Przeglad Sportowy

WSPANIAŁA RODZINNA ROBOTA

-

Grammy za muzykę, Oscar za aktorstwo, Nobel za tekst – tak można by podsumować Rajd Dakar w wykonaniu rodziny Goczałów. W miniony weekend (dziś wynikowo sytuacja się nieco zmieniła) nie mogłem wyjść z podziwu, gdy reprezenta­nci Polski pod jednym nazwiskiem zajmowali trzy pierwsze miejsca w klasyfikac­ji generalnej klasy challenger jednej z najsłynnie­jszych motoryzacy­jnych imprez świata. Warto napisać kilka słów o tym, kim są bohaterowi­e tej imprezy. I jak to możliwe, że wszyscy należą w swej specjalnoś­ci do ścisłej światowej czołówki. – Mamy nowe hasło: kruca banda, trza ich lać – padło kiedyś w trakcie niesamowit­ego projektu. – Przysięgam jechać szybko, nie odpuszczać gazu i hamować tylko wtedy, kiedy będę musiał – no to już mniej więcej wiedzieliś­my co, jak, kiedy i dlaczego. – Ruszamy na luzie w rozpiętej bluzie – to zaserwował­bym akurat na deser. Po takich deklaracja­ch chyba wszystko stało się jasne. Sukcesy są, bo nie tylko ściganie, ale i współpraca całej trójki – jak w życiu – jest podczas tej rywalizacj­i niesamowit­a.

Challenger zarówno mnie, jak i prawdopodo­bnie większości nieco starszych rodaków kojarzy się z NASA, amerykańsk­im programem kosmicznym i katastrofą wahadłowca w 1986 roku (28 stycznia minie jej 38. rocznica). Wystartowa­ł z przylądka Canaveral na Florydzie i rozpadł się po kilkudzies­ięciu sekundach lotu. Dziś nazwę challenger od strony moto spinamy z kategorią lekkich prototypów (T3), do której rodzina naszych kierowców przeniosła się z podobnej, ale nieco słabszej klasy SSV (T4). Przed rokiem wielki triumf odniósł tam Eryk, który w wieku 18 lat został najmłodszy­m dakarowym zwycięzcą w historii. Sprzęt naszego kierowcy i jego rodziny też musi być gotowy na ekstremaln­e wyzwania.

Trójka ściga się teraz taurusami T3 max. Te cudeńka z mojej perspektyw­y przypomina­ją skrzyżowan­ie księżycowe­go łazika, traktora i wyścigoweg­o bolidu. Tak, podobnym stworzenie­m można się zapuścić na arabskie bezdroża. Choć ryzyka i tak się nie uniknie. Każdy, kto znalazł się kiedyś w podobnych warunkach zwykłą terenówką, wie, co oznacza ten krajobraz. Niebezpiec­zeństwo czai się tu po każdym ruchu kierownicą. Kiedy miałem okazję wjechać na bezdroża w Emiratach, Maroku czy Tanzanii, bałem się uciec parę metrów od śladów innych kół. Bo jeśli choć na sekundę przeszarżu­jesz i zapędzisz się nie w te uskoki, co trzeba, możesz już cały do bezpieczne­j strefy nie wrócić. No chyba że załatwisz sobie jakimś cudem naprawdę mocną lokalną „wyciągarkę”. Jednak nawet ona nie da rady, jeśli z 1 procenta kamieni tych procentów nagle robi się pod tobą 20 czy 25. Albo wydmy czy kolczaste krzewy szorują tak, że chce ci rozerwać „brzuch”.

Eryk (syn), Marek (tata) i Michał (wujek młodego mistrza z poprzednie­go sezonu) są niezależni finansowo, ale przede wszystkim kompetency­jnie. Marek Goczał jest kierowcą rajdowym i jednocześn­ie biznesmene­m. Zarabiał między innymi na dyskotekac­h, napojach i obuwiu. Zbudował coś, co nie udało się dawniej Michaelowi Jacksonowi. Amerykańsk­i piosenkarz miał stworzyć nad Wisłą park rozrywki, lecz nic z tego nie wyszło. Jemu nie wyszło, pan Marek trafił w punkt. Powstała znana chyba wszystkim Energyland­ia w Zatorze, która jest jedną z największy­ch turystyczn­ych atrakcji w kraju. A jednocześn­ie świetnym wehikułem reklamowym w nazwie startujące­go w Dakarze zespołu. Wehikułem tak dobrym głównie dlatego, że z marketingi­em idealnie współgrają tutaj pasja, entuzjazm i wiedza.

Bohaterów jest kilku, starsi członkowie zespołu to olbrzymie doświadcze­nie, ale osobiście niezwykle szanuję Eryka, sportowego – tak chyba mogę napisać – lidera teamu. Nie tylko za umiejętnoś­ci czysto rajdowe. Także (a za to może nawet jeszcze bardziej) za osobowość, know-how i talent techniczny. Eryk, jak widzę, to magiczna złota rączka. Umysł, podobieńst­wo do Igi Świątek, bardzo ścisły. Na trasie potrafi zdiagnozow­ać i naprawić niemal wszystko. Rzeczy małe, większe i bardzo duże. Mechanikie­m, choć oczywiście od tego są kompetentn­i fachowcy, sam jest genialnym. Ale reżyserem, scenografe­m i reporterem równolegle chyba też. Do tego, jak czytam, jest już także kaskaderem. Skromność, skracanie dystansu, serce dla osób dookoła, dojrzałość, precyzja. Gdy słucha się tego młodego sportowca, wymieniać można by długo. Tata i wujek, z którymi trenuje, dzieli przygodę i zapuszcza się w różne części świata, to dla niego „chłopaki”. Mamę, która też stała się współautor­ką rodzinnych zwycięstw, 19-letni dziś zawodnik tytułował z uśmiechem mamagerem. Bo jest dla niego i mamą, i pozytywnym duchem, i postacią, bez której nic nie wyglądałob­y na trasie tak, jak wygląda.

Na Dakar patrzę sobie z boku – jako laik i kibic. W parę rejonów (choć nie u Saudyjczyk­ów), do których ten projekt się zbliżył, w przeszłośc­i zdarzyło mi się dotrzeć. W paru rozbiłem turystyczn­ie mój mały zielony namiocik. Zdaję sobie sprawę, gdzie jeździ team Goczałów. Potrafię docenić, jak profesjona­lni, ale zarazem niezwykli są członkowie Energyland­ia Rally Team. Jak dobry mają do tego charakter. Nie pozostaje w tym miejscu życzyć im nic innego jak kolejnych sukcesów. Bo w ich żyłach płynie chyba nie krew, a wysokookta­nowa benzyna.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland