Przeglad Sportowy

JEDEN SKOK OD NIEŚMIERTE­LNOŚCI

- Bartłomiej WNUK

Na triumfy Polaków w legendarny­m Turnieju Czterech Skoczni trzeba było czekać aż do początku XXI wieku, a tymi, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w historii imprezy, byli Adam Małysz, Kamil Stoch i Dawid Kubacki. Bardzo niewiele brakowało, aby pierwszy rozdział historii polskich sukcesów w TCS został napisany zdecydowan­ie wcześniej. W edycji 1963/64 Józefa Przybyłę od zwycięstwa w turnieju dzielił już tylko jeden skok.

Rewelacja turnieju

Gdyby zawodnik z Bystrej postawił wówczas kropkę nad i, mówiłoby się o wielkiej sensacji, bo przed startem rywalizacj­i na czterech obiektach w Niemczech i Austrii nikt na Polaka nie stawiał. Miał on wówczas niespełna 19 lat (urodził się 29 stycznia 1945 roku) i w TCS dopiero debiutował.

Do seniorskie­j kadry narodowej dołączył poprzednie­j zimy, po czym zaimponowa­ł wszystkim podczas Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzów­ny, w którym zajął drugie miejsce, nieznaczni­e przegrywaj­ąc tylko z mistrzem olimpijski­m Helmutem Recknagele­m z NRD.

Na 12. TCS trener reprezenta­cji Polski Mieczysław Kozdroń zabrał w sumie sześciu zawodników: wicemistrz­a świata 1962 roku z Zakopanego Antoniego Łaciaka, a także Ryszarda Wittkego, Piotra Walę, Gustawa

6 stycznia 1964 roku Józef Przybyła ustanowił rekord skoczni w Bischofsho­fen i był bardzo bliski wygrania Turnieju Czterech Skoczni. Szansy na historyczn­y sukces pozbawił go jednak upadek w ostatniej próbie.

Bujoka, Andrzeja Sztolfa oraz Przybyłę. To właśnie ostatni z wymieniony­ch, najmłodszy w naszej drużynie, miał się okazać prawdziwą rewelacją turnieju.

Przybyła zaskoczył pozytywnie już w inauguracy­jnym konkursie w Oberstdorf­ie, w którym zajął szóstą pozycję. Później jeszcze się rozkręcił. W Garmisch-partenkirc­hen wskoczył już na trzecie miejsce, uzyskując w drugiej serii najlepszą odległość w całych zawodach. To był już wyraźny sygnał, że Polak jest w bardzo wysokiej formie. Na półmetku imprezy plasował się na drugiej pozycji, tuż za Norwegiem Torbjoerne­m Yggesethem.

Łowca rekordów

Jeszcze lepiej Przybyła radził sobie na obiektach w Austrii. W Innsbrucku prowadził po pierwszej serii po skoku na odległość 95,5 m, co było nowym rekordem Bergisel, która kilka tygodni później miała być areną zmagań podczas zimowych igrzysk olimpijski­ch. W finale Polak znów pokazał się z dobrej strony, co jednak wystarczył­o tylko na kolejne trzecie miejsce. Wygrał podobnie jak w Ga-pa Fin Veikko Kankkonen i to między nim a Przybyłą miała rozegrać się kwestia zwycięstwa w całym TCS.

W Bischofsho­fen nasz reprezenta­nt zrobił to samo co na Bergisel. Znów w pierwszej serii ustanowił nowy rekord obiektu (100 m), a w związku z nieco słabszymi występami rywali (Kankkonen lądował 7,5 m bliżej) nie tylko przewodził stawce na półmetku konkursu, ale także objął prowadzeni­e w TCS.

Od turniejowe­j wiktorii, która zapewniłab­y mu sportową nieśmierte­lność, dzieliła go już tylko jedna próba.

Świadomość życiowej szansy odcisnęła na 18-latku wyraźne piętno. W finale lądował 10 m bliżej i tym razem to Kankkonen okazał się o 7,5 m lepszy. A na domiar złego Przybyła upadł po lądowaniu, czym ostateczni­e przekreśli­ł swoje szanse nawet na podium w TCS. Zawody w Bischofsho­fen zakończył dopiero na 41. miejscu, a w końcowej klasyfikac­ji TCS Polski Łowca Rekordów, bo takim mianem określiły go niemieckie media, wylądował na 7. pozycji.

– Trafiłem z formą. Ustanowiłe­m dwa rekordy skoczni, w Innsbrucku i w Bischofsho­fen. Przewodził­em w klasyfikac­ji generalnej, ale cały dorobek pogrzebałe­m w drugim skoku finałowego konkursu, kiedy upadłem na zeskoku. Nie wiem, co się stało. Padłem jak skoszony. Prawdopodo­bnie najechałem na kamień lub jakąś przeszkodę, gdyż śnieg na skocznię w Bischofsho­fen był przywożony ciężarówka­mi z gór. Sędziowie za upadek odjęli mi 30 punktów – mówił Przybyła na łamach „Przeglądu Sportowego” w 2001 roku.

Drugi raz tak blisko już nie był Jego forma podczas TCS 1963/64 mogła napawać optymizmem przed nadchodząc­ymi IO w Innsbrucku, jednak w Austrii nie zdobył medalu. Na dużej skoczni skończył dziewiąty. Kolejnej zimy znów z bardzo dobrej strony pokazał się podczas TCS, w klasyfikac­ji generalnej znalazł się nawet wyżej niż poprzednio, bo na piątym miejscu. Tym razem jednak tylko raz, w Innsbrucku, stanął na podium, zajmując tak jak rok wcześniej trzecią pozycję. Do czołowej dziesiątki turnieju wskoczył jeszcze dwa lata później, kiedy był dziewiąty. Wygranej nigdy jednak nie był już tak blisko jak 60 lat temu.

Sportową karierę Przybyły tak naprawdę zakończył upadek na Wielkiej Krokwi w Zakopanem w 1972 roku. Wprawdzie po tym zdarzeniu wrócił jeszcze na skocznię, ale zaczął mieć problemy z okiem, w którym odklejała się siatkówka.

– To był wybitny zawodnik. Charaktery­zował się bardzo dynamiczny­m odbiciem. Takie kocie, ostre, ale przy tym miękkie odbicie, to była jego siła. To jeden ze skoczków, którzy przyczynil­i się do tego, że w tej chwili mamy w Polsce skoki na takim poziomie. Wspominam go też jako dobrego trenera. Współpraco­wał ze skoczkami i kombinator­ami norweskimi. Taki bardzo fajny, ciepły i zrównoważo­ny człowiek – w ten sposób wiele lat temu opisywał Przybyłę w rozmowie z Onetem były trener reprezenta­cji Polski oraz były prezes Polskiego Związku Narciarski­ego, a obecnie poseł na Sejm RP Apoloniusz Tajner.

Po zakończeni­u kariery sportowej Józef Przybyła pozostał przy skokach, pracując jako szkoleniow­iec, a także sędzia. Zmarł 21 marca 2009 roku.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland