Niepokojąca tendencja
KAROL BUGAJSKI: Stwierdzenie, że miniona runda wymknęła się Zagłębiu spod kontroli byłoby dobrym określeniem wydarzeń z jesieni? PIOTR BURLIKOWSKI: Pewnie jest to prawda. Kwintesencją jesieni można nazwać zachowanie Sokratisa Dioudisa z ostatniej minuty listopadowego meczu przeciwko Widzewowi (1:1), kiedy wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, a okazało się, że nie jest. Pewnie nie pomylę się, mówiąc, że ten najtrudniejszy moment był jednak kilka dni wcześniej po meczu z Rakowem w Częstochowie (0:5). Było wtedy blisko radykalnych decyzji personalnych w klubie?
Aż tak to nie, ale na ten mecz faktycznie trudno się wtedy patrzyło. Porażka z Rakowem była najbardziej druzgocąca, bo byliśmy po prostu bezradni. Wydał pan wtedy głośne oświadczenie, w którym tłumaczył, jak sytuacja wygląda z pańskiej perspektywy. Blisko trzy miesiące później można pokusić się o ocenę, że tamta krytyka była nieco przesadzona, bo generalnie sytuacja Zagłębia nie jest aż tak zła?
Mamy niedosyt, to jest oczywiste, mogło być w tej rundzie lepiej. Początek sezonu był naprawdę niezły, pojawiła się pewna euforia, mieliśmy komplet publiczności na stadionie w Lubinie podczas sierpniowego meczu z Lechem Poznań (1:1). Początkowo to wyglądało naprawdę nieźle, jednak po drugiej przerwie na mecze reprezentacji zaliczyliśmy gorszą serię i można się tylko zastanawiać, z czego to wynika, że to już kolejna runda jesienna, która ma taki przebieg w wykonaniu Zagłębia. To mnie zastanawia i jest zagadką, dlaczego w Lubinie właśnie jesienią przychodzą takie tąpnięcia, powtarzają się takie blackouty. Nie tylko w okresie mojej pracy, ale już od wielu lat. Z Poznania Można sobie to przeanalizować. Zimujemy na 8. miejscu. Pozycja wyjściowa do tego, żeby zrobić krok do przodu, o którym mówiliśmy przed rozpoczęciem sezonu, jest lepsza niż we wcześniejszych sezonach. Mamy poczucie, że idziemy do przodu, jednak nie w takim stopniu czy tempie, jakiego byśmy oczekiwali.
Fakt, że wyniki Zagłębia znowu umacniają jego łatkę typowego ligowego średniaka, może chyba już stawać się irytujący.
W dwóch poprzednich sezonach przystępowaliśmy do rundy wiosennej w zdecydowanie gorszej sytuacji, więc pewien progres jest, ale nie godzimy się z tą rolą średniaka i chcemy z niej w końcu wyjść. Jest poczucie tego, że mogło być lepiej, jednak równocześnie trzeba uczciwie przyznać, że ligowa konkurencja nie śpi. To już ponad dwa lata, od kiedy wrócił pan na stanowisko dyrektora sportowego Zagłębia. Czy potrafi pan wskazać najmocniej rozwijającego się zawodnika albo coś charakterystycznego w grze zespołu, co uległo ewidentnej poprawie w tym czasie?
Jesień nie była progresem do rundy wiosennej, to jest jasne. W tym okresie w widoczny sposób nie rozwinął się żaden zawodnik Zagłębia. Jeśli patrzeć całościowo, bardzo duży rozwój zakończony transferem zrobił Łukasz Łakomy. Kiedy przychodziłem do klubu w październiku 2021 roku, miał na koncie jeden mecz w podstawowym składzie w PKO BP Ekstraklasie, w lipcowym debiucie trenera Dariusza Żurawia przeciwko Wiśle Kraków (0:3), a na kolejną szansę od pierwszej minuty musiał czekać do grudnia. W rundzie jesiennej był zatem zakopany, jednak później poczynił szybki, ogromny progres zwieńczony podpisaniem kontraktu z Young Boys Berno. Uważam, że formę na wysokim poziomie ustabilizował Kacper Chodyna, rozwój notuje na pewno Bartłomiej Kłudka, do przodu idzie również Aleks Ławniczak. Myślę, że w porównaniu do rundy wiosennej coraz lepiej wyglądał też Tomasz Makowski, z kolei słabiej wspomniany już Dioudis oraz Dawid Kurminowski, czyli zawodnicy, którzy pół roku wcześniej byli naszymi kluczowymi postaciami. Uważam, że jesienią tego zabrakło nam najbardziej, żeby zrobić krok do przodu. Widzimy, ile od wiosny zmieniło się choćby w Śląsku Wrocław, który dziś jest liderem, i ile punktów w tym sezonie dali mu właśnie bramkarz Rafał Leszczyński oraz napastnik Erik Exposito.
Nie ma pan poczucia, że rok pracy Waldemara Fornalika w Zagłębiu trochę zaburzył wprowadzanie młodzieżowców do podstawowego składu? W poprzednim sezonie limit obowiązkowych 3000 minut ich gry został wypełniony przez klub z Lubina już w 13. kolejce, a teraz ten wskaźnik wynosi dopiero 91 procent. Jesienią zdarzały się mecze bez młodzieżowca w wyjściowej jedenastce, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia.
Nie wiem, czy zaburzenie jest tutaj dobrym określeniem, bo ten proces jednak trwa. Kiedy zatrudnialiśmy Waldemara Fornalika przed rozpoczęciem rundy wiosennej poprzedniego sezonu, mieliśmy świadomość, że jest wymagającym trenerem w stosunku do młodych zawodników i każdy z nich musi sobie mocno zasłużyć na szansę występu. Natomiast tak, ta spadkowa tendencja występów młodzieżowców trochę mnie niepokoi. Tygodnie przed pierwszym oficjalnym meczem w 2024 roku Zagłębie jest jednym z niewielu klubów PKO BP Ekstraklasy, które nie zakontraktowały żadnego nowego zawodnika. Kogo szukacie w tym oknie i kiedy ewentualnych wzmocnień można się spodziewać? Latem zrobiliśmy sporo ruchów personalnych. Z ważnych zawodników odszedł jedynie Łakomy, a dołączyło kilku nowych i mamy świadomość, że szczególnie przy modelu pracy trenera Fornalika potrzebują czasu, konsekwencji i spokojnego budowania swojej pozycji w zespole. Nie wykluczam jakiegoś ruchu w związku z ubiegłotygodniowym rozwiązaniem kontraktu z Mikkelem Kirkeskovem, może dwóch, jednak jesteśmy przekonani do wartości zawodników, których już teraz mamy. Wiemy, że musimy dać tym piłkarzom zaufanie i czas. Znowu wrócę do przykładu Śląska, który ma za sobą świetną rundę. Kadrowo to przecież jest w 95 procentach zespół, który w końcówce poprzedniego sezonu był jedną nogą w I lidze. Czasami postawienie na odpowiednich ludzi i brak nerwowych ruchów powodują, że to może zadziałać. A szybkie rozstanie z Kirkeskovem po nieudanej rundzie w jego wykonaniu to dla pana pewien powód do bólu i wyrzut sumienia? Latem Zagłębie mogło się chwalić, że Duńczyk wybrał ten klub, choć był już o krok od transferu do Śląska, jednak kilka miesięcy później nastroje są już zupełnie inne.
Każda taka historia na końcu jest rzeczą nieudaną, ale wyrzutem sumienia na pewno nie, bo muszę opowiedzieć o kulisach tego rozstania. Rzadko spotyka się osoby, które dobro rodziny – nie chciałbym tutaj wchodzić w szczegóły, bo tak się umówiliśmy – przedkładają nad wszystkie inne rzeczy, jak chęć zarobienia pieniędzy i trwania na siłę w układzie, który nie pozwala profesjonalnie wypełniać obowiązków. Z mojego wieloletniego doświadczenia muszę przyznać, że takie postawy naprawdę nie zdarzają się często. Mikkel od jakiegoś czasu artykułował nam, że może być taki problem i z pełnym zrozumieniem przychyliliśmy
To mnie bardzo zastanawia i jest jakąś zagadką, dlaczego w Lubinie właśnie jesienią przychodzą takie tąpnięcia, powtarzają się takie blackouty. Nie tylko w okresie mojej pracy.
się do jego prośby, że najlepiej będzie się rozstać. Bardzo profesjonalny, życzliwy, rzetelny, dbający o swoją rodzinę człowiek. Życzę mu samych sukcesów.
Zagłębie w tym oknie opuścił także Kamil Kruk, który wybrał ofertę pierwszoligowego Motoru Lublin, a kibice pytają, dlaczego nie starszy i znacznie mniej perspektywiczny, także pod względem transferowym, Michał Nalepa.
Lubin to miejsce, w którym poziom oczekiwań jest bardzo duży, czasami nieproporcjonalny do rzeczywistości. W przeszłości przepadało tutaj wielu piłkarzy albo byli zbyt łatwo skreślani i potem okazywało się, że jednak mogą odgrywać znaczące role w PKO BP Ekstraklasie. Przykładów jest sporo – Kamil Wilczek czy Adam Buksa. Dla mnie najbardziej charakterystyczny jest ten drugi, bo pamiętam, jak sprowadzałem go do Lubina i ile wtedy było słów krytyki, a to ostatecznie nie taki zły napastnik, tylko szkoda, że nie w Zagłębiu. Kruk nie był w planach Waldemara Fornalika, trener po prostu nie widział go w składzie. Pojawiła się możliwość transferu do Motoru, zawodnik chciał z niej skorzystać i trzeba było zadbać o interes klubu, bo jego kontrakt w Lubinie obowiązywał tylko do czerwca. Kamil nie miał miejsca w jedenastce już u kolejnego trenera Zagłębia, podobnie było w czasach Piotra Stokowca, kiedy został wypożyczony do Stali Mielec. Uznał, że chciałby spróbować czegoś innego, przejść do nowego klubu i się rozwijać. Za pół roku i tak prawdopodobnie doszłoby do rozstania, tyle że po wygaśnięciu kontraktu. Michał Nalepa jest cały czas z nami i ma udowadniać swoją przydatność dla zespołu.