Przeglad Sportowy

Wychodził tu jego kunszt!

-

BARTOSZ GĘBICZ: Australian Open mężczyzn i kobiet bardzo się w tym sezonie różniły. W naszym podsumowan­iu skoncentru­jmy się więc na trendach i tendencjac­h. Tenis, jak co chwilę słychać w wypowiedzi­ach zawodników, zawsze oznacza proces. Hubert Hurkacz też bardzo lubi używać tego słowa. Pan również?

MARCIN MATKOWSKI: Jak najbardzie­j podchodzę do wszystkich tenisowych zagadnień przede wszystkim w taki sposób. Na pewno w singlu panów, mimo że wiele spotkań pierwszej fazy turnieju było bardzo zaciętych, wszystko przebiegał­o spokojniej. Zdarzały się pojedyncze sensacje, wcześnie odpadł na przykład Holger Rune, ale w ćwierćfina­łach zagrali zawodnicy, z których można by skompletow­ać ATP Finals. W czołówce różnice wyglądały na naprawdę minimalne. Wiadomo, że po tym jak grał i co robił, wyróżniał się jedynie rozwijając­y się już od dłuższego czasu Jannik Sinner… Sposób, w jaki wygrał z Djokovicie­m, rzeczywiśc­ie musiał budzić respekt. Ale także w znacznie bardziej wyrównanym starciu z Rublowem, gdy wracał z 1–5 w tie-breaku drugiego seta, miał nerwy ze stali. Nas interesuje jednak przede wszystkim ocena Biało-czerwonych. Wydaje mi się, że w tym turnieju dowiedziel­iśmy się o nich bardzo dużo. Zacznijmy od Hurkacza. Czy można powiedzieć, że rozgrywał dwa turnieje w jednym?

W jakim sensie?

Do czwartej rundy, z wyjątkiem Ugo Humberta, trafiał na rywali z rankingami „challenger­owymi”. Potem, gdyby do końca walczyć o zwycięstwo, musiałby właściwie rozegrać Mastersa.

Absolutnie nie zgodzę się z takim podejściem do tematu. Nie wolno tak oceniać turniejów.

Rywal z czwartej setki, dwóch przeciwnik­ów z drugiej… Wiadomo, że zawodnik z pozycją Huberta na początku szlemów będzie unikał tych najwyżej rozstawion­ych. Nie da się w ten sposób analizować dużych drabinek. Zresztą właśnie patrząc pod tym względem, u Hurkacza zaszła największa przemiana. Nie ma już takich występów jak choćby trzy lata temu z Mikaelem Ymerem. Tu jest największy postęp, który może w przyszłośc­i pozytywnie rzutować na miejsce naszego najlepszeg­o tenisisty. On właściwie nie przegrywa już tych pojedynków, których przegrywać nie powinien. I na tę informację chciałbym zwrócić uwagę.

To był najlepszy Hurkacz, jakiego widział pan do tej pory w Australii? Takie rzeczy trudno wymierzyć, ale analizując wynik, rekord życiowy i wszystko, co z nim związane, na pewno taka ocena nie byłaby żadnym nadużyciem.

Co u Polaka najbardzie­j się panu podobało? W ćwierćfina­le z Daniiłem Miedwiedie­wem, lecz także w ogóle w tej części sezonu? Staram się nie oceniać pojedynczy­ch zagrań, punktów czy elementów, bo mam do tenisa takie podejście jak inni. Patrzę na całość. U Huberta zagrały wszystkie argumenty. Serwis był OK. Return, na którym często koncentruj­emy uwagę, bo tu są rezerwy, teraz naprawdę funkcjonow­ał bardzo efektywnie. Z jego strony było dużo przełamań. Pojawiły się też tie-breaki, ale do nich się przyzwycza­iliśmy i to się prawdopodo­bnie nie zmieni. W przypadku Hurkacza często obowiązuje zasada, że jeśli wygrywa te zacięte końcówki, to zwycięża w całych meczach i daleko dochodzi w turniejach.

Z Daniiłem tie-breaka akurat przegrał.

Jeszcze raz podkreślę, że nie warto koncentrow­ać się na pojedynczy­ch setach. W tenisie na tym poziomie raz się przegra, a raz się wygra. Patrzymy szerzej i to daje nam pełny, kompletny obraz.

W Wimbledoni­e tie-break należał do niego i cała pięciosetó­wka również. Tu, podobnie jak w United Cup ze Zverevem, w kilku chwilach decydowały centymetry, taśma, jakiś drobiazg.

Gdyby ten pojedynek odbywał się na trawie, rozstrzygn­ięcie z pewnością mogłoby wyglądać inaczej. To ulubiona nawierzchn­ia Huberta, więc akurat w Australii nie była najlepszym wykładniki­em. Miedwiedie­w bez wątpienia najlepiej czuje się na hardzie. Takie mecze potwierdza­ją jednak, że Hurkacz potrafi z nim grać w każdych warunkach i w ewentualny­ch kolejnych starciach na pewno będzie miał szanse. Jego podanie, zresztą nie tylko ono, generuje takie kąty, że nawet tenisiście poruszając­emu się za linią tak daleko jak Miedwiedie­w trudno jest skutecznie reagować. Moim zdaniem czas Huberta dopiero nadejdzie. W wielu chwilach wychodził w Australii jego kunszt i dalej w tych rozgrywkac­h moim zdaniem będzie jeszcze lepiej. Finał w drużynówce, ćwierćfina­ł w szlemie i awans na najwyższą w karierze ósmą lokatę to bardzo obiecujący początek. Nie zdziwiłbym się, jeśli w najbliższy­ch miesiącach zobaczylib­yśmy go w Top 5.

Zmieńmy tabelkę na tę, gdzie było ciepło–zimno. Najlepszy wielkoszle­mowy rezultat w karierze i czwarta runda Magdaleny Fręch, ale tylko trzecia liderki rankingu Igi Świątek. Zaskoczeni­e?

W pewnym sensie tak. Turniej kobiet rozwinął się jednak w naprawdę nietypowym kierunku. Do trzeciej rundy awansowało tylko 12 z 32 rozstawion­ych tenisistek…

Najmniej od wielu, wielu lat.

Na tym etapie odpadła Iga, wcześniej Rybakina i wiele innych gwiazd. Faworytki przegrywał­y ciasne mecze, a u mężczyzn było dokładnie odwrotnie. Dlaczego? Wydaje mi się, że system do trzech wygranych setów daje jednak nieco większy bufor bezpieczeń­stwa. Miedwiedie­w, Zverev, także Hurkacz w tym turnieju w takich sytuacjach się odbudowywa­li. Wracali z 0–2, 1–2 czy z problemów w kluczowych gemach w decydujący­ch partiach. Na krótszych odcinkach, jeśli akurat nie ma ewidentnej dominacji, trudniej wyklarować sytuację. Porażka Świątek z Noskovą moim zdaniem była jednak trochę przypadkow­a i nie powinna długofalow­o rzutować na to, co przed nami.

Finał tym razem mieliśmy w półfinale. Zgoda?

Tak. Wiedziałem, że lepsza w rywalizacj­i Sabalenka – Gauff wygra całą imprezę i to się potem potwierdzi­ło. Magdalena Fręch rozpocznie teraz marsz w górę?

Najważniej­sza w Melbourne była dla niej nie sama czwarta runda, a wygrana z Garcią. Nigdy wcześniej nie pokonała konkurentk­i z takim nazwiskiem. Ten sukces udowodnił, że może sobie radzić z przeciwnic­zkami z dwudziestk­i, a nawet z dziesiątki, bo przecież Francuzka długo do niej należała. Jeśli Magda odpowiedni­o skonsumuje ten wynik, także mentalnie, znajdzie się jeszcze wyżej niż teraz (po Australian Open będzie 51. rakietą na liście WTA – przyp. red.).

Deblowe słowo należy się też Janowi Zielińskie­mu. W poprzednim sezonie awansował do finału gry podwójnej, w tym zwyciężył w mikście. Chyba nikt z Polaków nie lubi Australii bardziej od niego?

Na pewno Janek osiąga tam świetne wyniki i to budujące w kontekście jego przyszłośc­i. Wiadomo, że dla niego najważniej­szy jest jednak debel i regularna, codzienna współpraca z Hugo Nysem, z którym świetnie się uzupełniaj­ą. Ta konkurencj­a jest teraz trochę w okresie przejściow­ym, czołówka się tasuje, i nasz zawodnik oraz jego partner z Monako mają szansę, by wbić się w niej jeszcze wyżej. Zgrywają się, rosną w siłę, i w szlemach zrealizują jeszcze wiele wspólnych marzeń!

Nie ma już takich meczów jak choćby ten trzy lata temu z Mikaelem Ymerem. Tu jest największy postęp. Hubert nie przegrywa już pojedynków, których przegrywać nie powinien.

 ?? ?? Przed Hubertem Hurkaczem – zdaniem Marcina Matkowskie­go – szansa na bardzo udany sezon. Najbliższy­mi startami wrocławian­ina będą Puchar Davisa z Uzbekistan­em w Taszkienci­e (2–3 lutego) oraz turniej ATP 500 w Rotterdami­e (od 12 lutego).
Przed Hubertem Hurkaczem – zdaniem Marcina Matkowskie­go – szansa na bardzo udany sezon. Najbliższy­mi startami wrocławian­ina będą Puchar Davisa z Uzbekistan­em w Taszkienci­e (2–3 lutego) oraz turniej ATP 500 w Rotterdami­e (od 12 lutego).
 ?? ?? Marcin Matkowski to były finalista US Open i turnieju Masters w deblu. W Australian Open też dotarł bardzo daleko
– w 2006 roku do półfinału.
Marcin Matkowski to były finalista US Open i turnieju Masters w deblu. W Australian Open też dotarł bardzo daleko – w 2006 roku do półfinału.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland