SAMARANCH I 80-LECIE PKOL W 1999 ROKU
13 stycznia 1999 roku Polska gościła prezesa MKOL Juana Antonio Samarancha. To była historyczna wizyta, która przyniosła wiele owoców.
To była najwspanialsza feta w historii Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Wprawdzie dopiero 12 października 1999 przypadało 80-lecie założenia tej faktycznej magistratury sportu polskiego, ale już 13 stycznia przyleciał do Warszawy swoim prywatnym samolotem prezydent MKOL, hiszpański markiz Juan Antonio Samaranch, podejmowany z honorami przez prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego i prezesa PKOL – Stanisława Stefana Paszczyka. Z całego kraju i ze wszystkich stron świata zjechała też armia naszych olimpijskich sław z siedmiokrotną medalistką igrzysk Ireną Kirszenstein-szewińską na czele. Rozpoczęte już na lotnisku Okęcie radosne i uroczyste spotkania przeniosły się do siedziby PKOL na Frascati, do Zamku Królewskiego, Pałacu Prezydenckiego i do Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.
Na scenie Opery dostojne towarzystwo olimpijskie zostało powitane przez aktora Jana Englerta oraz trójkę dziennikarzy sportowych: Bohdana Tomaszewskiego, Włodzimierza Szaranowicza i Dariusza Szpakowskiego. Orkiestra zagrała „Greka Zorbę” Mikisa Theodorakisa, „Kantatę Olimpijską” Grażyny Bacewicz, IX Symfonię Ludwika van Beethovena i „Ekechejrię” Krzysztofa Pendereckiego, której prawykonanie odbyło się na inaugurację igrzysk 1972 roku w Monachium.
Samaranch nadał godność Kawalera Olimpijskiego brązowemu medaliście igrzysk 1932 w wioślarstwie – Janowi Krenzowi-mikołajczakowi (ur. w 1907) oraz najpopularniejszemu trenerowi w Polsce Kazimierzowi Górskiemu, który w 1972 roku poprowadził naszych piłkarzy do złotego (w 1976 do srebrnego) medalu olimpijskiego, zaś w 1974 do trzeciego miejsca w MŚ w RFN.
Prezydent Aleksander Kwaśniewski udekorował wielu naszych najwybitniejszych olimpijczyków krzyżami kawalerskimi, oficerskimi i komandorskimi Orderu Odrodzenia Polski. W tej grupie znaleźli się m. in. lekkoatleci Irena Szewińska i Zdzisław Krzyszkowiak, sztangista Waldemar Baszanowski, bokserzy Jerzy Kulej i Zbigniew Pietrzykowski, szermierze Wojciech Zabłocki i Witold Woyda, gimnastyczka Helena Rakoczy, siatkarz Edward Skorek, czy strzelec Adam Smelczyński.
Najbardziej wzruszającym momentem było wręczenie Krzyża Kawalerskiego pomyłkowo zdyskwalifikowanej kiedyś przez MKOL najszybszej kobiecie świata Ewie Kłobukowskiej, zdobywczyni złotego i brązowego medalu olimpijskiego na igrzyskach 1964 w Tokio. Była to jakby jej oficjalna rehabilitacja w obecności Samarancha.
Warszawa jak Lozanna
Z dzisiejszego punktu widzenia można tylko żałować, że w 1999 roku nie było jeszcze wspaniałego Centrum Olimpijskiego
przy Wybrzeżu Gdyńskim i Samaranch mógł wstąpić jedynie w skromne progi ciasnej siedziby PKOL na Frascati. Na szczęście niedługo potem powstało wspomniane Centrum, które dobrze służy olimpijczykom do dziś, a pod względem architektonicznym przewyższa nawet urodą kwaterę główną MKOL w Lozannie.
Tamten początek obchodów 80-lecia PKOL zgromadził doborowe grono gości. Przybyło między innymi dwóch mistrzów olimpijskich w lekkoatletyce – Ukrainiec Walery Borzow (złoto na 100 i 200 m w Monachium) i Francuz Guy Drut (złoto na 110 m przez płotki w Montrealu) oraz niegdysiejszy olimpijczyk, znakomity żeglarz Jacques Rogge z Belgii, przyszły prezydent MKOL, z którym pięć lat później miałem okazję do przeprowadzenia wywiadu w Lozannie. Spośród naszych dawnych bohaterów igrzysk ze szczególnym wzruszeniem witano złotych florecistów: Egona Frankego (triumfatora z Tokio 1964, mieszkającego we Włoszech) i podwójnie złotego w Monachium Witolda Woydę, przybyłego z USA. Franke, który w Tokio został mistrzem indywidualnie i wicemistrzem w drużynie, przyleciał do Warszawy wraz z małżonką, kiedyś również mistrzynią floretu Elżbietą Cymerman, olimpijką z Meksyku i Monachium.
– Jak ktoś raz się zarazi bakcylem sportu, to już nigdy się nie może od niego oderwać – powiedział Egon ze śmiechem na lotnisku. Jego małżonka podkreśliła zaś: – Mojego męża wszędzie rozpozna się z największą łatwością, bowiem od czasów młodości niewiele się zmienił. To najprzystojniejszy mężczyzna na świecie!
– Wyjeżdżając kiedyś z Elą z Polski, myślałem najpierw o tym, by się trochę dorobić i po powrocie założyć jakiś biznes. Okazało się jednak, że dla mnie i Eli najlepszym zajęciem jest szermierka. Gdy zostałem trenerem i moi zawodnicy zaczęli osiągać bardzo dobre wyniki, żal było zostawić drużynę w Turynie i wracać – tłumaczył Franke, kiedyś, podobnie jak jego żona, uprawiający szermierkę w Piaście Gliwice.
Prezes PKOL Stanisław Stefan Paszczyk podejmował Samarancha jako dobrego znajomego, bo przecież parę lat wcześniej był doradcą hiszpańskiego komitetu olimpijskiego i Samaranch uważał, że dzięki doświadczeniu polskiego eksperta Hiszpanie zdobyli ponad 20 medali na igrzyskach w Barcelonie, rodzinnym mieście szefa MKOL. W wywiadzie, udzielonym „Przeglądowi Sportowemu”, dr Paszczyk zaznaczył, że niezależnie od tego, jaka formacja polityczna rządziła Polską, PKOL niezmiennie zajmował się krzewieniem sportu i upowszechnianiem idei fair play. – Sukces olimpijski w sporcie wciąż nie ma sobie równych. W wielu wypadkach jest warunkiem sine qua non późniejszego sukcesu komercyjnego – stwierdził Paszczyk, sygnalizując przy okazji, że PKOL za sprawą Marii Kwaśniewskiej-maleszewskiej jest bliski przekonania posłów na Sejm o potrzebie wprowadzenia paraemerytur dla medalistów olimpijskich (co już rok później stało stało się faktem).
Otwarcie na sport zawodowy
Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, bodaj największy kibic sportu pośród naszych polityków, oświadczył w trakcie tamtej styczniowej fety, że słuszne okazało się stanowisko MKOL i samego prezydenta Samarancha, by otworzyć się na sport zawodowy i zerwać z wieloletnim obowiązkiem amatorstwa, co we współczesnym świecie stało się rzeczą anachroniczną. Jak widać więc, owa pamiętna uroczystość olimpijska w Warszawie nie była li tylko przelewaniem z pustego w próżne. I o tym w PKOL powinno się pamiętać.