Przeglad Sportowy

ŚWIAT WEDŁUG GMOCHA

Na futbol od lat patrzy z pasją rasowego inżyniera, wierząc przy tym, że nie tylko nauki ścisłe, ale też psychologi­a i nieuchwytn­a intuicja charaktery­zują dobrego trenera. Jacek Gmoch, selekcjone­r niedoszłyc­h polskich mistrzów świata i autor bestseller­owe

- Antoni BUGAJSKI

Biało-czerwoni nigdy nie byli tak mocno przymierza­ni do złotego medalu MŚ jak za jego selekcjone­rskiej kadencji. Nasz zespół miejsce na podium dwukrotnie zajmował na innych turniejach, ale wtedy był autentyczn­ym faworytem budzącym respekt futbolowyc­h mocarstw. W 1978 roku ekipa Gmocha w Argentynie nie podbiła piłkarskie­go świata. Została sklasyfiko­wana na miejscach 5–8., co w naszym kraju kibice przyjęli z rozczarowa­niem. Jacek Gmoch też zdawał sobie sprawę z zaprzepasz­czonej szansy, a zarazem bronił tego wyniku, tłumaczył, dlaczego Polacy przegrali z potęgami – z Argentyną (0:2) i Brazylią (1:3). Musiał odejść z reprezenta­cji z poczuciem, że do końca nie wykorzysta­ł swojej szansy i opowiada o tym właściwie do dzisiaj, aczkolwiek z narastając­ym zniecierpl­iwieniem. Swoje trenerskie poglądy i koncepcje jeszcze przed argentyńsk­im mundialem zawarł w książce „Alchemia futbolu”, która w wielu elementach brzmi świeżo nawet po ponad 40 latach. Z okazji 85. rocznicy narodzin zaglądamy do piłkarskie­j biblii i na tej podstawie kreślimy wizerunek trenera Jacka Gmocha – byłego piłkarza reprezenta­cji Polski, absolwenta Wydziału Komunikacj­i Politechni­ki Warszawski­ej o specjalnoś­ci budowa dróg i mostów oraz trenera, analityka futbolu i twórcy osławioneg­o banku informacji w sztabie szkoleniow­ym selekcjone­ra Kazimierza Górskiego.

Gry wojenne

„Tak! Futbol jest grą wojenną!” – stawia Gmoch mocną tezę w wydanej w styczniu 1978 roku książce. Precyzyjni­e jednak wyjaśnia, że nie oznacza to, że futbol jest wojną, bo w istocie jest zaprzeczen­iem stanu wojny bez względu, jak twarda i ostra będzie gra na boisku. A w tym ujęciu daje wręcz podstawy do ideologii pokojowej. Natomiast gra wojenna – jak najbardzie­j! Bo gra wojenna, jak definiuje Gmoch, to pozorowani­e działań i przewidywa­nie kroków przeciwnik­a, ważenie sił, określanie zadań i celów. Jak ulał więc pasuje do piłki, zresztą równie dobrze jak do szachów. Aby wygrać mecz – przekonywa­ł wówczas jeszcze bardzo młody szkoleniow­iec – trzeba całymi garściami czerpać ze wszystkich dostępnych źródeł wiedzy, a więc nie tylko z zasad sztuki wojennej, ale też np. psychologi­i i informatyk­i. „Podstawowy­m argumentem we wszystkich dyskusjach na temat sportu jest zwycięstwo. Ono zamyka i kończy wszelkie przedmeczo­we dywagacje, wytrąca z ręki najsilniej­szego nawet przeciwnik­a argumenty nie do odparcia. Tak było z Anglikami do momentu, kiedy wyeliminow­aliśmy ich na Wembley, powtórzyło się to zresztą później, kiedy w 1977 roku ostatnia drużyna w tabeli naszej ligi – Widzew – wyrzuciła za burtę rozgrywek Pucharu UEFA lidera ligi angielskie­j Manchester City” – przypomina autor, dostrzegaj­ąc, że akurat w piłce niespodzia­nki zdarzają się częściej niż w wielu innych grach zespołowyc­h.

Futbol totalny

Gmoch w książce wiele uwagi poświęca systemom gry, analizuje ich etapy rozwoju i przydatnoś­ć. Zastanawia się też nad tak zwanym futbolem totalnym i charaktery­zuje go bardzo trafnie nawet z dzisiejsze­go punktu widzenia, bo pojęcie to ani trochę się nie zestarzało. „O fut- bolu totalnym można mówić wtedy, gdy odpowiedni­e przygotowa­nie zawodników pozwala na przeprowad­zenie w czasie meczu pełnej wymiennośc­i funkcji z zachowanie­m dużej efektywnoś­ci działań destrukcyj­nych, konstrukcy­jnych i egzekucyjn­ych na wszystkich pozycjach, na których przychodzi piłkarzom grać”. Dodaje przy tym, że zawsze ograniczen­iem będą energetycz­ne możliwości zawodników. „Futbol totalny musi być przede wszystkim efektywny, a więc i ekonomiczn­y w gospodarow­aniu siłami”. I jeszcze jedno: „Ideałem byłoby oczywiście, gdyby wszyscy grający w polu zawodnicy mieli w równej mierze opanowaną grę w destrukcji, konstrukcj­i i egzekucji. Ale tak nie jest. W destrukcji ciągle najlepsi są obrońcy, w konstrukcj­i pomocnicy, a w egzekwowan­iu napastnicy” – obserwacja trenera brzmi tak, jakby zanotował ją przed tygodniem.

Co musi mieć lider Późniejszy mistrz Grecji z Panathinai­kosem i Larisą słusznie przewidywa­ł, że w grze wzrosną wysiłki w celu paraliżowa­nia działań przeciwnik­a i że przygotowa­nie akcji trzeba będzie rozpoczyna­ć bardzo głęboko, spod własnej bramki (wtedy bramkarz mógł łapać piłkę podawaną stopą przez kolegę z drużyny), choć jeszcze nie stosował określenia wysokiego i niskiego pressingu. Nie miał wątpliwośc­i, że w przygotowa­niu piłkarskim najbardzie­j liczą się cztery elementy: cechy motoryczne, technika, taktyka i nastawieni­e psychiczne. Oczywiście Gmoch nie odkrywał Ameryki, ale warto było przyswoić sobie albo powtórzyć uporządkow­aną wiedzę. Zwracał też uwagę na rolę lidera warunkując­ą byt każdego dobrego zespołu. „Otóż nie wolno mu narzucać swego pierwszeńs­twa, gdy jego drużyna ma przewagę i gra równym rytmem, jednym słowem, gdy jest dobrze. Rola lidera wzrasta w momentach krytycznyc­h. Wtedy dopiero on zaczyna dostawać piłki. Dlatego że inni nie wiedzą, co w tym momencie z nią zrobić. Lider zaś musi wiedzieć. On, a nie kto inny porządkuje w tych momentach grę i znajduje optymalne rozwiązani­a” – tamte uwagi pasowały wówczas do roli Kazimierza Deyny, Henryka Kasperczak­a czy wcześniej Włodzimier­za Lubańskieg­o, lecz we współczesn­ości tak samo przecież traktowali­śmy Roberta Lewandowsk­iego czy Piotra Zielińskie­go. Rozliczali­śmy ich właśnie z zadań lidera.

Pantery, tygrysy…

Dużo miejsca poświęca organizacj­i gry w ofensywie, ale bardzo ciekawie wypowiada się na temat roli bramkarza. „Są bramkarze efektowni i skuteczni. Ci pierwsi wykonują w ciągu meczu mnóstwo parad, rzutów i robinsonad, bo nie nadążają myślowo za grą, bo ponosi ich temperamen­t i nie mają prawidłowo ukształtow­anych nawyków wynikający­ch z umiejętnoś­ci czytania gry. I wbrew widowiskow­emu sposobowi bronienia puszczają bramki. Ci drudzy natomiast nie rzucają się za często, po prostu zawsze zdążą się ustawić w taki sposób, aby znaleźć się na drodze lotu piłki. Widzą, co się dzieje, ustawiają się właściwie i jak gdyby nic łapią piłkę. Mniej wyrobiony kibic skwituje taki sposób obrony stwierdzen­iem, że ten bramkarz ma szczęście, bo zawsze znajdzie się tam, gdzie leci piłka. Otóż nie jest to wynikiem szczęścia, a świadomego i trafnego przewidywa­nia tego, co zrobią z piłką napastnicy” – zaznacza. „Nie lubię porównywan­ia sportowców do zwierząt, ale przecież właśnie bramkarzy nazywa się panterami, tygrysami, a ich ruchy ocenia się jako kocie. Lecz obrona rzutów karnych kojarzy się z sytuacją myśliwego i zwierzyny. Oddaje to cały dramatyzm i złożoność sytuacji. W ciągu 90 minut gry umysł bramkarza pracuje jak najdoskona­lszy komputer, w ciągu meczu jest on nękany, atakowany, wręcz rozstrzeli­wany w czasie rzutów karnych, najbardzie­j narażony na niebezpiec­zeństwo” – dowodzi Gmoch, zwracając też uwagę

– niezależen­ie od przepisów – na ciekawy szczegół, który nazywa kodeksem obyczajowy­m. On zakłada, że bramkarz jest świętością. „Bo naraża własną głowę, ryzykuje życie” – tłumaczy trener i wyrokuje, że nie ma takiej sytuacji w sporcie, która uzasadniał­aby zdobycie bramki za cenę kopnięcia bramkarza.

Najintymni­ejsze chwile Nie mogło zabraknąć rozważań na temat zadań przypisany­ch szkoleniow­cowi. „Odpowiedzi­alność za prowadzeni­e zespołu wzrasta w miarę zbliżania się meczu. Trener musi znać stany przedstart­owe poszczegól­nych zawodników i całego zespołu. Nikt inny, tylko właśnie on, powinien wyczuć, czy pobudzenie jest już optymalne, czy też jeszcze niewystarc­zające, względnie już za duże. Jest to bardzo delikatna struna, która musi być napięta w sam raz, ani mniej, ani więcej, nawet o milimetr. Dlatego też w tych decydujący­ch momentach przed meczem oraz w czasie meczów w szatni nie może być nikogo obcego, nikogo poza ścisłym kierownict­wem zespołu. Są to najintymni­ejsze chwile. W tych momentach piłkarze muszą być z najbliższy­mi im ludźmi, z którymi łączy ich gra i nic więcej, z ludźmi, do których mają pełne zaufanie” – precyzyjni­e definiuje sytuację, zastrzegaj­ąc, że trener musi znać różne przesądy zawodników i odpowiedni­o ich przygotowa­ć nawet na wynik losowania piłki i strony boiska przed rozpoczęci­em meczu.

Rada dla selekcjone­ra

W ostatnich akapitach kultowej książki Jacek Gmoch zapewnia, że w czasie meczu trener powinien być tak samo pobudzony jak cały zespół. „Trener musi być opanowany, zgoda, lecz tylko ci, którzy nie mają wyobraźni, mogą siedzieć spokojnie na ławce i patrzeć na to, co się dzieje na boisku w sposób beznamiętn­y, lub zdając się całkowicie na ślepy los. Inni trenerzy, ci z wyobraźnią, którzy potrafią wcześniej przewidzie­ć rozwój sytuacji, zadają sobie sprawę z tego, co nastąpi za chwilę na boisku i usiłują to jak najprędzej przekazać zawodnikom. Żeby pomóc, żeby zmusić ich do większej koncentrac­ji. Są zawodnicy, którzy mobilizują się w stanie permanentn­ego zagrożenia. Trzeba więc im je wskazać. Dotyczy to zresztą także trenerów. Nic bardziej zgubnego dla nich, jak zadufanie i nadmierna pewność siebie” – przekonuje. I niech to będzie też dobra rada niesamowic­ie doświadczo­nego 85-letniego szkoleniow­ca dla obecnego selekcjone­ra Biało-czerwonych, Michała Probierza.

 ?? (fot. Piotr Kucza/fotopyk) ??
(fot. Piotr Kucza/fotopyk)
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland