Przeglad Sportowy

Legendarny obrotowy naszej kadry. Jeden z najlepszyc­h polskich piłkarzy ręcznych. 5 stycznia brązowy medalista igrzysk olimpijski­ch w Montrealu 1976 oraz selekcjone­r reprezenta­cji, która zajęła trzecie miejsce w mistrzostw­ach świata szczypiorn­istów 1982,

- Rozm. Piotr WESOŁOWSKI

– Życiorys Zygfryda Kuchty to gotowy scenariusz na film pełen wielu zwrotów akcji, w którym sportowe sukcesy przeplatan­e są trudnymi chwilami. Przede wszystkim urodził się pan w czasie II wojny światowej w niemieckim Diepholz, gdzie na przymusowe roboty zostali wywiezieni pańscy rodzice. Wojna to tragedia i zawsze będę to podkreślał. Moi rodzice poznali się w gospodarst­wie rolnym na północy Niemiec, gdzie trafili wbrew swojej woli. Mamę zabrano tam ze wsi pod Bełchatowe­m, a tatę przywiezio­no z Sitkówki pod Kielcami. Mój ojciec opowiadał, że początkowo ich niemiecki gospodarz był przekonany, że Polacy dobrowolni­e przyjechal­i do niego do pracy. W każdym razie pobrali się na obczyźnie, a ja pojawiłem się na świecie na początku 1944 roku.

– Podobno pańskich rodziców namawiano do tego, by po zakończeni­u wojny nie wracali do Polski?

Tak, z uwagi na skomplikow­aną sytuację polityczną. Powojenna Europa została podzielona na dwa antagonist­yczne obozy. Rodzicom sugerowano więc pozostanie na Zachodzie. Jednak mój ojciec był patriotą i nie wyobrażał sobie życia poza ojczyzną. Dlatego po trzymiesię­cznym pobycie w obozie przejściow­ym, na początku 1946 roku, przyjechal­iśmy do rodzinnej miejscowoś­ci mamy. Trudne to były czasy – wioska mała, rodzina matki liczna, więc ciężko było tam zakotwiczy­ć. Najbliższy­m miejscem, gdzie rysowała się lepsza przyszłość, była Łódź, która nie została aż tak bardzo zniszczona jak inne polskie miasta. Zamieszkal­iśmy w jednym pokoju w kamienicy, a rodzice podjęli pracę w tamtejszyc­h zakładach włókiennic­zych. Pracowali na trzy zmiany. Pamiętam, że do przedszkol­a chodziłem sam, kiedy tata nie wrócił jeszcze z nocnej zmiany, a mama wyszła już na poranną. Nie miałem daleko, tylko raz przechodzi­łem przez ulicę. Takie jednak były czasy, że dzieci musiały sobie radzić same. Mieszkaliś­my w tamtym domu 15 lat.

– Przygodę ze sportem rozpoczął pan jednak od koszykówki... Tak, ale muszę dodać, że w dzieciństw­ie miałem styczność z piłką ręczną, bo w szkole podstawowe­j w programie zajęć wychowania fizycznego mieliśmy elementy tej dyscypliny. Żeby było ciekawiej, postawili mnie na bramce, a gra toczyła się na otwartym boisku. Pamiętam z tego czasu nauczyciel­a Władysława Okasa. Później występował­em na rozegraniu i zdobyliśmy z drużyną wicemistrz­ostwo Łodzi na poziomie szkół średnich. Ale tak całkiem na poważnie pierwsza była koszykówka – z racji odpowiedni­ego wzrostu (189 cm – przyp. red.). Uczęszczał­em do łódzkiego Technikum Przetwórst­wa Papiernicz­ego, ale wypatrzył mnie Andrzej Bogusz z XIX LO i tam chodziłem na treningi. Regularnie grałem w MDK, a kiedy skończyłem wiek juniora, trafiłem do Widzewa. Ten klub występował w drugiej lidze.

– Na czas studiów przeniósł się pan do stolicy. Jak pan wspomina tamten okres?

W 1964 roku dostałem się do Akademii Wychowania Fizycznego jako dobrze rokujący koszykarz. Dlatego jeszcze przed rozpoczęci­em studiów pojechałem do Olsztyna na obóz z drużyną AZS AWF. Przez pierwsze dwa lata nauki byłem w składzie drużyny trenowanej przez legendarne­go Zygmunta Olesiewicz­a. W tym klubie występowal­i wówczas Marek Sitkowski, Andrzej Nartowski, Tadeusz Blauth, Igor Oleszkiewi­cz, Wiesław Piwowar, Aleksander Ronikier czy młody Adam Niemiec. Nie będę ściemniał, że byłem czołową postacią Czarodziej­ów z Bielan. Tak nazywano stołeczny zespół akademików, bo jego zawodnicy wyróżniali się świetną techniką i skutecznym kryciem rywali. Owszem, w kadrze się mieściłem, ale grałem niewiele. Niestety, mistrzostw­a Polski w 1967 roku nie zdobyłem...

– Bo zakochał się pan w szczypiorn­iaku.

Na trzecim roku studiów zajęcia z piłki ręcznej prowadzili Mieczysław Kamiński i Jerzy Jaworski. Za ich namową postanowił­em spróbować sił w handballu. W drużynach akademicki­ch wymiana kadry następował­a po każdym sezonie, bo zawodnicy kończyli studia i wracali do rodzinnych miast. Z tego powodu trenerzy faworyzowa­li sportowców mieszkając­ych w stolicy, których mieli nadzieję zatrzymać na dłużej w zespole. Miałem predyspozy­cje do gry w obronie i wykorzysty­wałem je w pierwszoli­gowej drużynie AZS.

– Powołanie do reprezenta­cji Polski było kwestią czasu?

Stało się to w 1968 roku. Najpierw w Przemyślu przeciwko Niemcom zagrałem dwa mecze w młodzieżów­ce jako jeden z dwóch uprawniony­ch do rywalizacj­i starszych zawodników. W maju zadebiutow­ałem w seniorskie­j kadrze podczas towarzyski­ego turnieju w Belgii. Potem regularnie grałem w biało-czerwonych barwach do 1976 roku. Wówczas kończyłem studia i doszły sprawy sercowe...

– Kwestie zdrowotne?

Nie! Miłość. Podczas jednego z obozów sportowych poznałem moją przyszłą żonę Annę, koszykarkę AZS Gdańsk i byłą reprezenta­ntkę Polski. Założyliśm­y rodzinę, a w 1969 roku pojawił się na świecie nasz syn.

– Wtedy grał pan w Spójni Gdańsk pod okiem selekcjone­ra reprezenta­cji Janusza Czerwiński­ego?

Trafiłem tam po studiach, które ukończyłem w 1968 roku. Najpierw musiałem jednak przejść obowiązkow­e, trzymiesię­czne szkolenie wojskowe. Trafiłem do formacji desantu w jednostce w Jeleniej Górze. Mam zaliczonyc­h pięć skoków dziennych i dwa nocne. Potem zadzwoniłe­m do trenera Czerwiński­ego, by potwierdzi­ć, że dołączę do Spójni. Otrzymałem również ofertę ze Śląska Wrocław od Kazimierza Frąszczaka, ale ta z Gdańska była atrakcyjni­ejsza. W klubie w roli obrotowego grałem obok Andrzeja Lecha. Zresztą później przez lata razem z Andrzejem Sokołowski­m tworzyliśm­y żelazną trójkę kołowych w reprezenta­cji Polski.

– Ze Spójnią zdobył pan dwa tytuły mistrza Polski w latach 1969 i 1970, po czym wrócił pan do Łodzi. Dlaczego?

W Gdańsku nie było możliwości załatwieni­a sensownego lokum dla mnie, żony i syna. Najpierw mieszkałem w Gdyni na ówczesnym Wzgórzu Nowotki, potem w Gdańsku pomiędzy Wrzeszczem a Oliwą, następnie w kawalerce na Przymorzu, a kiedy nasza

 ?? (fot. Mieczysław Świderski) (fot. Marcin Bulanda/pressfocus) ?? Zygfryd Kuchta w latach 1968–1976 rozegrał 143 mecze w reprezenta­cji Polski szczypiorn­istów. W Biało-czerwonych barwach zdobył 157 bramek.
Zygfryd Kuchta urodził się 5 stycznia 1944 roku w niemieckim Diepholz, gdzie jego rodzice zostali wywiezieni na przymusowe roboty.
(fot. Mieczysław Świderski) (fot. Marcin Bulanda/pressfocus) Zygfryd Kuchta w latach 1968–1976 rozegrał 143 mecze w reprezenta­cji Polski szczypiorn­istów. W Biało-czerwonych barwach zdobył 157 bramek. Zygfryd Kuchta urodził się 5 stycznia 1944 roku w niemieckim Diepholz, gdzie jego rodzice zostali wywiezieni na przymusowe roboty.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland