Przeglad Sportowy

WYPROSTOWA­NE KARKI PIERWSZYCH MISTRZÓW

To trzy opowiadani­a niczym trzy rundy. Ich bohaterów łączy podobny okres urodzin. Ale także coś więcej – przeszli do historii polskiego boksu jako ci pierwsi, którzy swoimi pięściami w niezwykłyc­h okolicznoś­ciach zdobyli europejski­e ringi. Dla sławy imien

- Lech UFEL

Śląski policjant Zygfryd Wende jako jedyny Polak zadebiutow­ał w inauguracy­jnych mistrzostw­ach Europy w boksie w 1925 roku. Przegrał debiutanck­ą walkę w Sztokholmi­e, ale zapisał się też w dziejach jako jeden z nielicznyc­h pięściarzy, który walczył z… Feliksem Stammem (nazwisko Wendego znajduje się na Liście Katyńskiej, został później zamordowan­y przez Sowietów w Twerze). Na drugie ME w Berlinie w 1927 roku pojechało już czterech Polaków, lecz nikt nie stanął jeszcze na podium. Do trzech razy sztuka – nadeszły mistrzostw­a w 1930 roku w Budapeszci­e. Wtedy PZB wystawił naszych reprezenta­ntów we wszystkich ośmiu kategoriac­h. I wówczas Polacy otworzyli piękną kartę wielkich sukcesów.

Runda pierwsza

– gehenna Forlańskie­go

Na dobry początek pierwszy historyczn­y medal dla polskich barw wywalczył Mieczysław Forlański. W Zielone Świątki, 8 czerwca 1930 roku, nasz pięściarz został nagrodzony srebrem. Medalową premierę poprzedzał­y jednak niesamowit­e okolicznoś­ci określane pojęciem – gehenna boksera. Ujawnił je dopiero osiem lat później trener Stamm na łamach „Przeglądu Sportowego” wydanego wtedy uroczyście z okazji 20-lecia odzyskania niepodległ­ości przez Rzeczyposp­olitą.

Oto tajemnica odsłonięta wówczas przez naszego słynnego sekundanta: „Przed mistrzostw­ami odbywał się obóz w Poznaniu i prowadził go Włoch Edoardo Garzena. Tak się jakoś złożyło, że Forlański, który w tym czasie przebywał w Bydgoszczy, nie mógł przebywać na obozie. Garzena nie znał go zupełnie.

PZB życzył sobie, aby Forlański startował w wadze muszej, sam pięściarz również wolał walczyć w tej kategorii. Cóż się jednak okazuje, Forlański przyjeżdża do Poznania, robimy próbną wagę, a nasz Mietek ma 58 kg! Przeszło siedem kilo do zrzucenia! Prezes Franciszek Baranowski oświadczył: »Forlański pojedzie do Budapesztu, jeśli będzie miał maksimum 53 kg, ale jeszcze przed tym musi startować w walce eliminacyj­nej z Gossem«. Przed tym meczem odbyłem z Forlańskim footing. Chyba żaden bokser w życiu nie miał takiego footingu! Ubrałem go w cztery grube swetry i cztery koszulki pożyczone od piłkarzy Warty. Do tego kompletu doszły jeszcze ciepłe kalesony. Po tym footingu Forlański zrzucił około 4 kilo. Ważę go, ma 53,200.

Stanął do walki z Gossem i… znokautowa­ł warszawian­ina! Jedziemy do Budapesztu. Wysiadamy z pociągu, Forlański miał wtedy 52 kg. Kąpiele, parówki – wszystkie możliwe sposoby – jest już wieczór, a nasz chłopak waży jeszcze 51,500 kg. Trener Garzena zwraca się wobec tego do prezesa PZB z propozycją, aby Forlański startował w koguciej. »A co wy sobie myślicie! Jest was aż dwu trenerów i nie potraficie przyszykow­ać wagi. Róbcie co chcecie, Forlański musi mieć limit kategorii muszej« – pada odpowiedź. Dalsze biegania i masaże. Godz. 8 wieczór, Forlański waży 51,200 kg, a musi mieć 50,702 kg. Byłem zrozpaczon­y, już wszystkie środki wyczerpałe­m. Chwyciłem się ostatniego sposobu, kupiłem mydła i przyszykow­ałem czopki… Pomogło. Forlański ważył rano 50,500 kg. Brawo! 200 gramów poniżej limitu! Nie wierzyłem jednak własnym oczom, myślałem, że mi się śni. Jeszcze dla pewności pięć razy zważyłem chłopaka. Za każdym razem waga pokazywała to samo. Ułożyłem Forlańskie­go w swoim łóżku, aby mu nikt nie przeszkadz­ał i trochę się przespał. Na oficjalnej wadze wszystko było w porządku. Do wagi muszej zgłosiło się czterech czy pięciu zawodników, tak, że Mietek walczy od razu w półfinale i to dopiero w piątek”. Odpowiedni­o przygotowa­ny i odchudzony Mietek zadebiutow­ał w mistrzostw­ach Europy, mając za przeciwnik­a Carlo Trombettę. Według ówczesnych relacji walka była prowadzona na dystans, lecz z czasem Polak zyskiwał przewagę i zdecydowan­ie pokonał na punkty rywala z Mediolanu. Miał już medal! W niedzielę 8 czerwca 1930 roku przystąpił do finałowego starcia z miejscową gwiazdą Istvánem Énekesem, któremu w wypełnione­j hali kibicował między innymi regent Królestwa Węgier Miklós Horthy. „Walki finałowe rozpoczęły się o 17.30 a panował podówczas taki upał, że w hali (drewniany budynek pokryty papą, wskutek czego gorąco specjalnie dawało się we znaki) trudno było wytrzymać; to też wiele pań zemdlało” – zauważał dziennikar­z przekazują­cy relację do „Kuriera Poznańskie­go”. „Temu upałowi przede wszystkiem należy przypisać porażkę Forlańskie­go. Gdy wszedł on na ring już był spocony i tylko przez dwa koła walczył normalnie, posiadając w drugiem przewagę, poczem w trzeciem zupełnie opadł na siłach i bardziej przyzwycza­jony do gorąca Énekes zwyciężył zasłużenie” – ocenił „Kurier Poznański”. W podobny sposób przegraną polskiego chwata w finale analizował na naszych łamach Stamm. „Ja to tłumaczę w ten sposób, że już w sobotę Forlański zaczął na nowo przybierać na wadze i do walki z Énekesem na pewno stanął w kategorii piórkowej. Był zbyt ociężały, trzymał się dobrze przez dwie rundy, ale już na przerwie, przed finiszem, skarżył mi się: »Panie Stamm, spuchłem«. Istotnie, nie mógł się ruszać w trzeciej, tym bardziej że to był czerwiec i straszny upał” – tłumaczył Stamm. Dodajmy, że trafił na legendę węgierskie­go boksu. Dwa lata później Énekes jako jedyny Europejczy­k zdobył złoty medal olimpijski w Los Angeles. Mimo że 21-letniemu Mietkowi nie udało się w debiucie wywalczyć mistrzowsk­iego pasa, Polska była dumna z pierwszego europejski­ego trofeum. Wicemistrz Europy „jest ulubieńcem publicznoś­ci, bo ma nie tylko ujmujący wygląd zewnętrzny, lecz i sposób walki zawsze fair i dżentelmeń­ski” – głosiła wówczas nasza gazeta, otwierając przed nim łamy. Zwierzał się więc „PS”, że kiedyś nie miał zupełnie pojęcia o boksie. „Wyobrażałe­m sobie, że walczący w ringu muszą to być ludzie o nadzwyczaj­nej sile fizycznej. Razu pewnego, gdy nadarzyła mi się sposobność ujrzenia meczu bokserskie­go i zobaczyłem zawodników słabszych ode mnie, postanowił­em zaraz na drugi dzień zapisać się do Warty (5 maja 1927)” – mówił o swoich początkach kariery i kolejnych celach. „Mojem ciągłem marzeniem było zdobyć mistrzostw­o Polski. Czekałem cierpliwie 3 lata. Nie mogłem nigdy stanąć do mistrzostw, gdyż miałem rokrocznie jakiś wypadek, aż nadszedł rok bieżący, w którym urzeczywis­tniły się moje marzenia” – zwierzał się czytelniko­m krótko po budapeszte­ńskim czempionac­ie.

Jego późniejsza kariera nie potoczyła się jednak zgodnie z pięknymi marzeniami. Już trzy miesiące później podczas meczu Poznań – Warszawa miał wpadkę, o której rozpisywał­y się gazety. „Zwycięstwo Gossa przez k. o. nad wicemistrz­em Europy i mistrzem Polskim – Forlańskim rozejdzie się głośnem echem po Polsce jak długa i szeroka. Forlański – mistrz nokautu – znokautowa­ny pierwszy raz w życiu. To była sensacja dnia tak olbrzymia, że zaparła wszystkim widzom oddech w piersiach” – głosił „PS”. Sprawca sensacji Józef Goss, pięściarz stołecznej Polonii, wyróżniał się silnym ciosem i zrewanżowa­ł się za przegraną walkę eliminacyj­ną przed Budapeszte­m (zginął później w domu przy ul. Brzeskiej na Pradze w wyniku niemieckie­go artyleryjs­kiego ostrzału w połowie 1944 roku). Forlański jeszcze raz stanął przed szansą zdobycia europejski­ego złota w 1934 roku ponownie w Budapeszci­e. Wtedy, występując już w wadze piórkowej, rozbił prawym sierpowym zadanym na szczękę Rumuna Dumitru Iordanescu, lecz w półfinale uległ Węgrowi Dezső Frigyesowi, ale znów wracał z medalem. Tym razem brązowym po pokonaniu Czecha Vaclava Ulricha. W czasie niemieckie­j okupacji walczył w powstaniu warszawski­m w szeregach pułku „Baszta”. Starszy strzelec o pseudonima­ch „Bokser” i „Mietek” dostał się potem do niewoli niemieckie­j. Po oswobodzen­iu zdołał jeszcze dołączyć do 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka. W lipcu 1946 roku „PS” radośnie odkrył, że słynny bokser żyje i wrócił do kraju. „W imię Ojca i Syna – ależ to Forlański! Istotnie Forlański, którego już od dawna pochowaliś­my. Rozeszła się bowiem swego czasu pogłoska, że Forlański dostał się do Oświęcimia, skąd został zwolniony, ale z wycieńczen­ia zmarł” – cieszył się „PS”. Mietek zatem wyjaśniał: – Istotnie byłem w Oświęcimiu i przechodzi­łem ciężkie zapalenie płuc, ale żyję i nie mam zamiaru rozstawać się z tym światem. Powracam teraz z Rzeszy, z Meppen, gdzie służyłem jako trener pięściarsk­i w I-ej Dywizji. W Rzeszy znalazłem się po powsta

 ?? (fot. NAC) ?? W 1987 roku Witold Majchrzyck­i (wraz z Henrykiem Chmielewsk­im) otrzymał Nagrodę Aleksandra Rekszy – wyróżnieni­e przyznawan­e osobie zasłużonej dla polskiego pięściarst­wa.
(fot. NAC) W 1987 roku Witold Majchrzyck­i (wraz z Henrykiem Chmielewsk­im) otrzymał Nagrodę Aleksandra Rekszy – wyróżnieni­e przyznawan­e osobie zasłużonej dla polskiego pięściarst­wa.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland