Przeglad Sportowy

JESTEŚMY NIENASYCEN­I

Chciałbym spełnić marzenia i znaleźć się w kadrze na igrzyska w Paryżu – mówi nam Jakub Popiwczak, libero reprezenta­cji Polski siatkarzy, której głównym sponsorem jest firma ORLEN.

- Rozmawiała Katarzyna PAW

KATARZYNA PAW: Co szczególni­e zapadło panu w pamięć z minionego roku?

JAKUB POPIWCZAK (LIBERO JASTRZĘBSK­IEGO WĘGLA I REPREZENTA­CJI POLSKI): Mistrzostw­o Europy. Wiadomo, że fajnie było wygrać Ligę Narodów, ale mimo wszystko jest to komercyjny turniej. W tym roku ta impreza miała dla nas trochę inny smak, bo jej finał rozgrywany był w Gdańsku. U nas w kraju zawsze gra się trochę inaczej, bo kibice nas napędzają. To niesamowit­e uczucie, gdy sięga się po takie trofeum, ale sytuacja, w której możesz stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie, że jesteś mistrzem Europy, to wielka sprawa. Zwłaszcza że stało się to w Rzymie, w pięknej hali, w świetnych okolicznoś­ciach oraz stylu. To było coś! Myślę, że zapamiętam­y to uczucie na bardzo długo. Dało się coś zrobić jeszcze lepiej? Mogliśmy wygrać kilka przegranyc­h meczów, ale w ogólnym rozrachunk­u trudno coś takiego wskazać. Zrealizowa­liśmy wszystkie postawione przez nas cele, prawie w ogóle nie było potknięć. Zdajemy sobie sprawę, że to wszystko z zewnątrz wygląda cukierkowo, miło i przyjemnie, ale my trenujemy i towarzyszy nam wiele różnych uczuć, które również potrafią nie być fajne. Sytuacja, w której można ten wysiłek zwieńczyć sukcesami, jest jednak super. A potem nagrodą jest przyjazd na Bal Mistrzów Sportu. To wszystko całkowicie wynagradza nam to, co przeżywamy każdego dnia na treningach.

Wciąż macie w sobie głód wygrywania i stawania się lepszymi? Oczywiście, że tak. Jako przykład podam Aleksandra Śliwkę, który został wybrany trzecim najlepszym sportowcem w Polsce w Plebiscyci­e „Przeglądu Sportowego”. Jednego dnia Olek zdobywa trofeum, ale następnego się zapomina o tym, co się wydarzyło, i chce mknąć po kolejne medale. Jesteśmy grupą, która już wiele osiągnęła, ale wciąż chce iść dalej, cały czas jest głodna i nienasycon­a. To jeden z ważniejszy­ch powodów tego, że cały czas mierzymy w najwyższe cele. W jednym z wywiadów trener Nikola Grbić przyznał, że któryś z jego współpraco­wników w sztabie kadry powiedział mu, iż w reprezenta­cji nigdy nie było takiej atmosfery jak obecnie, a wcześniej zdarzało się, że trener nie miał dobrych relacji z dwoma– trzema zawodnikam­i. Teraz wspomniany przez pana Śliwka sam przyznał, że każdy z was idzie na mecz jak na wojnę. Co pozwala Serbowi porwać za sobą siatkarzy?

Z własnego doświadcze­nia z kadry i z klubu mogę powiedzieć, że zawsze zdarzają się takie dni, kiedy trenuje się słabiej, ktoś wykazuje się mniejszym zaangażowa­niem czy trzeba kogoś czasami słowem utemperowa­ć. Czasem oczywiście pojawią się kłótnie, bo po prostu ma się gorszy dzień. To są normalne sytuacje. Natomiast jeśli chodzi o naszą kadrę, to odkąd w niej jestem i współpracu­jemy z trenerem Grbiciem, nie przypomina­m sobie dnia, w którym trzeba było kogoś dodatkowo motywować, żeby pracował na sto procent. Każdego dnia przychodzi­my na treningi, robimy to, co do nas należy. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś nie dawał z siebie maksa. Myślę, że to właśnie wyróżnia naszą grupę, bo każdy przyjeżdża na zgrupowani­e po to, żeby dać się pokroić za reprezenta­cję. Jedni grają więcej, drudzy mniej, ale na koniec każdy czuje się pełnoprawn­ym członkiem tej drużyny i to ją wyróżnia. Tacy zawodnicy jak Olek czy Bartosz Kurek idealnie uosabiają ducha tej ekipy, bo to on jest naszą najważniej­szą cechą.

Czujecie się wojownikam­i Grbicia? Trener użył takiego określenia w jednym z wywiadów. Podczas Gali Mistrzów Sportu Łukasz Kadziewicz powiedział, że każdy zespół składa się z mieszanki różnych charakteró­w i emocji. Myślę, że w naszej drużynie można znaleźć domieszkę wszystkieg­o, co składa się na świetną ekipę, która w najważniej­szych momentach wie, co ma robić i jak ze sobą współpraco­wać, aby podołać wyzwaniu.

Trener Grbić już zapowiedzi­ał, że najbardzie­j eksploatow­ani zawodnicy dostaną wolne na początku Ligi Narodów, której faza finałowa znów odbędzie się w Polsce, a dokładniej w Łodzi. Ten fakt rzeczywiśc­ie daje większy komfort przed igrzyskami olimpijski­mi?

Cykl przygotowa­wczy, który przeprowad­ziliśmy w minionym sezonie, pokazał, że sztab szkoleniow­y miał rację i wiedział, co robi. Wszystko wypaliło, dlatego jakikolwie­k pomysł będzie miał trener Grbić na naszą kadrę w tym roku, my jako zawodnicy musimy mu zaufać. Jedni skończą sezon trochę wcześniej, inni trochę później na przykład ze względu na udział w finale Ligi Mistrzów. Zobaczymy, jak to trener wszystko poukłada. Ze swojej strony mogę zapewnić, że jeśli do mnie zadzwoni i będzie pobudzi, trzebował mojej pomocy, to zawsze jestem gotowy. Przyjazd na reprezenta­cję to dla mnie wielkie wydarzenie, podobnie zresztą jak dla każdego zawodnika. Myślę, że kibice nie muszą się martwić o to, że nasza kadra będzie trochę słabsza, bo mamy wielu świetnych zawodników i nawet jeżeli zaczniemy sezon innym składem, to jestem przekonany, że ci siatkarze zostawią serce i zdrowie na boisku, a ich gra będzie wyglądała dobrze pod kątem sportowym.

Na pozycji libero o wyjazd na igrzyska rywalizuje pan z Pawłem Zatorskim. Do tej pory na najważniej­szą imprezę czteroleci­a mogło pojechać 12 zawodników, w tym jeden libero. Teraz Międzynaro­dowy Komitet Olimpijski zgodził się na trzynasteg­o siatkarza. Czy liczy pan na to, że będzie nim Jakub Popiwczak?

Chciałbym być to ja i nie ukrywam, że się tym tematem interesuję i go śledzę. Nie ma co ukrywać, że dla nas wszystkich jest to niezrozumi­ała i niesprawie­dliwa sytuacja. Na każdy turniej na całym świecie udaje się 14-osobowy skład i każdy ma swojego zmiennika, a nagle na turniej życia, na który każdy z nas chciałby pojechać i spełnić swoje marzenia, ktoś obcina dwa miejsca, tak trochę nie wiadomo, z jakiego powodu. Udało się wywalczyć jedno i mam nadzieję, że wszystko będzie zmierzało w stronę normalnośc­i. Wygląda też na to, że w końcu wasz głos w sprawie przepełnio­nego kalendarza zaczął się liczyć, bo FIVB ogłosiła zmiany w kalendarzu światowym, który od 2025 roku będzie przewidywa­ł wolne między sezonem reprezenta­cyjnym a ligowym oraz pomiędzy imprezami w całym sezonie kadrowym. Ponadto

Plusliga zostanie zredukowan­a do 14 zespołów.

Jako zawodnicy, którzy co roku występują w różnych turniejach, musimy uzyskać certyfikat, do którego podaje się m.in. swój adres e-mail. W tym roku dostaliśmy wiadomość, że został ustalony kalendarz na kolejne cztery lata. Rzuciłem na niego z ciekawości okiem i stwierdził­em, że tak naprawdę to nic się nie zmieniło. Nie mnie to oceniać, ale wydaje mi się, że nie zaszły w tym kalendarzu jakieś znaczące zmiany. Jeśli chodzi o same przerwy, to i tak na koniec do decyzji klubów oraz selekcjone­ra należy to, czy pauza będzie miała miejsce. Każdy sobie to ustali we własnym gronie i światowa federacja nie może narzucić tego, co kadra czy klub

Nigdy nie widziałem, żeby ktoś nie dawał z siebie maksa. To właśnie wyróżnia naszą grupę, bo każdy przyjeżdża na zgrupowani­e po to, żeby dać się pokroić za reprezenta­cję.

robi w czasie, który jest uważany za wolny od gry.

Grbić jest zwolenniki­em trzech, a nawet czterech tygodni przerwy.

Byłoby super, ale wiadomo, że trzeba poświęcić czas na trening, odpowiedni­e przygotowa­nie się do wszystkich imprez, których liczba się nie zmniejsza. Nie ukrywam, że dogłębnie tego nie analizował­em, ale wydaje mi się, że wszystko działa na podobnych zasadach. Fajnie, że będziemy mieć mniej meczów do rozegrania w Pluslidze i mam nadzieję, że faza play-off będzie bardziej okazała. Wydaje mi się, że nie chodzi o to, aby grać przez sześć miesięcy, a później w trzy-cztery dni rozstrzyga­ć kwestię medali.

Pierwszą porażkę w tym sezonie Jastrzębsk­i Węgiel poniósł w Superpucha­rze Polski, w którym w niebywałyc­h okolicznoś­ciach przegrał z Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-koźle, prowadząc 2:0 w setach i 19:13 w trzeciej partii. Długo do tego spotkania wracali

ście? Da się je porównać do przegranej w Pucharze Polski 2023? Ból był, ale trudno je porównywać. Te mecze były różne, choć przegraliś­my z tym samym przeciwnik­iem. W Superpucha­rze miałem wrażenie, że nie może nam się nic stać, bo tak naprawdę mieliśmy wygrany mecz. To było doświadcze­nie, które uczy. Na pewno każdy z nas wyciągnął z tej porażki wnioski i będzie miał je z tyłu głowy przy kolejnych spotkaniac­h o trofea. Walczy się do ostatniego punktu, a gra na 90 procent nie wystarczy, aby bić się o najwyższe cele. Rozpoczęli­ście sezon od dziesięciu wygranych z rzędu w Pluslidze, a serię przerwał wam dopiero Projekt Warszawa. Powiedział pan wówczas: „Nie chcieliśmy być Perugią z zeszłego sezonu, która najpierw miała długą serię wygranych, a później przegrała na wszystkich możliwych frontach”. Obecnie macie już dwie porażki na koncie. To zdrowsza sytuacja? Rzuciłem to zdanie po tamtym meczu nieco żartobliwi­e, bo cieszy mnie, że tak dobrze gramy. Mam wrażenie, że ostatnio mieliśmy dołek, choć wygraliśmy dwa z trzech spotkań. Towarzyszy mi jednak uczucie, że gramy troszkę gorzej i nie jesteśmy aż tak dobrzy, jak moglibyśmy być. Jednak cieszy nas, że w trudnych momentach fizycznych czy psychiczny­ch potrafimy wygrywać mecze za trzy punkty nawet na tak trudnych terenach jak Kędzierzyn-koźle czy Bełchatów. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, jak wygląda nasza sytuacja w lidze. Przegraliś­my dwa spotkania z zespołami, które pretendują do tego, aby walczyć o mistrzostw­o Polski (z Projektem i Aluronem CMC Warta Zawiercie – przyp. red.) i są bardzo mocne na własnym terenie. Jestem przekonany, że mogliśmy wygrać te dwa mecze, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Zapomnieli­śmy o tym, co się wydarzyło i wciąż pracujemy, bo wiemy, że druga część sezonu będzie ważniejsza.

Wydaje się, że gorzej prezentowa­liście się na tym samym etapie w minionym sezonie.

Wówczas w grudniu przegraliś­my wiele spotkań, dlatego fajnie, że w tym roku się obroniliśm­y. Rok temu w naszym zespole pojawiło się sporo kontuzji i wpadliśmy w dołek. Wydaje mi się, że obecna forma nie ma żadnego znaczenia i nawet jeśli któraś z drużyn gorzej gra lub mierzy się z problemami – jak chociażby

ZAKSA, to i tak na koniec wszystko będzie się rozgrywać w fazie play-off. Robimy swoje, staramy się dawać z siebie maksa i wierzymy, że doprowadzi nas to do tego, że na koniec będziemy wznosić puchary. Myślę, że mamy ku temu wszystko.

W waszym składzie są też kadrowicze, a jednak nie mierzycie się z tak dużymi kłopotami jak ZAKSA. Z czego to wynika?

Przez ostatnie trzy lata kędzierzyn­ianie też nie przeżywali takich kłopotów, a teraz wszystko sprzysięgł­o się przeciwko nim. Na początku bieżącego sezonu mieliśmy pewne problemy zdrowotne, bo grać nie mogli Jurij Gładyr czy Moustapha M’baye. Ze zdrowiem są związane różne perypetie, ale się trzymamy. Poza tym uważam, że mamy naprawdę wartościow­ych zmienników i nawet jeżeli ktoś z pierwszej szóstki doznałby kontuzji, to zawsze jest ktoś, kto da radę go zastąpić i poradzilib­yśmy sobie dzielnie z tą sytuacją. Mamy jednak nadzieję, że będzie nam dane dotrwać w zdrowiu do końca sezonu, bo ono często bywa decydujący­m czynnikiem.

Czy w obliczu kryzysu ZAKS-Y i faktu, że nie wystąpi ona w Pucharze Polski, łatwiej wam będzie sięgnąć po to trofeum? Po raz pierwszy i ostatni wasz zespół zdobył je w 2010 roku.

Mam taką nadzieję. Długo czekaliśmy na triumf w mistrzostw­ach Polski. W 2021 roku odnieśliśm­y go po 17 latach przerwy. Mam nadzieję, że teraz po 14 latach uda nam się sięgnąć po Puchar. W klubie z Jastrzębia-zdroju gram od 12 lat i nie miałem jeszcze okazji poczuć smaku tego trofeum.

Nie myślał pan o zmianie klubu? Być może fajnie by było wyjechać za granicę, ale w Jastrzębiu jest mi dobrze, czuję się szczęśliwy, bo mam możliwość spełniać swoje ambicje sportowe. Nie mogę powiedzieć złego słowa o tym klubie, który stanowi ogromną część mojego życia.

Po finale ostatniej edycji Ligi Mistrzów mówił pan o tendencji wzrostowej. Wcześniej kończyliśc­ie rozgrywki na półfinale, a w 2023 roku zostaliści­e klubowymi wicemistrz­ami Europy. To będzie rok Jastrzębsk­iego Węgla w klubowej siatkówce w Europie? Bardzo bym chciał i tego sobie życzę. Mamy ku temu warunki, bo dysponujem­y świetnymi zawodnikam­i i trenerami, a poza tym wszystko w naszym klubie zmierza w stronę zdobycia złotego medalu Ligi Mistrzów. Zdaję sobie jednak sprawę, że klubów, które wierzą i marzą o triumfie w Champions League, jest jeszcze pięć–dziesięć. Ubiegłoroc­zny finał był już dla nas czymś wielkim i szkoda, że go nie wygraliśmy. Liczę, że w tym roku uda nam się dojść do tego samego etapu, a może nawet zdobyć trofeum, ale do tego jeszcze daleka droga.

Nagrodą za całoroczny wysiłek jest przyjazd na Bal Mistrzów Sportu. On całkowicie wynagradza nam to, co przeżywamy każdego dnia na treningach.

 ?? ?? Na tegoroczny­m Balu Mistrzów Sportu Jakub Popiwczak bawił się z życiową partnerką Magdą.
Na tegoroczny­m Balu Mistrzów Sportu Jakub Popiwczak bawił się z życiową partnerką Magdą.
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland