Mount Everest WIDZIANY 100 LAT TEMU
Dziś, w dobie lotów kosmicznych, kwestia najwyższego punktu planety Ziemia, czyli himalajskiego Mount Everestu (8848,86 m), wydaje się tematem banalnym. Całkiem inaczej widział to „Przegląd Sportowy” w 1924 roku, poddając miażdżącej krytyce publikację czasopisma „Stadjon”. Wtedy jeszcze stopa człowieka nie stanęła na szczycie Ziemi. Przeprowadzona w czerwcu tamtego roku trzecia w latach dwudziestych angielska próba zdobycia Mount Everestu (pierwsza, w 1921, miała tylko charakter rozpoznawczy) zakończyła się śmiercią dwu śmiałków George’a Mallory’ego i Andrew Irvine’a. I wtedy – owa himalajska wspinaczka, traktowana jako swego rodzaju sport ekstremalny, była bodaj najbardziej gorącym tematem, usuniętym może nieco w cień dopiero w roku 1927, gdy Amerykanin Charles Lindbergh dokonał pierwszego w historii samotnego przelotu bez międzylądowania nad Atlantykiem – z Nowego Jorku do Paryża. Ten trochę szalony pilot, który już jako kilkunastolatek przejechał tysiące kilometrów za kierownicą Forda T, okazał się z czasem bodaj najlepszym lotnikiem i kaskaderem Ameryki. W dodatku zawsze miał szczęście. Będąc pilotem samolotu pocztowego, dwa razy ratował się skokiem ze spadochronem, gdy nawalił silnik.
W przeciwieństwie do Lindbergha – Mallory i Irvine szczęściarzami nie byli. Gdy w 1999 specjalna ekspedycja odnalazła ich ciała, można było sądzić, że do zdobycia szczytu Ziemi zabrakło im najprawdopodobniej 240 metrów. W 1924 jednakże detale niepowodzenia wyprawy pozostawały jeszcze tajemnicą i były przedmiotem zażartych sporów.
W numerze „Przeglądu Sportowego” z 19 listopada 1924 zauważa się, że „»Stadjon«, tygodnik poświęcony sprawom sportu i przysposobienia wojskowego, stara się zamieszczać oprócz informacyj i artykułów z zakresu ściśle sportowego, także wiadomości z zakresu turystyki i taternictwa. (…) Jest jasnem, że nie można wymagać od tygodnika tego typu, co „Stadjon”, aby poruszał i rozstrzygał pewne, ściśle alpinistyczne kwestje i problemy, skoro posiadamy od tych spraw fachowe pisma jak n. p. „Taternik”. Niemniej jednak, artykuły z dziedziny alpinizmu czy turystyki, które zamieszcza „Stadjon”, stawiają redakcji pewne wymagania. (…)
Poświęcając znaczną stosunkowo ilość miejsca głośnym i niezmiernie interesującym wyprawom angielskim na najwyższy szczyt kuli ziemskiej, dała redakcja „Stadjonu” niewątpliwie dowód dobrej woli i najlepszych chęci. Stwierdzić jednak trzeba, że artykuły o wyprawach na Mount Everest, zamieszczone w 39 i 40 numerach czasopisma, były niestety niedwuznacznej wartości elaboratami, które zapewne przez omyłkę lub niedopatrzenie mogły znaleźć miejsce w tak poważnym organie, jakim jest i z pewnością zawsze będzie „Stadjon”. Prawda, że nie zawsze można żądać od redakcji