Jak szaleć, to na całego
MARCIN DOBOSZ: „z orkiestrą”?
Nowy Rok powita pan
RADOSŁAW KAŁUŻNY (BYŁY REPREZENTANT POLSKI, KOMENTATOR „PRZEGLĄDU SPORTOWEGO”): Nic z tych rzeczy. Zupełnie spokojnie. Jak od wielu lat. Nigdy nie byłem lwem salonowym i starałem się unikać dużych, hucznych imprez. Zwyczajnie mnie nie kręciły. Kiedy jeszcze kopałem piłkę, kilka razy dałem się namówić na wspólnego sylwestra z kolegami z reprezentacji i zapamiętałem go na długo. Sama zabawa była OK. Imprezę w Nowym Sączu organizował Piotrek Świerczewski w dyskotece, której był właścicielem. Zjechała się ferajna piłkarzy, w większości reprezentantów kadry trenera Jerzego Engela. Tomek Hajto, Radek Majdan, wpadł Grzesiek Szamotulski, z którym mocno żeśmy porządzili. Ale jak to u piłkarzy, zaraz po nowym roku trzeba było wracać. Ja – do Cottbus, bo wówczas byłem piłkarzem Energie. Na tym sylwestrze balował też „Kobi” – Andrzej Kobylański, który wtedy również grał w Energie. Do Niemiec wracaliśmy oddzielnie. Szczęśliwie wyruszyłem wcześniej od Andrzeja. Szczęśliwie, bo po drodze rozszalała się nieprawdopodobna śnieżyca. Swoim jeepem z napędem na cztery koła, co w tamtych koszmarnych warunkach było istotne, dosłownie przedzierałem się przez ścianę śniegu. Do Cottbus dojechałem lekko spóźniony, jak wielu kolegów. A rekordowo późno do Niemiec dotarł „Kobi”. Jeśli dobrze pamiętam, ze swojego Ostrowca Świętokrzyskiego jechał półtorej doby! Pogoda wymuszała nagłe postoje. Trochę jechał, zatrzymywał się, gdy kompletnie tracił widoczność, przeczekiwał falę śniegu i tak w kółko.
DOBOSZ: Dawno nie zaglądaliśmy do 1. ligi, w której wojuje bliska panu Wisła Kraków. A raczej drugi rok z rzędu próbuje się z niej wydostać.
KAŁUŻNY: Po frekwencji przy Reymonta widać potężną tęsknotę za ekstraklasową Wisłą. Bywa, że szukam jej wzrokiem w tabeli Ekstraklasy. A tam Cracovia, Puszcza Niepołomice, czyli prawie Kraków, a Wisły niestety nie ma.
DOBOSZ: „Dwa kluby są mi bliskie – Zagłębie Lubin, w którym się wychowałem, i Wisła Kraków. Jedynym szefem klubu został Jarosław Królewski, wziął do pomocy dyrektora sportowego Kiko Ramireza i pchają ten wózek w dobrym kierunku. Piłkarze, których sprowadzili, też dają radę. Niech Bóg da, by Wisła wróciła do Ekstraklasy. Zapomniałbym o Radku Sobolewskim. Wydaje mi się, że Wisła i Kraków jest dla niego tak samo dobrym miejscem jak niegdyś Białystok dla Michała Probierza. Nie przeszkadza mi, że w jego drużynie językiem urzędowym jest hiszpański. Wisła chwyta się brzytwy, bo doskonale wie, iż kolejny sezon spędzony w 1. lidze mógłby być dla tego klubu ostatnim. Zawodnicy z Hiszpanii po raz kolejny pomagają Wiśle, jak kilka lat temu na przykład Jesus Imaz” – tak opowiadał mi pan jakiś czas temu. Radosław Sobolewski najwyraźniej nie wytrzymał presji, bo na finiszu ubiegłej rundy podał się do dymisji.
KAŁUŻNY: To pokazuje, jakie ciśnienie panuje wokół Wisły. Przy całym szacunku, nie jest to Skra Częstochowa albo Termalica. Jakiekolwiek zawirowania wokół tych przykładowych klubów przez większość kibiców traktowane są wzruszeniem ramion. A Wisła wciąż budzi emocje nie tylko wśród jej fanów. To nadal marka, choć na dziś lekko podupadła. Wrogowie Wisły publicznie pewnie tego nie przyznają, lecz uważam, że chętnie widzieliby ją w Ekstraklasie. Wydawało mi się i liczyłem na to, że Wisła Radka Sobolewskiego odrobi lekcje z poprzedniego sezonu, w którym wstydliwie przegrała baraż o Ekstraklasę i w obecnym bez wątpliwości i pewnie będzie maszerować do najwyższej ligi. A tu znowu zaczęło brzydko pachnieć.
DOBOSZ: Sobolewskiego zastąpił Mariusz Jop. Przewidywano mu odegranie krótkoterminowej roli strażaka, a tu Wisła prowadzona przez niego w trzech spotkaniach wy