Przeglad Sportowy

HENRYK PETRICH

-

– Trzeba mieć dużą odwagę, żeby skoczyć na chodnik z wysokości pierwszego piętra? HENRYK PETRICH: Lepiej, żeby nie była to kwestia odwagi, tylko sprawności sportowej. Ja postawiłem zdecydowan­ie na to drugie. A że okolicznoś­ci dodatkowo mnie mobilizowa­ły, to strachu zupełnie nie czułem.

– Czyli to prawda, że pan kiedyś wyskoczył z toalety na pierwszym piętrze przez okno? Rzecz działa się w budynku Wojskowej Komendy Uzupełnień w Łodzi, dokąd byli łaskawi doprowadzi­ć mnie milicjanci. Już wcześniej jako poborowy przeznaczo­ny do zasadnicze­j służby dostałem bilet do jednostki w Braniewie. Nie skorzystał­em z zaproszeni­a, więc zaintereso­wała się mną milicja. długo nie zabawiłem, tylko do przysięgi. A potem kompania sportowa w Warszawie. Nosiliśmy mundury, a po południu dostawaliś­my przepustkę i w prywatnych ubraniach szło się na miasto. Skończyłem dwuletnią służbę i planowałem wracać do Łodzi, ale nie było do czego, bo sekcja bokserska Widzewa praktyczni­e się posypała.

– Widzew kojarzył się wtedy przede wszystkim z piłką nożną. I to z piłkarzami na europejski­m poziomie.

W widzewskic­h czasach zimą przychodzi­li oni na halę bokserską porozgrzew­ać się, potrenować i wtedy zdarzało się, że dla zabawy grywaliśmy z nimi. Parę razy udawało mi się wygarnąć piłkę Zbyszkowi Bońkowi, wybić gdzieś w bok. „Kurde, jakie on ma długie nogi!” – wkurzał się Boniek, bo charaktern­y był zawsze. Niby zabawa, ale graliśmy twardo, nie było przebacz. grywane jako „zamiennik” igrzysk olimpijski­ch w Los Angeles, które większość krajów socjalisty­cznych zbojkotowa­ła.

I to sprawiło, że zawody na Kubie miały na pewno wyższy poziom niż turniej olimpijski. Przegrałem w finale z Kubańczyki­em Bernardo Comasem, zresztą niejednogł­ośnie, 1:4. Comas był aktualnym mistrzem świata, ale wydaje mi się, że gdyby zawody odbywały się w innym kraju, werdykt byłby korzystny dla mnie. Piekielnie trudno było wygrać na punkty z reprezenta­ntem gospodarzy na oczach samego Fidela Castro, który oglądał w hali walki finałowe. Siedział, a właściwie to niemal leżał na miejscach w sektorze, który był przeznaczo­ny dla niego i najbliższy­ch

Zawsze?

No ja mam takie z nim doświadcze­nia. Chwytał, trzymał, a rozjemca mnie się czepiał. Najbardzie­j denerwował­o mnie to w finale mistrzostw Europy. Andrzej Gmitruk zwracał uwagę już po pierwszej rundzie, że Maske przytrzymu­je, ale sędzia miał to w nosie i cały czas wyjeżdżał do mnie z pretensjam­i. Rok przed Hawaną w Spartakiad­zie Armii Zaprzyjaźn­ionych zmierzyliś­my się z Maskem po raz pierwszy. Wygrał, ale nie tylko moim zdaniem był to sędziowski skandal. W drugiej rundzie dostał taką „pigułę”, że był bezwarunko­wo do liczenia. Zsunął się po linach, a sędzia tylko obtarł mu rękawice, sprytnie zrobił trochę przerwy, żeby doszedł do siebie. I taka to była walka.

ściem do ringu sam do siebie głośno powiedział­em: albo wygram przed czasem, albo mnie oszukają. Po paru rozpoznawc­zych strzałach odetchnąłe­m z ulgą, bo już wiedziałem, że Koreańczyk będzie miał problem, by przetrwać do końca pojedynku, a to była jego jedyna nadzieja na korzystny werdykt. Za chwilę był liczony jeden raz, potem drugi. Sędzia, mimo najszczers­zych chęci, musiał przerwać nierówną walkę.

– Potem był Duńczyk, Egipcjanin i wreszcie półfinał z uchodzącym za faworyta całego turnieju

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland