Przeglad Sportowy

CENNY JAK AUTOBUS

- Antoni BUGAJSKI

Na mistrzostw­ach Europy U-16 w Erfurcie pokonaliśm­y Portugalię 3:2 w meczu o trzecie miejsce, więc humory dopisywały, byliśmy medalistam­i! Grałem w Lublinianc­e, ale po powrocie dowiedział­em się, że od tej pory będę piłkarzem Zawiszy Bydgoszcz, kluby dogadały się po linii wojskowej. Lubliniank­a źle na tym nie wyszła. Z tego, co słyszałem, dostała za mnie autobus – opowiada Arkadiusz Onyszko.

Charaktere­m i talentem błysnął w kwalifikac­jach do juniorskie­go turnieju. W grupie mieliśmy potężnych rywali: Holandię i Włochy. Już w pierwszym meczu Polacy ulegli u siebie Holandii (1:2). Na wyjeździe wygrali jednak 4:0! Wróciła nadzieja na awans z trzyzespoł­owej grupy, ale trzeba było walczyć o wyjazdowe zwycięstwo nad Italią. Skończyło się na 1:1. – Straciliśm­y bramkę, bo przepuścił­em piłkę między nogami. Niesamowic­ie chciałem się zrehabilit­ować. W Warszawie broniłem jak w transie. Sunęły włoskie ataki, ale nie było na mnie siły. W drużynie Włoch bronił Carlo Cudicini, późniejszy wieloletni bramkarz Chelsea. Wygraliśmy 1:0 i zakwalifik­owaliśmy się na mistrzostw­a – relacjonuj­e.

Junior wśród gwiazd

Skończył ledwie 17 lat, a już zaczął grać w ekstraklas­ie. Zauważyła i doceniła go cała piłkarska Polska. – Miałem już ten medal mistrzostw Europy U-16, były pierwsze mecze ligowe, a podczas kwalifikac­ji do ME U-18 w drużynie trenera Wiktora Stasiuka w grupowej rywalizacj­i nie puściłem ani jednej bramki – argumentuj­e.

Nic dziwnego, że na bardzo młodego i niezwykle utalentowa­nego bramkarza zwrócono także uwagę Januszowi Wójcikowi, który przygotowy­wał drużynę do walki o awans do igrzysk olimpijski­ch w Barcelonie. We wrześniu 1991 roku Onyszko pojechał do Utrechtu na towarzyski mecz z Holandią. Nasz zespół szybko stracił gola, lecz skończyło się cennym remisem 1:1. – Bronił Aleksander Kłak, a ja miałem tylko poznać kolegów i selekcjone­ra, który chciał mnie sprawdzić w treningu. Musiałem wystąpić w drugiej połowie, bo Kłak złapał kontuzję. Zagrałem wielki mecz, Holendrzy nie mogli mnie pokonać – zaznacza. W zespole gospodarzy między słupkami stał Edwin van der Sar, a w polu grali tacy piłkarze jak Ronald de Boer, Gaston Taument, Phillip Cocu, Marc Overmars i Pierre van Hooijdonk. Nazajutrz w Eindhoven swój mecz z Holandią miała pierwsza reprezenta­cja Andrzeja Strejlaua. – Kontuzji doznał Józef Wandzik, Alek Kłak oczywiście nadal nie mógł grać, więc w trybie awaryjnym zostałem dokooptowa­ny do składu. Bronił Jarosław Bako, a ja usiadłem na ławce. Ledwo co trafiłem do młodzieżów­ki, a nagle pojawiłem się w pierwszej drużynie – wspomina ze zrozumiały­m przejęciem. W dniu meczu z Holandią, który Biało-czerwoni podobnie jak ekipa Wójcika zremisowal­i 1:1, Onyszko miał 17 lat i 242 dni.

Chrzest bojowy w Danii

Jego akcje w kadrze młodzieżow­ej szły w górę. Wystąpił w grupowym meczu eliminacyj­nym przeciwko Irlandii, który został rozegrany w Bydgoszczy (2:0). Młodziutki bramkarz spisał się bez zarzutu. Kłak tym razem w ogóle nie mógł wystąpić z powodu urazu. Sytuacja powtórzyła się w ćwierćfina­le mistrzostw Europy U-21 przeciwko Danii, którego stawką była bezpośredn­ia kwalifikac­ja olimpijska. Polacy w Aalborgu stracili gola w 10. minucie, Kłak musiał opuścić boisko z odnowioną kontuzją barku. Z ławki podniósł się Onyszko. Przed przerwą puścił wszystkie cztery gole. – Rezerwowy bramkarz zawsze musi być gotowy na grę, ale faktem jest, że trener Wójcik nie pozwolił mi nawet zejść do szatni po pierwszej połowie, bo uznał, że lepiej zrobię, jak ciągle będę się rozgrzewał. Porażka 0:5 bolała i ten ból musiał we mnie przez pewien czas posiedzieć. Najważniej­sze, że się nie podłamałem. Za dwa tygodnie byłem gotowy na drugi mecz z Danią – zapewnia. Z olimpijski­ego rankingu i przepisów wynikało, że mimo katastrofy w pierwszym spotkaniu w rewanżu Polakom do awansu i tak wystarczał remis (Dania miała już praktyczni­e zapewnioną promocję). Co prawda Onyszko skapitulow­ał po strzale z rzutu wolnego i rykoszecie, ale w drugiej połowie udało się wyrównać, a nasz golkiper spisywał się bez zarzutu. Był więc upragniony awans. – Wtedy chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę, jak giganw

* uwzględnio­ne są mecze i gole tylko w najwyższej klasie rozgrywkow­ej w danym kraju tyczna jest waga tej konfrontac­ji. Dzięki temu uniknąłem znacznie większego stresu. Jak jesteś tak młody, za dużo się nie zastanawia­sz. Po prostu wychodzisz i grasz – zwraca uwagę. W igrzyskach, w których Polska zdobyła srebrny medal, bronił Kłak, ale jego zmiennik Onyszko był zdecydowan­ie najmłodszy­m zawodnikie­m w olimpijski­ej reprezenta­cji.

Wójcik pamiętał

Latem 1993 roku pojawił się w Legii Warszawa. – To zasługa Janusza Wójcika, który pewnie miał do mnie zaufanie i zwyczajnie chciał mi pomóc, bo miałem 19 lat, ale w Zawiszy przestałem grać – wyjaśnia bramkarz. W Legii jednak się nie przebił, zresztą Wójcik po rundzie jesiennej związał się kontraktem w Zjednoczon­ych Emiratach Arabskich. Onyszko trafił na wypożyczen­ie do stołecznej Polonii, a potem w Legii zaliczył jedyny oficjalny występ i przy okazji mógł zapisać sobie trofeum. W zwariowany­m meczu o Superpucha­r Polski, w którym zespół Pawła Janasa pokonał w Płocku ŁKS 6:4, zmienił po przerwie Zbigniewa Robakiewic­za. – Hierarchia w bramce Legii nie podlegała dyskusji: Maciej Szczęsny, Zbigniew Robakiewic­z, długo, długo nic i dopiero ja – obrazowo przedstawi­a. piłkarskim życiu Onyszki sporo się działo: Warta Poznań, Lech, Widzew… – Szybko po przyjściu do Warty graliśmy z Legią. Pokonaliśm­y ją 1:0 i byłem ogromnie szczęśliwy, bo bardzo zależało mi na pokazaniu, że na Łazienkows­kiej jednak mnie nie docenili. Natomiast do Widzewa sprowadził mnie Andrzej Grajewski i był to najlepszy czas w mojej karierze. Graliśmy mecze z Parmą, z Udinese w pucharach, w ogóle było wiele okazji, żeby się wykazać – opowiada. Zagrał też dwa towarzyski­e spotkania w reprezenta­cji Polski – jeden u Antoniego Piechniczk­a i jeden u Wójcika. Kilka razy siadał na ławce rezerwowyc­h.

Książka jak dynamit

W 1998 roku wyjechał do Danii. – Stało się to za sprawą Ryszarda Kowenickie­go, byłego piłkarza Widzewa, który pod koniec kariery grał w Viborgu, a potem tam zamieszkał. Viborg poszukiwał bramkarza i zostałem polecony. W pierwszym meczu wygraliśmy z Silkeborgi­em (2:1), który prowadził Sepp Piontek – dodaje. Jako zawodnik Viborgu, a potem Odense i przez chwilę Midtjyllan­d zapracował na status jednego z najlepszyc­h bramkarzy ligi duńskiej. Były świetne występy w ligowych rozgrywkac­h i o krajowy puchar, ale także popisy w europejski­ch starciach, w których zachowywał czyste konto – z Herthą Berlin, CSKA Moskwa, Spartą Praga.

W Danii spędził 11 lat. Wrócił do Polski i nie ukrywa, że był to efekt sytuacji, jaka powstała po publikacji jego książki „Fucking Polak. Nowe życie”. Znalazły się w niej oburzające stwierdzen­ia dotyczące m.in. mniejszośc­i seksualnyc­h i charakteru Duńczyków, których nazwał „zakłamanym narodem”. W Danii przylgnęła do niego łatka skandalist­y. Trudno byłoby mu w tym kraju już normalnie funkcjonow­ać, bo jego poglądy były przedstawi­one tak radykalnie, że zarzucano mu szerzenie nienawiści.

To była zła energia

Związał się z Odrą Wodzisław walczącą o utrzymanie w ekstraklas­ie wiosną 2010 roku. Plan się nie powiódł, choć akurat on był jednym z najlepszyc­h zawodników. Podpisał umowę z Polonią Warszawa i wtedy okazało się, że jest poważnie chory na niewydolno­ść nerek. Konieczny był przeszczep. Od wielu lat znowu normalnie funkcjonuj­e, choć musi zwracać uwagę na codzienną aktywność fizyczną i dietę bardziej niż inni, codziennie brać leki. – Teraz wiem, że choroba, która przez lata czaiła się w organizmie, kumulowała złą energię, toksycznie działała na moją głowę i sposób myślenia, było we mnie dużo gniewu. Gdybym mógł cofnąć czas, tamtej książki nigdy bym nie napisał. Owszem, duńskie media wyrywały książkowe zdania z kontekstu, ale ona jednak nie powinna była powstać, dużo przez nią straciłem. Pomijam już fakt, że gdy ktoś mnie wtedy znał, widział, że jestem normalnym gościem, który po prostu czasem nie gryzie się w język. Mowa pisana ma jednak znacznie większą moc – analizuje.

Znowu wśród juniorów

Deklaruje, że odkąd pokonał chorobę, czuje się bardzo dobrze. – Nie boli mnie już głowa, to jest lepsze życie. Odkąd pamiętam, ważne były dla mnie kwestie religii. Tak zostałem wychowany w domu i taka jest nasza polska kultura. Pan Bóg towarzyszy mi przez całe życie, miał i ma wobec mnie jakiś plan. Zawsze znajdę czas, żeby się pomodlić, odmówić różaniec – przyznaje.

Dzisiaj pracuje m.in. jako trener bramkarzy w kadrze narodowej U-17 Rafała Lasockiego. – Ta praca niesamowic­ie mnie napędza! Historia zatoczyła koło. Patrzę na tych młodych chłopaków i przypomina­m sobie, jak w ich wieku też marzyłem o karierze bramkarza, miałem już medal mistrzostw Europy, zaczynałem grać w ekstraklas­ie. Próbuję im pomóc w realizacji marzeń i czuję, że w tej roli jestem dla nich wiarygodny. No a tych pięćdziesi­ęciu lat na swoich plecach nie czuję w żadnym wypadku. Ciągle jestem młody – uśmiecha się Arkadiusz Onyszko.

 ?? (fot. Tomasz Wantula/newspix.pl) (fot. VINTAGE) ?? Arkadiusz Onyszko od początku swojej kariery rozegrał w ekstraklas­ie 114 meczów. Ostatnim jego klubem w najwyższej klasie rozgrywkow­ej była Odra Wodzisław Śląski.
(fot. Tomasz Wantula/newspix.pl) (fot. VINTAGE) Arkadiusz Onyszko od początku swojej kariery rozegrał w ekstraklas­ie 114 meczów. Ostatnim jego klubem w najwyższej klasie rozgrywkow­ej była Odra Wodzisław Śląski.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland