NIC NIE JEST W STANIE MNIE ZASKOCZYĆ
Ekspert i komentator I ligi w Polsacie Sport ocenia rundę jesienną. Wskazuje największe niespodzianki, a także wylicza najbardziej kuriozalne i niezrozumiałe – jego zdaniem – decyzje władz niektórych klubów.
Przyzwyczaił się pan do specyfiki I ligi czy runda jesienna czymś pana zaskoczyła?
TOMASZ ŁAPIŃSKI (BYŁY REPREZENTANT POLSKI, EKSPERT I KOMENTATOR POLSATU SPORT):
Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby w I lidze obyło się bez żadnej niespodzianki. Te rozgrywki przyzwyczaiły, że dzieją się w nich nieoczekiwane scenariusze. W tym sezonie jest podobnie. Mam na myśli postawę GKS Tychy i Odry Opole, które rok temu walczyły o utrzymanie, a teraz znajdują się w ścisłej czołówce i mają szansę na bezpośredni awans.
Który zespół i czym zaimponował panu najbardziej?
Tychy i Odra to miłe zaskoczenia. Do tego grona należy dodać Motor, czyli beniaminka, który przebojem wdarł się do rozgrywek i zajmuje miejsce na podium. Zespół z Lublina miał spadek formy w środku rundy, ale na ogół prezentował dojrzałą grę. Zważywszy na nazwiska, które występują w Motorze, trudno było przypuszczać, że będzie bił się o bezpośredni awans. Chcę podkreślić doskonałą robotę trenera Goncalo Feio. Gdybym jednak miał wybrać jeden zespół, który najbardziej mi zaimponował, wskazałbym na Odrę. W poprzednim sezonie trener Adam Nocoń uratował opolan przed spadkiem, teraz zbudował zespół, który przez pół rundy był liderem. Odra gra konsekwentnie i jest zdyscyplinowana w obronie.
Co dla pana jest znakiem rozpoznawczym Motoru i czy zgodzi się pan z tym, że największą gwiazdą tej drużyny jest trener?
Pojęcie „gwiazdy” przy trenerze Feio można odbierać dwuznacznie, więc pominę ten wątek. Motor kojarzy mi się z konsekwencją w działaniach, zwłaszcza defensywnych. W ofensywie gra bardzo szybko. Motor nie utrzymuje się długo przy piłce, ale w swoich atakach jest konkretny. To przynosi zamierzony efekt. Spodziewał się pan tego, że mimo skomplikowanej sytuacji związanej z właścicielem klubu Arka Gdynia zakończy jesień jako lider?
Arka od wielu lat postrzegana jest jako jeden z kandydatów do awansu. W poprzednich latach gdynianie mieli słabsze momenty, które kosztowały ich miejsce poza czołową szóstką lub przegrywali awans po barażach. Być może trudna sytuacja, o której pan mówi, skonsolidowała zespół i zmotywowała do jeszcze lepszej postawy. Trzeba podkreślić zasługi trenera Wojciecha Łobodzińskiego, który dobrze zna realia I ligi, co pokazał dwa lata temu w Miedzi Legnica. Karol Czubak rozczarował? Napastnik Arki zdobył osiem bramek, od października trafił tylko dwukrotnie.
To nie jest zły dorobek, choć Czubak przyzwyczaił do lepszych statystyk (21 goli w poprzednim sezonie – przyp. red.). Teraz wyglądał słabiej, ale mogło mu zaszkodzić letnie zamieszanie związane z transferem. Dochodziły różne głosy, ostatecznie został w Arce. Mimo to jestem o niego spokojny. Wiosną może poprawić liczbę strzelonych goli.
Jak ocenia pan postawę Lechii, która po spadku przeszła olbrzymią przemianę kadrową? Czwarte miejsce z dwupunktową stratą do lidera i wicelidera to bardzo dobry wynik. Oczekiwania są ogromne, bo to duża marka w polskiej piłce, ale biorąc pod uwagę ten sezon, nie powinniśmy zapominać o okolicznościach, w których budowano drużynę.
Nominacja Szymona Grabowskiego na trenera obroniła się? Zdecydowanie, co pokazuje tabela. Powiedziałbym, że trener Grabowski przez całą rundę pracował na rusztowaniu. Nie uniknął wpadek jak zaskakujące porażki z Zagłębiem Sosnowiec (2:5) i Resovią (0:2), ale całościowo Lechia pod jego wodzą się obroniła. Jest w niezłej sytuacji wyjściowej, by wiosną walczyć o awans.
Pana zdaniem za późno zmieniono trenera w Wiśle Kraków?
Prezes Jarosław Królewski wypowiadał się na ten temat i stwierdził, że decyzja zależała wyłącznie od woli Radosława Sobolewskiego. Gdyby czuł się na siłach pracować dalej, to do zmiany by nie doszło. Niemniej nie da się ukryć, że czegoś tej drużynie brakowało. Mecze rozgrywane pod wodzą Mariusza Jopa wyglądały lepiej, m.in. w grze obronnej i agresywności po stracie piłki. Moim zdaniem to był główny powód kłopotów Wisły. Biała Gwiazda nieźle prezentowała się w ofensywie, lecz nie radziła sobie wtedy, gdy rywal przejmował futbolówkę.
Nowym trenerem Wisły będzie Hiszpan Albert Rude, w którego wyborze pomógł specjalny algorytm. Co pan o tym sądzi?
Każdy ma prawo do swoich działań przy podejmowaniu decyzji. Efekty bywają różne – można znaleźć przypadki pozytywne i negatywne. Poczekajmy na pierwsze mecze i wyniki, bo to będzie ważniejsze od sposobu wyboru szkoleniowca.
Zgadza się pan, że w I lidze Wisła ma największy potencjał kadrowy?
Jeśli patrzeć na umiejętności ofensywne jej piłkarzy, to tak. Kwestia, jak ten potencjał odpowiednio wydobyć, bo w I lidze jest wiele zespołów o dużych możliwościach.
Prezes Królewski stwierdził, że w tym składzie Wisła lepiej radziłaby sobie w Ekstraklasie, a gra na zapleczu jest trudniejsza.
To gdybanie. Jeżeli Wisła przez wiele tygodni ma olbrzymie kłopoty w I lidze, przegrywa i remisuje, gra nierówno, to nie wiem, na jakiej podstawie miałbym się zgodzić z tym stwierdzeniem. W Ekstraklasie nie ma przecież słabszych drużyn i piłkarzy od tych, którzy występują w I lidze. Prezesowi chodziło chyba o wyższą kulturę gry.
To nie jest dla mnie argument. Wyższa kultura gry nie oznacza, że jest łatwiej. Kultura
gry nie równa się z tym, że ktoś kulturalnie zostawia więcej miejsca i otwiera przestrzenie przed własnym polem karnym.
Rozumie pan zwolnienie Ireneusza Mamrota z Górnika Łęczna? Zupełnie nie. To jedna z najbardziej kuriozalnych decyzji, która może negatywnie odbić się na zespole wiosną. Trener Mamrot pomógł Górnikowi w trudnej sytuacji w ubiegłym sezonie. W obecnym nie miał silniejszej kadry, a mimo to zespół długo był w czołówce. A i tak w pierwszym trudniejszym momencie zwolniono Mamrota. Górnik jest dziesiąty, ale
strata do czołówki nieduża. Trener Mamrot padł ofiarą własnego sukcesu?
Na pewno padł ofiara głupoty władz klubu. Zwolniono trenera, który wykonał świetną robotę. Jedynym logicznym wytłumaczeniem są ewentualne nieporozumienia poza boiskiem, o których nie wiemy. Za miejscami barażowymi znajdują się Wisła Płock, Miedź Legnica i Bruk-bet Termalica Nieciecza. Która z tych drużyn, pana zdaniem, ma największe szanse, by włączyć się do walki o awans? Stawiałbym na Miedź, która potrafi grać atrakcyjnie, ale jeszcze nie w każdym meczu pokazywała możliwości. Sześć punktów straty do miejsca da
jącego bezpośredni awans to nie jest wielki dystans. Podopieczni Radosława Belli mają duże szanse, aby powalczyć o czołową dwójkę.
Jak podoba się panu nowe otwarcie w Stali Rzeszów, która promuje młodych zawodników? Na początku brakowało wyników, ale i one z czasem przyszły.
Byłem zaskoczony postawą Stali pod koniec jesieni. Na starcie zespół Marka Zuba prezentował się słabo i postrzegałem go jako jednego z kandydatów do spadku. Później oglądanie meczów Stali stało się miłe dla oka. Odważna i szybka gra na jeden lub dwa kontakty w ofensywie oraz szczelna obrona robiły wrażenie. Sytuacja rzeszowian w tabeli nie jest może komfortowa, bo mowa o 12. miejscu, ale ostatnie mecze w poprzednim roku mogą napawać optymizmem. Jak ocenia pan szanse na utrzymanie Polonii Warszawa? Wiele meczów stołecznej drużyny było gwarancją goli, ale w sporej mierze dla przeciwników Czarnych Koszul. Otóż to. Zwłaszcza na początku sezonu gwarantowała ciekawe widowiska, ale zwykle kończyły się one hokejowymi zwycięstwami rywali. Gra bardzo nierówno, potrafi zaskoczyć, a potem oddać punkty teoretycznie słabszym rywalom. Wygrała raptem jeden mecz u siebie. To zdecydowanie za mało.
O zaskoczeniach in plus mówiliśmy wcześniej, ale w tych kategoriach trzeba postrzegać również Znicz Pruszków, czyli skromnego beniaminka, który skończył jesień 13. Przed sezonem wiele wskazywało, że będzie dostarczycielem punktów. Tymczasem ma dobrą sytuację przed rundą wiosenną. Sześć oczek przewagi nad czerwoną strefą to solidna zaliczka.
Mirosław Hajdo miał na tyle dobry materiał w składzie Resovii, aby zdobyć więcej punktów? Pod koniec rundy został zwolniony. Trudno mi zrozumieć tę decyzję. Można ją tłumaczyć tym, że Resovia znajduje się pod kreską i szukano słynnego w polskiej piłce „impulsu”. Opieranie drużyny na impulsie i efekcie nowej miotły jest złudne. Budowanie zespołu powinno rozpoczynać się od warunków do pracy i personaliów. Jeżeli tego nie ma, to trudno oczekiwać wyników. Na dnie tabeli znajdują się Podbeskidzie Bielsko-biała i Zagłębie Sosnowiec.
To dla pana duże negatywne niespodzianki?
Postawa Zagłębia nie jest dla mnie zaskoczeniem. Zupełnie inaczej spoglądam na Podbeskidzie. W Bielsku-białej doszło do katastrofy, bo zespół walczący o awans znalazł się nad przepaścią. Potencjalny spadek byłby sensacją.
Widzi pan jakikolwiek ratunek dla Zagłębia?
Tak. W sezonie 2021/22 będąca na dnie Sandecja, potem pod wodzą Dariusza Dudka, skończyła rozgrywki siódma, będąc o krok od baraży. To pokazuje, że uratowanie Zagłębia jest możliwe, lecz potrzeba serii zwycięstw i znacznie lepszej postawy w każdym aspekcie. Bo obecnie bałagan w grze ekipy z Sosnowca jest ogromny.
Najbardziej zaimponowała mi Odra Opole. W poprzednim sezonie trener Adam Nocoń uratował ją przed spadkiem, teraz zbudował zespół, który przez pół rundy był liderem.