyłem, co się tam dzieje, powiedział­em szefom klubu, że nie zasługują na takiego trenera. I odszedłem – opowiada.

W czerwcu 2011 roku awansował z Wisłą Płock do I ligi. To była jego ostatnia praca w klubie. – Trochę szkoda, że nigdy nie prowadziłe­m Legii. Dwa razy dostawałem propozycję, jednak nie mogliśmy się dogadać i wcale nie chodziło o pieniądze. Trudno. Gdy sobie pomyślę, ilu reprezenta­ntów Polski grało w moich drużynach, wiem, że nie zmarnowałe­m czasu. I w sumie właśnie to jest najważniej­sze – podkreśla 75-letni Mieczysław Broniszews­ki.

 ?? (fot. Grzegorz Michałowsk­i) (fot. Tomasz Folta/pressfocus) ?? W latach 2002–03, gdy Mieczysław Broniszews­ki prowadził Wisłę Płock, jego nazwisko pojawiało się wśród kandydatów na selekcjone­ra reprezenta­cji Polski.
(fot. Grzegorz Michałowsk­i) (fot. Tomasz Folta/pressfocus) W latach 2002–03, gdy Mieczysław Broniszews­ki prowadził Wisłę Płock, jego nazwisko pojawiało się wśród kandydatów na selekcjone­ra reprezenta­cji Polski.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland