Inny gatunek zadziorności
BARTOSZ GĘBICZ: Czym zaskoczy nas Australian Open? Będzie obfitował w niespodzianki, czy raczej zobaczymy turniej nudny jak flaki z olejem?
KATARZYNA NOWAK: Obecny tenis nie wszystkim musi się podobać, ale na pewno nie można powiedzieć, że z kortów wieje dziś nudą. W Melbourne często miały miejsce wydarzenia absolutnie nieprzewidywalne. To początek rozgrywek, niektórzy przyjeżdżają tu bez żadnego oficjalnie rozegranego meczu. W tym roku choćby Carlos Alcaraz (nr 2), Daniił Miedwiediew (nr 3), Jannik Sinner (nr 4)… Żaden z głównych rywali Novaka Djokovicia nie wystąpił przed szlemem choćby w jednym spotkaniu! Oczywiście poza pokazówkami. U kobiet takiej sytuacji nie było, Iga Świątek, Aryna Sabalenka, Jelena Rybakina i Coco Gauff mają już za sobą pierwsze starty, ale po nich też nie wyciągałabym jeszcze żadnych bardzo daleko idących wniosków. Na razie sytuacja jest stabilna. Te tenisistki, które odnosiły sukcesy w 2023 roku, pozostają też kandydatkami do zwycięstw i w najbliższym czasie. Świątek trafiła do takiej sekcji drabinki, w której ma przed sobą byłe australijskie mistrzynie i finalistki. Sofia Kenin, potem Angelique Kerber lub Danielle Collins, która dwa lata temu nie dała jej szans w półfinale. Rzadko kiedy spotyka się taki układ.
Taka konfiguracja na pewno jest ciekawa, choć przez ten okres wiele się jednak zmieniło. Z Kenin Iga rywalizowała w swoim pierwszym finale Rolanda Garrosa, ale następnie ona poszła do przodu, a Amerykanka z różnych powodów zniknęła. Collins od tamtego czasu też nie zrobiła postępów. Wiemy, że potrafi grać bardzo agresywnie i z dużymi prędkościami, lecz przy solidności prezentowanej przez naszą liderkę rankingu nie wiem, co musiałaby pokazać, żeby znów zwyciężyć w takim stylu jak wtedy. Nie, tego jakoś nie widzę. Co nie zmienia faktu, że od pierwszego meczu trzeba będzie zachować koncentrację. Są losowania dające czas na „wejście w turniej” i przygotowanie się do najważniejszych zadań, ale to się do tej grupy z pewnością nie zalicza. Mistrzyni z Raszyna wygrała już 16 kolejnych spotkań w tourze i znów zaczyna się jej powoli liczyć kolejne triumfy, tak jak to było wiosną i wczesnym latem w sezonie 2022. Wtedy zatrzymała się na 37, przed nią w tej klasyfikacji znajdują się tylko Martina Navratilova, Steffi Graf, Margaret Court i Chris Evert. Czy pani zdaniem gdyby przebiła dwudziestkę, nie będzie to za chwilę stanowić problemu? Znów zacznie się narastająca presja i wracanie każdego dnia do rekordów… mi się, że Iga wie już, jak po tamtych doświadczeniach „obsługiwać” takie sytuacje. Wiele razy pokazywała w nich odporność. I wówczas, gdy dodawano jej te spotkania do bilansów, ale także ostatniej jesieni, gdy po drobnym, jak na jej standardy oczywiście, kryzysie, wróciła na pierwsze miejsce na liście WTA. Potrafiła zareagować i od razu wykorzystać nadarzającą się okazję, a jej konkurentki, o czym świadczyło pierwsze osiem miesięcy rozgrywek, odnajdywały się w takiej sytuacji gorzej. Sabalenka najpierw długo goniła, a potem szybko straciła to, co zyskała po US Open. Czyli pierwszą pozycję. Świątek odwrotnie – potrafiła się błyskawicznie zmobilizować i znów wskoczyć na najwyższe obroty. Inne zawodniczki z czołówki mają z tym kłopoty.
U mężczyzn konfrontacje są często znacznie bardziej wyrównane i rozstrzygane na innych zasadach niż u pań. Jak w przypadku Hurkacza i Zvereva, z mikroskopijnym marginesem na błąd. Choć one też układają się często w jednym kierunku. W United Cup zwrócę uwagę na dwie strony monety. Z jednej – Hubert dobrze i spokojnie wszedł w ten sezon. Jego gra mogła się podobać i to bez wątpienia cieszy. Z drugiej – zobaczyliśmy go w takiej wersji, w jakiej poznaliśmy wcześniej. Tak jak miał dawniej problemy z Alejandro Davidovichem Fokiną, tak one pozostały. Tak jak przytrafiały mu się sytuacje, gdy czegoś nie domykał, tak było i teraz w finale z Niemcami. Ponownie zabrakło instynktu killera. Co nie oznacza jednak, że nasz tenisista go nie posiada. Przywołam tu także postać Alexa de Minaura. Pokonał teraz i Djokovicia, i Zvereva, choć nie będę może wchodzić w szczegóły, jak to w ogóle było możliwe. A mimo takich wyników ma moim zdaniem znacznie mniejszy wielkoszlemowy potencjał od wrocławianina. Mniej opcji, by dochodzić w nich bardzo daleko. Podpisuję się pod tym, co pani mówi.
Nie chodzi mi o to, że jest o 10–15 centymetrów niższy od wielu swych rywali z czołówki. Korzysta z innego typu umiejętności, zadziorności, determinacji niż tenisiści mający „pod” dwa metry. Inaczej swoich atutów używa. To już są oczywiście kwestie indywidualne, w znacznym stopniu uzależnione od parametrów fizycznych i stylu. Bardziej zwróciłabym uwagę na charakter. Alex rośnie w drużynie i potrafi dać z siebie maksimum, gdy wspiera go publiczność i jednocześnie koledzy, lecz w dotychczasowych startach w Melbourne czy Londynie,
gdy tej pomocy z tego kierunku nie otrzymywał, na razie nie błyszczał. Nie wyciągał z siebie tego, co w reprezentacji. Nie potrafił zaprezentować się choćby tak, jak Hurkacz w swoim „półfinałowym” Wimbledonie. OK, to się może kiedyś zmienić, jednak na dziś trudno mi sobie wyobrazić Alexa w decydującej fazie którejś z największych imprez. A Huberta jak najbardziej.
Kto za dwa tygodnie może znaleźć się w najlepszej czwórce? Odniosę się bardziej do całego sezonu 2024. Mam jeden ogólny wniosek – granice między Djokoviciem i jego znacznie młodszymi rywalami będą się zacierać. Pytanie tylko, jak szybko. Mimo dziesięciu tytułów 36-letniego Serba w Melbourne nie stawiałabym na niego w ciemno. Wiadomo, że jest trzech kandydatów do nowej „wielkiej trójki”: Alcaraz, Sinner i Holger Rune. Mamy też graczy o kilka lat starszych: Miedwiediewa, Zvereva, Tsitsipasa, Rublowa. No może bez tego ostatniego, bo w niego, przyznaję, w kontekście tytułów jakoś specjalnie nie wiewydaje rzę. Gra zbyt schematycznie, tyle razy (osiem – przyp. red.) był już w szlemie w ćwierćfinałach i ani razu nie przeszedł dalej. Hubert ten etap pokonał i w momencie, gdy prowadzimy rozmowę, już czekam na ewentualną czwartą rundę Hurkacz kontra Rune. To byłoby superwidowisko!
Ale chyba nie tylko dlatego, że obaj są w rankingu tak blisko siebie. Nasz nr 9 kontra duński nr 8. Oczywiście, że nie tylko. Chodzi o inny rodzaj starcia choćby w porównaniu do tych z Djokoviciem. Na Novaka Hubert wychodzi na luzie, w pojedynku z 20-letnim Holgerem całość wygląda inaczej. W przeszłości trudno grało mu się z zawodnikami młodszymi od siebie. Wtedy dźwiga się na sobie innego rodzaju odpowiedzialność. Do tego doszłyby te wszystkie kontrasty. Z jednej strony żywiołowość, porywczość, dynamika i często kontrowersyjne zachowania Rune. Z drugiej opanowanie, pewnego rodzaju łagodność, nienaganne maniery, co najwyżej tu i ówdzie jakiś grymas Hurkacza. No absolutne przeciwieństwo tego, jak funkcjonuje konkurent. Zupełnie inna kontrola emocji. Taka rywalizacja przyciągnęłaby szerszą uwagę.
Na koniec jeszcze dwa słowa o regulaminach. Od stycznia WTA i ATP wprowadziły zmiany mające na celu ograniczenie późnych meczów. Pięć spotkań dziennie na jednym korcie i maksymalnie dwa w sesji wieczornej. Tę zaleca się otwierać nie później niż o 19.30. Federacje wprowadziły zakaz rozpoczynania gier po 22.30 i ewentualne przenoszenie ich na inny kort do 23. Podoba się pani nowe prawo? Zobaczymy, czy będzie ściśle przestrzegane. Funkcjonowałam w czasach, gdy zawodniczki
De Minaur pokonał ostatnio Djokovicia i Zvereva. Mimo takich wyników ma jednak moim zdaniem mniejszy potencjał niż Hurkacz. Mniej opcji, by w szlemach dochodzić daleko.
i zawodnicy grali bez tego typu ograniczeń. W Essen zdarzyło mi się schodzić z kortu po godzinie drugiej w nocy. Są turnieje, w których chociażby ze względu na pogodę nie zawsze będzie się pewnie dało dochować tych wszystkich ustaleń. Zobaczymy, czy „wystarczy” infrastruktury. Z drugiej strony rozumiem tenisistów – o ile jeszcze w szlemach przy dniu przerwy można się zregenerować, to tam, gdzie gra się codziennie, bywa to niemożliwe. Dziś zawodowcy w zderzeniu ze swoimi organizacjami mają jednak większą siłę przebicia niż kiedyś. I pewne rzeczy łatwiej im wywalczyć.