Zdechlaki i wielkoludy
MARCIN DOBOSZ:
Podsumowując ubiegły rok, wyróżnił pan tylko jednego polskiego piłkarza.
RADOSŁAW KAŁUŻNY (BYŁY REPREZENTANT POLSKI, KOMENTATOR „PRZEGLĄDU SPORTOWEGO”): Zgadza się. Sebastiana Szymańskiego.
DOBOSZ:
Tak go pan komplementował: „W mojej ocenie na dziś jest najciekawszym z naszych piłkarzy. Bardzo mi imponuje, jak krok po kroku buduje swoją markę. Mało gada, bo nie wypada z lodówki i wywiadów udziela tyle, co ja niegdyś, a przede wszystkim dużo robi na boisku. Ładnie pokazał się w lidze rosyjskiej, w następnym kroku zachwycił Holandię, a teraz to samo robi w Turcji. Aż jestem ciekaw, gdzie jest jego sufit? Wiem, wiem. W Fenerbahce dopiero zaczął granie, lecz golami i asystami zdążył udowodnić, iż podbicie Turcji leży w jego zasięgu. Zaraz, zaraz – on już tam »zamiata«! Życzyłbym, by spróbował sił w silniejszej lidze. Naprawdę jestem ciekaw, jak potoczy się kariera Sebastiana”. Pańskie życzenie, by zobaczyć Sebastiana w naprawdę mocnej lidze, szybko może stać się faktem, bo zainteresowane nim są kluby Premier League. Plotkuje się, że w tym gronie jest nawet londyński Tottenham.
KAŁUŻNY:
Już wtedy mówiłem panu, że fajnie byłoby, gdyby trafił do Anglii lub Hiszpanii, choć wskazywałem Manchester United lub Barcelonę. Miło, gdybyśmy obok Jakuba Modera doczekali kolejnego ofensywnego piłkarza w Premier League. W ogóle polski piłkarz w lidze angielskiej to rzadki okaz, taki na wyginięciu. (śmiech) Jeśli dobrze liczę, to poza Moderem są jeszcze Łukasz Fabiański, Matty Cash oraz Jakub Kiwior. Skromnie.
DOBOSZ:
„W Premier League (...) nieco wątły Sebastian musiałby użerać się z osiłkami, lecz skoro do tej pory w trzech całkiem poważnych ligach dał radę… I ten jego kontrolowany luz. Mówię poważnie – Sebastian wygląda na boisku flegmatycznie, jakby to wszystko, co dookoła się dzieje, miał w czterech literach. Jednak to tylko pozory. I nigdzie nie potrzebował wiele czasu na aklimatyzację. Bywa, że nią usprawiedliwia się słabsze granie. A Szymański wchodzi i staje się liderem z liczbami. Dlatego Turcy już zdążyli go pokochać, choć akurat u tamtejszego kibica droga od miłości do nienawiści jest bardzo krótka” – to też pańskie słowa.
KAŁUŻNY:
Wracając do Szymańskiego – jeśli odnalazłby się w Premier League i nadal by świetnie podawał oraz strzelał, to mielibyśmy do czynienia z Panem Piłkarzem. Wiem, że w wypadku Sebastiana toczy się dyskusja o jego wątłych warunkach fizycznych, lecz tym bym się nie przejmował. Oczywiście to nie tej klasy piłkarz, lecz gdy porówna się fizyczność, genialny Luka Modrić też nie jest wielkoludem, a od wielu lat podbija świat. Sebastian to inteligentny zawodnik. Potrafi odpowiednio się ustawić, odnajduje się w pressingu, piłka go szuka i przede wszystkim mu nie przeszkadza, bo jest zaawansowany technicznie. Pamiętajmy, że w takim zespole jak Tottenham będzie miał wokół siebie znacznie lepszych piłkarzy niż w każdym z dotychczasowych klubów. Nie ma wątpliwości, że grałoby mu się lepiej, łatwiej. Naprawdę taki transfer byłby ekscytującą przygodą i wyzwaniem dla samego Sebastiana, jak również dla nas – kibiców. Wspomniałem o tureckich, ale w Anglii efektów oczekuje się natychmiast, tu i teraz, a tamtejsi fani piłki potrafią być bezwzględni. Pamiętam, nomen omen w Tottenhamie, jak traktowali Grześka Rasiaka. Raz nie zdobył bramki, drugi raz i ruszył hejt od części kibiców swojego klubu. Zarobki, sława, najlepsza liga na świecie, a obok tego – kosmiczne wymagania i ciśnienie.
DOBOSZ:
Jeszcze słowo o warunkach fizycznych. Z pana akurat kawał chłopa, więc zgaduję, że na boisku nie miał pan kłopotów z przeciwnikami postury Szymańskiego?
KAŁUŻNY:
Weźmy Tomka Frankowskiego, z którym grałem w Wiśle Kraków. Patrzysz – „zdechlak”, a radził sobie z każdym przeciwnikiem. Spryt, inteligencja, smykałka do zdobywania bramek. Żal robiło się tych wielkich facetów, których po prostu ośmieszał.
DOBOSZ:
„Na Franka patrzyłem za to dość nieufnie. Przyszedł do nas jakiś knypek, co niby we Francji grał. I on ma być wzmocnieniem? Przecież ten chłopczyk, bo on ma twarz dziecka, to maksymalnie metr pięćdziesiąt i to w kapeluszu. Kiedy wychodził na gierkę, poważnie się zastanawiałem, jakim cudem ściągnęli takie małe gówno. I on ma gwarantować gole?! Po chwili grania zrozumiałem, że Frankowski jest knypkiem, ale niesłychanie skutecznym. Potrafił znaleźć się w polu karnym w każdej sytuacji i gdzieś wsadzić czubek buta. Bramki strzelał prawą i lewą nogą, ładował też gole głową albo z przewrotki. Właściwie okazało się, że był nam bardzo potrzebny. Pewnie przeciwnicy patrzyli na niego podobnie jak ja. I równie szybko się przekonywali, że z tego małego gówna może być wielki smród” – wypisałem z pańskiej biografii.
KAŁUŻNY:
Żeby nie było nieporozumień – te „gówna” nie były personalną wycieczką wobec Tomka czy określeniem go w wulgarny sposób. Chciałem mocno, dobitnie zobrazować, z jakim piłkarzem człowiek miał do czynienia i jak na dzień dobry można kompletnie się pomylić z oceną człowieka. Tak samo mocno się pan pomylił, twierdząc, że przeciwko mniej „fizycznym” zawodnikom grało mi się łatwo. Nie, nie. Ja wręcz takich unikałem, bo oni są zwinni, zwrotni, nieprzewidywalni i wielgachnego chłopa, takiego jak ja, mogą skompromitować. Doskonale pan pamięta, że Koreańczycy, przeciwko którym grałem w inauguracji mistrzostw świata 2002, nie byli ani wysocy, ani przesadnie nabici, a…
DOBOSZ:
Żartowano, że mógłby pan wziąć ich pod obie pachy i razem z nimi biegać po boisku.
KAŁUŻNY:
No tak, ale najpierw musiałbym ich dogonić. (śmiech)
DOBOSZ:
Poza transferem Szymańskiego szykuje się jeszcze jeden hit z udziałem reprezentanta Polski, o czym plotkuje się we Włoszech. Po latach spędzonych w Napoli do Interu Mediolan ma się przeprowadzić Piotr Zieliński.
KAŁUŻNY:
Wie pan, że do Zielińskiego mam słabość, bo to jest świetny piłkarz, choć w reprezentacji kompletnie niewykorzystany, ponieważ nie ma w niej z kim grać. To jest moja brutalna prawda futbolu. Co do Interu, pamiętam, jak się z nimi mocowałem w Lidze Mistrzów. Bez powodzenia. W Leverkusen mój Bayer oberwał od nich 0:2. Zasuwałem cały mecz. Jednego z goli władował nam Obafemi Martins. Inter miał w składzie kilku niezłych gagatków. Javier Zanetti, Fabio Cannavaro, Sergio Conceicao, a w bramce stał Francesco Toldo. W Mediolanie też przegraliśmy, lecz tam nie zagrałem.