SPORT W POLITYCE, POLITYKA W SPORCIE
Jako zawodnik mówiłem, że związek mógłby zrobić to i to. Pracując w związku, wiedziałem, że to trudne do zrealizowania, a będąc ministrem sportu, dowiedziałem się, że to było niemożliwe. Ministerstwo nie przyznaje przecież pieniędzy na podstawie widzimisię, ale konkretnych przepisów – stwierdził kiedyś Adam Korol, który ministrem sportu był od 16 czerwca do 16 listopada 2015 roku. Przypomniała mi się ta wypowiedź w związku z tym, co mówił i mówi, a przede wszystkim czyni obecny minister sportu Sławomir Nitras. Wciąż jeszcze w mediach nazywany jest „nowym ministrem sportu”, co nie jest tylko figurą retoryczną, bo rzeczywiście od nominacji nie minął nawet miesiąc. Jak do tej pory wydał jednak trzy ważne decyzje, które wywołały dość duże emocje. Najpierw unieważnił decyzję poprzednika o przyznaniu potężnej dotacji na budowę Narodowego Centrum Szkolenia piłkarzy w Otwocku, tłumacząc w dość mocnych słowach, że wniosek był błędnie skonstruowany. Następnie unieważnił również decyzję o przyznaniu dotacji dla Widzewa Łódź na budowę boiska treningowego wraz z zapleczem, bo wniosek nie spełniał wymogów programu. Podtrzymał natomiast przyznanie dotacji na przebudowę toru łyżwiarskiego Stegny w Warszawie. Tylko podtrzymał, bo dotacja została przyznana przez ministerstwo w październiku ubiegłego roku, a przy tej okazji zdjęcia przy torze robił sobie… minister Piotr Gliński, który nawet ministrem sportu wtedy nie był. Decyzję podejmował minister Kamil Bortniczuk, chociaż Glińskiemu trzeba przyznać, że o przebudowę Stegien zabiegał. Sprawą mógł się jednak zainteresować wówczas, gdy jako minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu za tę ostatnią dziedzinę rzeczywiście odpowiadał. A tak wyszło, że się politycznie przed wyborami na torze lansuje. Teraz na Stegnach „podlansował się” minister Nitras, który decyzję tylko ponownie ogłosił, przy okazji ładnie prezentując się na tle obiektu i w towarzystwie prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. To trzy sytuacje, każda inna – łączy
je to, że bardzo szybko… pojawiły się opinie, że wszystko to są działania na potrzeby polityczne. Tak w swej masie orzekli kibice. W mediach społecznościowych niespecjalnie analizowano stronę merytoryczną sprawy, wystarczyło samo wrażenie, z którym minister nie próbował nawet powalczyć, ale – co przyznaję ze zdziwieniem – umocnił ostrością swoich wypowiedzi. Działał, opierając się na przepisach, ale wyszło jakoś niezręcznie. Minister kilkakrotnie deklarował, że zależy mu na uwolnieniu sportu od polityki. Mówił to w dniu zaprzysiężenia, powtórzył w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”. Przedstawił nawet definicję tego, co uważa za takie „uwolnienie”. Jego zdaniem jest tak wtedy, gdy żaden minister, podpierając się pieniędzmi ze spółek skarbu państwa, nie wpycha do organizacji sportowych swoich znajomych, ze szczególnym uwzględnieniem działaczy partyjnych. Od razu się z ministrem nie zgodziłem, bo uważam, że jest to działanie przeciw nepotyzmowi i kolesiostwu w branży, natomiast sportu od polityki nie da się odgrodzić. Sport jest z nią powiązany tak samo jak każda inna dziedzina życia. Ulgi podatkowe dla firm inwestujących w sponsoring sportowy? Decyzja ministerstwa finansów. Brak oceny z WF na świadectwie? Decyzja ministra edukacji. SSP wykładające lub nie pieniądze na sport? Decyzja ministra skarbu. Ograniczenia w reklamie napojów energetycznych lub piwa? Decyzja ministra zdrowia, bezpośrednio wpływająca na liczbę chętnych reklamujących się przy sporcie. I tak można wymieniać jeszcze długo, bo kwestia TVP będzie rzutować na rynek praw do transmisji, a rygorystyczne przepisy ustawy hazardowej mają wpływ na dopływ pieniędzy do klubów. Sport jest z polityką powiązany nie mniej niż kultura, edukacja, opieka zdrowotna, sytem emerytalny. Tej sieci rozplątać się nie da. A gdyby ktoś próbował, to będziemy mieli do czynienia – co proszę potraktować jako żartobliwe i zamierzone odwrócenie pojęć – ze zbyt daleko idącą ingerencją „sportu w politykę”.