Awantura o puchar
iłkarskie rozgrywki w ramach The Lamar Hunt U.S. Open Cup istnieją od 1914 roku. Swoją strukturą przypominają wszystkie inne krajowe puchary: najpierw odbywają się elipminacje
regionalne, w których amatorskie ekipy walczą o przepustki do rywalizacji na szczeblu centralnym. Tam – aby uniknąć dalekich podróży – pierwsze rundy również podzielone są według geografii, a zespoły z MLS dołączają do walki dopiero w kwietniu, czyli w 1/32 finału.
Wielki finał rozgrywany jest we wrześniu. Jego zwycięzca zabiera do domu 300 tys. dolarów oraz miejsce w Lidze Mistrzów CONCACAF. Pokonany ma na pocieszenie 100 tys. dolarów, a premie pieniężne w wysokości 25 tys. dolarów otrzymują także przedstawiciele wszystkich niższych lig, którzy w turnieju zaszli najdalej. – Dlatego właśnie samo istnienie tych rozgrywek jest bardzo ważne – tłumaczy Janusz Michallik, były reprezentant USA, obecnie ekspert ESPN. – To jest jedyna rywalizacja, w której biorą udział wszystkie drużyny w USA i w której waleczne kopciuszki mogą w nagrodę zmierzyć się z najsilniejszymi. Dla kibiców z mniejszych ośrodków to zawsze piłkarskie święto, a dla zawodników okno wystawowe na profesjonalny futbol – mówi „PS” Michallik.
Brzydkie kaczątko
W tej mającej niewątpliwie bogate tradycje rywalizacji dotychczas triumfowało 66 zespołów z 17 stanów. Najwięcej zwycięstw (po 5) świętowały Bethlehem Steel i Maccabi Los Angeles.
Nie brakowało też polskich akcentów, bo w 1990 Chicago Eagles wygrali w finale z Brooklyn Italians 2:0 po bramkach Janusza Kiecy i Piotra Modrzejewskiego. Dwa razy puchar wznosił Piotr Nowak (w 1998 wraz z Romanem Koseckim i Jerzym Podbrożnym oraz samotnie w 2000). W 2002 w zwycięskim zespole Columbus Crew był 39-letni Robert Warzycha, który jednak w finałowym meczu nie zagrał. Podobnie było w tym roku z Sebastianem Kowalczykiem, którego Houston Dynamo pokonało w finale Inter Miami.
To, że w decydującym meczu spotkały się dwie ekipy z MLS, nie było niespodzianką. Od czasu jej inauguracji w 1996 roku kluby z tej ligi zdominowały bowiem pucharowe rozgrywki. Tylko raz, w 1999 roku, triumfatorem okazali się piłkarze z niższego szczebla: Rochester Rhinos. W 2022 bliscy powtórzenia tego osiągnięcia byli zawodnicy Sacramento Republic, którzy jednak w finale ulegli Orlando City SC. W pozostałych latach wygrywali „emelesiacy”, wśród których Seattle Sounders, Chicago Fire i Sporting Kansas City uzbierały aż po cztery skalpy.
Mimo wszystko kluby z MLS od jakiegoś czasu nie patrzą na występy w pucharze zbyt przychylnym okiem. Potyczki w U.S. Open Cup traktuje się jako poligon doświadczalny dla młodych zawodników lub rezerw. Dopiero w decydujących rundach wystawiano silniejsze kadrowo jedenastki. – Nic w tym dziwnego, bo tak samo robi się we Włoszech, Anglii czy Niemczech – wyjaśnia Michallik. – Problemem dla MLS jest atrakcyjność rozgrywek i pieniądze. Dla nich U.S. Open Cup to takie brzydkie kaczątko, na które nie ma pomysłu już od lat – uzupełnia. Sporo w tym prawdy, bo już w maju tego roku na spotkaniu zarządu USSF (amerykańska federacja piłkarska) komisarz MLS Don Garber powiedział, że U.S. Open Cup jest najmniej atrakcyjny finansowo i sportowo dla klubów z jego ligi. Brak tytularnego sponsora, ładnie opakowanych transmisji w telewizji oraz rywalizacja z drużynami reprezentującymi słaby poziom na tragicznie wyglądających boiskach – z tym wszystkim amerykańska federacja musi się borykać przez lata. Do tego doszedł też napięty terminarz, bo dla przykładu ekipa Mateusza Bogusza Los Angeles FC rozegrała w 2023 aż 53 spotkania.
Rewolucja w kalendarzu
To wszystko sprawiło, że 15 grudnia rządzący klubami MLS wydali wspólne oświadczenie, że od 2024 do rozgrywek nie będą posyłane w bój pierwsze zespoły, tylko grające w MLS Next Pro (trzeci poziom rozgrywek) rezerwy. W tym samym momencie w świat poszedł terminarz MLS, w którym sześć dat w środku tygodnia – zwykle zarezerwowanych dla pucharowych starć – zajęły potyczki ligowe.
Warto zauważyć, że nie jest to sytuacja bez precedensu, bo za czasów największej świetności NASL kluby Pelego, Franza Beckenbauera, George’a Besta, Gerda Müllera czy Johana Cruyffa nigdy nie wygrały U.S. Open Cup, bo… nie brały w nim udziału. Powody tej decyzji były niemal identyczne: gra nie była warta świeczki i nawet miejsce w CONCACAF Champions Cup nie stanowiło dla nich wartości dodanej. W tym samym czasie w NASL odbywała się także faza playoffs i kluby obawiały się kontuzji wartościowych graczy w starciu z amatorami.
Na ludzi z US Soccer Federation ta decyzja spadła jak grom z jasnego nieba. Na ich odpowiedź trzeba było czekać do 20 grudnia i nie była ona dla MLS pozytywna. Według istniejących w federacji zasad, aby wycofać drużynę z rozgrywek pucharowych bez sankcji, należy wypełnić i złożyć odpowiednią petycję. Związek już zapowiedział,