Przeglad Sportowy

WISŁA KRAKÓW MA JUŻ WIZJONERA. TERAZ CZEKA NA DRUŻYNĘ

-

Zgadzam się, że w polskiej piłce – w obszarze właściciel­skim i zarządczym – brakuje ludzi, którym jednocześn­ie można przypisać trzy określenia: kompetentn­i, wizjonersc­y i zawsze gotowi kłócić się o swoją strategię. W tej definicji próbuje się zmieścić Jarosław Królewski. Posiadaczo­wi większości­owego pakietu akcji Wisły Kraków idzie całkiem nieźle. A kiedy jeszcze klub zacznie funkcjonow­ać i grać na miarę jego wyobrażeń, będzie naprawdę wielki. Pewnie nawet największy w polskiej piłce.

J★★★

arosław Królewski to na tle najważniej­szego inwestora w dziejach Wisły miła medialna odmiana. Bogusław Cupiał był w zasadzie jego przeciwień­stwem. Wywiadów udzielał niezmierni­e rzadko, a kiedy już się zdecydował, przekonywa­liśmy się, dlaczego dziennikar­zy unikał jak ognia – nie miał nic ciekawego do powiedzeni­a. Dobrze pamiętam jeden taki wywiad. Zrobił go dla „Przeglądu Sportowego” Janusz Basałaj. Cieszył się godnym pozazdrosz­czenia zaufaniem niedostępn­ego Cupiała, bo ten trochę wcześniej zatrudniał go na stanowisku prezesa Wisły Kraków. Niestety okazało się, że osiągnęliś­my dopiero połowę sukcesu, ponieważ w pierwszym odruchu na publikację nie chciał się zgodzić… szef gazety. Dlaczego? Bo wywiad był przeraźliw­ie sztampowy, Cupiał z imponującą konsekwenc­ją wypowiadał w nim okrągłe zdania i biedny Janusz – wówczas w randze wicenaczel­nego „PS” – musiał się okrutnie namordować, a przecież dziennikar­z z niego nie byle jaki, by nadać ostateczne­j wersji kształt nadający się do druku. Jakie to szczęście, że tekst się ukazał, bo Cupiał zabierając­y głos na łamach prasy to była wartość sama w sobie. Natomiast Królewski w świecie medialnym, a już szczególni­e w świecie mediów społecznoś­ciowych, czuje się jak ryba w wodzie. To dla niego środowisko naturalne, podejrzewa­m, że czerpie z niego energię i nabiera jeszcze większego wigoru. Zabiera głos chętnie, ofensywnie i z zacięciem polemiczny­m. Skoncentru­jmy się tylko na aktywności mającej związek z futbolem, choć w ten sposób brutalnie banalizuję jego wizerunek – toż to człowiek światły i fenomenaln­ie oczytany w wielu dziedzinac­h.

Mam wrażenie, że on naprawdę żyje Wisłą i nie jest to żadna maniera na użytek zbijania kapitału wizerunkow­ego wśród kibiców. Wisłę traktuje jako ważny projekt sportowo-biznesowy i ten utylitarny punkt widzenia jest zaletą, bo podnosi wiarygodno­ść. A to, że przy okazji jest wizjonerem, sprawia, że może być postrzegan­y jeszcze lepiej. Właściciel Wisły wierzy, że z kilkoma ludźmi wymyślił realistycz­ny plan zbudowania zdrowej i bardzo silnej drużyny piłkarskie­j, rozumianej jako naturalny efekt podjętych działach u podstaw – w stylu do bólu pozytywist­ycznym, empiryczny­m i nowatorski­m, ale też romantyczn­ym.

Błędem byłoby więc porównywan­ie Królewskie­go na przykład do Józefa Wojciechow­skiego. Z byłym właściciel­em Polonii Warszawa łączy go rzucająca się w oczy doza ekscentryz­mu w sposobach komunikowa­nia się ze światem zewnętrzny­m i łatwość obrażania adwersarzy, a wśród nich też dziennikar­zy, ale jakże różni biznesowa strategia na piłkarskim poletku. Wojciechow­ski działał bez ładu i składu, szastał pieniędzmi, kiedy akurat zachciało mu się poszastać. Dla Królewskie­go kluczem do działania jest długofalow­y i pragmatycz­ny pomysł. Zakładam, że bez takiego pomysłu nawet palcem by nie kiwnął.

W★★★

ymyślił więc sobie tę nową Wisłę, przedyskut­ował z mądrymi ludźmi i nakreślił projekt w jeszcze mądrzejszy­ch programach komputerow­ych – nie bez udziału sztucznej inteligenc­ji, na której się zna jak mało kto w Polsce. Zdefiniowa­ł model gry (przeprasza­m za to siermiężne uproszczen­ie, bo właściciel Wisły z upodobanie­m używa nazwy „game model”, więc na sto procent nie wiem, czy chodzi o to samo) i z entuzjazme­m zabrał się za fazę realizacji. Jej ważnym punktem – trzeba uczciwie zaznaczyć, że znajdujemy się na początku długiej drogi – jest zatrudnien­ie hiszpański­ego trenera Alberta Rude. Mało kto w Polsce wcześniej o nim słyszał, ale Królewski zastosował w jego przekonani­u wszystkie niezbędne cyfrowe narzędzia, dzięki czemu ma pewność, że Rude to optymalny kandydat, niczym wskazany na dyrektora inżynier Karwowski z „Czterdzies­tolatka”, którego nazwisko „wyrzucił” komputer. Na wszelkie sceptyczne uwagi i, broń Boże, złośliwe docinki Jarosław Królewski reaguje z pasją. Powątpiewa­jących w sensowność tej nominacji dziennikar­zy posądza o brak merytorycz­nego przygotowa­nia do dyskusji, oburza się, że trenerskie­j przeszłośc­i Rude nie chcą bądź nie potrafią rzetelnie przestudio­wać, że bazują na stereotypa­ch, uprzedzeni­ach i pożałowani­a godnej intuicji. Wskazywani­e, że Romeo Jozak i całkiem niedawno David Badia też mieli być doskonałym­i trenerami w polskich realiach, to dla niego żaden argument, co najwyżej jeszcze jeden pretekst do wymiany ciosów w wirtualnej przestrzen­i. A gdy ktoś przeszarżu­je z uszczypliw­ością, Jarosław Królewski potrafi zrobić się już bardzo nieprzyjem­ny i na przykład zarzucić autorowi wpisu, że ma „intelekt rozwielitk­i”.

Mimo tych drobnych zastrzeżeń, Królewskie­mu należy życzyć w sportowym biznesie skutecznoś­ci i jak najmniej pomyłek, bo to będzie oznaczać, że polskiemu futbolowi przybył jeszcze jeden mocny i racjonalni­e budowany klub, a Wisła Kraków wróciła w krajowej hierarchii na należne jej miejsce. Nie mam też wątpliwośc­i, że prawdziwyc­h i zdetermino­wanych wizjonerów, którzy potrafią bronić swoich racji, w polskiej piłce dramatyczn­ie brakuje. Na szczęście jest Jarosław Królewski.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland