SEBASTIAN MILA: NIE ZAWSZE TRZEBA ROBIĆ CUDA
Projekt Talent Pro ukierunkowuje, jednak na końcu to od samych chłopców zależy najwięcej – mówi Sebastian Mila, który dzielił się swoim doświadczeniem z uczestnikami zgrupowania Talent Pro w Turcji.
Od 13 do 20 stycznia odbyło się ósme zgrupowanie Talent Pro. Wszyscy jego uczestnicy, choć zawodnicy ofensywni szczególnie, mogli liczyć na wskazówki 38-krotnego reprezentanta Polski Sebastiana Mili. Asystent Michała Probierza pełnił w Turcji rolę jednego z trenerów, a każdą wolną chwilę poświęcał dodatkowo na obserwację potencjalnych kadrowiczów, którzy nieopodal przygotowywali się ze swoimi drużynami klubowymi do rundy wiosennej.
Do tej pory na Talent Pro przyjeżdżał pan jako były piłkarz, autorytet mający dzielić się praktycznymi wskazówkami z uczestnikami zgrupowania. A jak to wygląda teraz, gdy jest pan już pełnoprawnym trenerem z licencją UEFA A i członkiem sztabu seniorskiej kadry?
Do Turcji poleciałem jako pomocnik. Można powiedzieć, że całe życie nim jestem, bo przecież to była moja pozycja na boisku. Podczas zgrupowania pełniłem funkcję jednego z asystentów w rozbudowanym sztabie, w którym znajdowali się m.in. selekcjonerzy trzech najmłodszych reprezentacji: Marcin Włodarski, Dariusz Gęsior i Rafał Lasocki. To oni byli pierwszymi trenerami, a ja nie zjawiłem się tam, aby wskazywać kierunek szkolenia czy narzucać swoją filozofię, bo to wszystko już dobrze funkcjonuje. Uczestnicy poprzednich edycji Talent Pro dziś są już seniorami albo za chwilę się nimi staną. Teraz pracowaliście z grupą zawodników z roczników 2007–09. Czy jest coś, co różni ich od poprzedników? Dopiero co rozmawiałem na ten temat z dyrektorem sportowym PZPN Marcinem Dorną i trenerem Bartkiem Zalewskim. Doszliśmy do wniosku, że jest to trudne do określenia, choć ja dostrzegam postęp w elementach, na które najmocniej zwracam uwagę, a które teoretycznie są najprostsze: przyjęcie i podanie piłki. Mam wrażenie, a nawet przekonanie, że pod względem techniki użytkowej poziom chłopców stale idzie w górę. Kiedyś już nawet pan wspominał, że uczestnicy Talent Pro są lepsi od reprezentantów młodzieżówek z pańskich czasów w tych podstawowych elementach. Z czego to wynika?
Obecnie pracuje się na lepszych boiskach, chłopcy mają znacznie większe możliwości. Ja nigdy nie wyjeżdżałem z kadrą młodzieżową na zgrupowania za granicę. Oczywiście jeździliśmy na mecze i turnieje, ale to wszystko. Żeby więcej czasu spędzać w takich warunkach, jakie są do dyspozycji w Belek, nie było szans. Podobnie działo się w klubach, gdzie w okresie zimowym trenowało się w śniegu. A każdy miesiąc, każdy trening w dobrych warunkach na zielonej murawie sprawia, że stajesz się lepszym piłkarzem.
Na co najczęściej zwraca pan uwagę uczestnikom Talent Pro? Czy to są aspekty czysto piłkarskie czy raczej pozaboiskowe?
Jedno i drugie. Wbrew pozorom tych wskazówek nie przekazuję wcale dużo ze względu na to, że ich przyswajalność jest ograniczona, zarówno dla seniorów, jak i obecnych tutaj młodszych zawodników. I tak nie wszystko do nich dotrze, dlatego staram się dawkować informacje. Koncentruję się na podstawach: przyjęciu piłki, o którym już wspomniałem, czy ruchu umożliwiającym zgubienie przeciwnika. Nie zawsze trzeba robić cuda, żeby oszukać rywala i napędzić akcję. Czasem wystarczy dobre przyjęcie kierunkowe. W dalszej kolejności skupiam się na zdobywaniu terenu z piłką przy nodze czy wygrywaniu pojedynków w bocznych sektorach boiska.
Grupa wyselekcjonowana na Talent Pro na dziś ma wszystko, by w przyszłości grać profesjonalnie w piłkę. Jakie pułapki czekają na nich po drodze?
Będzie ich mnóstwo. Świat, a przede wszystkim świat sportu jest tak skonstruowany, że lekko nie będzie. W składach drużyn klubowych czy reprezentacji liczba miejsc jest ograniczona, a to oznacza ostrą rywalizację. Coraz więcej jest też rozpraszaczy życiowych, bodźców spoza sportu. Projekt Talent
Pro ukierunkowuje, jednak na końcu to od samych chłopców zależy najwięcej. Pułapki będą czyhały na nich na każdym rogu, a ten, kto będzie najbardziej zdeterminowany, by je omijać, zajdzie najwyżej. Czy jest ktoś, kto szczególnie oczarował pana w Turcji?
Zawsze na Talent Pro znajdzie się grupa chłopców, którzy wywierają na mnie szcze
gólne wrażenie. W tym roku takich zawodników naliczyłem siedmiu. Siłą rzeczy przyglądam się baczniej ofensywnym graczom. Jest mi łatwiej, bo sam grałem wyżej i lepiej się na tym znam. Nazwisk nie zdradzę, bo byłoby to nieeleganckie wobec grupy. A w gruncie rzeczy wszyscy zasługują na pochwały. Tydzień na zgrupowaniu Talent Pro oznaczał, że pan i Michał Bartosz, drugi z asystentów selekcjonera, byliście zwolnieni z obowiązków związanych z pierwszą kadrą? Generalnie mamy dużo pracy. Będąc w Turcji, poświęcaliśmy się zgrupowaniu, angażując się w treningi i odprawy, ale kiedy tylko mieliśmy z Michałem wolne okienko, jechaliśmy na sparingi i treningi drużyn klubowych. Priorytetem na ten tydzień była nasza rola przy Talent Pro, ale nie marnowaliśmy czasu. Selekcjoner nie lubi tracić ani chwili i od nas też wymaga pełnego zaangażowania.
W Turcji byliście w pięciogwiazdkowym resorcie, zawodnicy trenowali przy pięknej pogodzie. Niczego tam
nie brakowało. Dostrzega pan jakieś zagrożenia z tym związane? Czy nie mają przypadkiem za dobrze, tak? Miałem taki okres w życiu, kiedy pewne rzeczy porównywałem do tego, przez co ja przechodziłem. Zrozumiałem jednak, że nie da się tego porównać jeden do jednego. Inaczej ja byłem wychowywany, inaczej jest wychowywana moja córka, a jeszcze inaczej chłopcy z Talent Pro. Obecnie kiedy leżę w pokoju w pięciogwiazdkowym hotelu, przypominają mi się czasy mieszkania w hotelu robotniczym w Gdańsku, gdzie na końcu korytarza mieliśmy jedną wspólną łazienkę z panami, którzy pracowali na budowie. A jeśli chodzi o tych chłopców, to mam nadzieję, że możliwość pracy w tak doskonałych warunkach zadziała na nich mobilizująco. Nie chciałbym, aby zadowolili się tym, że są tu jako nastolatkowie, ale by w przyszłości chcieli jeździć na zgrupowania do co najmniej tak samo ekskluzywnych hoteli.
W jaki sposób młodzi zawodnicy korzystali na obecności na zgrupowaniu 38-krotnego reprezentanta Polski? Próbowali sami inicjować rozmowy, szukali kontaktu?
Na razie nie, ale ja im się absolutnie nie dziwię. Pewnie sam na ich miejscu bym tego nie robił. Nie ma co ukrywać, że dla nich obecność na takim zgrupowaniu to nie tylko splendor, ale też ogromny stres. Nie oczekuję, że będą zasypywać mnie pytaniami. Chcę im tylko pomóc. Lepszy kontakt powstawał w mniejszych grupach – kiedy trenowaliśmy w podziale na pozycje. W naszych relacjach pozytywne jest to, że chłopcy po usłyszeniu rad momentalnie wcielają je w życie. Widząc, że słuchają, wyciągają wnioski i przekładają to na trening, raduje się serce trenera. Chłopcy dobrze trenują, czerpią z tego, co mają zapewnione przez federację. Mam nadzieję, że w kolejnych tygodniach wykorzystają to w codziennej pracy w klubach, pamiętając, że można pracować poza schematami i stale dorzucać pewne rzeczy do własnego rozwoju.
KACPER GARDZIAŁA, BELEK