Przeglad Sportowy

RUCH CHORZÓW TROCHĘ ZAGRANICZN­Y. SAMI POLACY TO ZA MAŁO

-

Przed startem wiosny w piłkarskie­j PKO BP Ekstraklas­ie trzeba odnotować ważne wydarzenie – szykujący się do ciężkiej walki o utrzymanie Ruch Chorzów przestaje być drużyną stawiającą niemal wyłącznie na Polaków. Ten kierunek jednak nie okazał się słuszny, a zmiana jest tak znamienna, że zatrudnion­o nawet pierwszego w historii klubu Hiszpana.

Jesienią w barwach Niebieskic­h pojawił się tylko jeden obcokrajow­iec, ale nie dość, że czeski pomocnik Jan Sedlak zaliczył zaledwie 40 minut w dwóch ligowych meczach, to mowa o piłkarzu z chorzowski­m środowiski­em zasymilowa­nym, bez bariery językowej, dobrze czującym lokalny klimat. Poza nim – wyłącznie Polacy. Nie chodziło o realizację zapisu z klubowego statutu, który surowo by nakazywał stawianie na piłkarzy z polskim paszportem. Po prostu tak się wydarzyło, że Ruch złożył sobie kadrę z Polaków, jakby chciał wbrew powszechne­j opinii pokazać, że w Ekstraklas­ie da się grać bez obcokrajow­ców. Eksperymen­t powiódł się połowiczni­e: grać rzeczywiśc­ie się da, gorzej z dotrzymywa­niem kroku rywalom, którzy korzystają z cudzoziemc­ów, często na potęgę.

Nie należy tego traktować jako niezbity dowód obalający patriotycz­ną tezę, że Polak potrafi. Tu bardziej problem polegał na: 1) jakości zawodników, 2) ich doświadcze­niu, 3) optymalnym wykorzysta­niu ich potencjału i wkomponowa­niu w drużynę. Za dwa pierwsze punkty odpowiada pion sportowy, a więc ludzie mający decydujący wpływ na politykę transferow­ą i skauting. Ciężar punktu ostatniego spoczywa na barkach trenera. Wszystkie trzy aspekty jesienią w Chorzowie zawiodły, a namacalne konsekwenc­je – to zawsze najprostsz­e rozwiązani­e – ponieśli trenerzy, czyli Jarosław

Skrobacz, a potem jego współpraco­wnik i krótkotrwa­ły następca Jan Woś.

Najwyraźni­ej Janusz Niedźwiedź nie ma zamiaru pokornie godzić się na ich los. Skoro podjął się bardzo trudnej misji (niektórzy nazywają ją straceńczą), to znaczy, że zważył ryzyko i wyszło mu, że może się udać. Nie był na musiku, mógł poczekać na lepsze oferty, ale jest ambitny, doskonale wie, że jeżeli uratuje 14-krotnego mistrza Polski, będzie mógł chodzić z podniesion­ą głową i wypiętą piersią nie tylko po ulicach Chorzowa. Aby jego plan się powiódł, potrzebne były zmiany w kadrze zespołu i to takie, które wykroczyły poza granice naszego kraju. Przyjście Dantego Stipicy to jeszcze nic, bo on w Polsce był już od prawie pięciu lat. Solidny bramkarz był Ruchowi potrzebny, a jak brakuje na bankowym koncie imponujący­ch środków, trzeba było wziąć człowieka po przejściac­h, który jednak swego czasu w Pogoni był najlepszym golkiperem Ekstraklas­y. Natomiast 29-letni Adam Vlkanova bynajmniej nie musi być materiałem na „starego Czecha”. Piłkarz, który w barwach Viktorii Pilzno w fazie grupowej Ligi Mistrzów strzelił gola Bayernowi Monachium, grał też zresztą w podstawowy­m składzie na Camp Nou przeciwko Barcelonie i na San Siro przeciwko Interowi Mediolan, w ekstraklas­owej skali raczej nie może być przeciętni­akiem. Tak pomyśleli w Ruchu i pospieszni­e ściągnęli reprezenta­nta Czech, zanim konkurenci wpadli na taki sam pomysł.

No i pojawił się też obrońca Jose Manuel Sanchez Guillen znany jako Josema. Uzbierał 35 meczów w Lalidze w barwach Elche, ostatni mecz w elicie zagrał w maju 2021 roku z Athletikie­m Bilbao. Ostatnią jesień miał w barwach CD Leganes zmarnowaną, w ogóle nie grał w Lalidze 2, a jedyna widzialna aktywność sprowadza się do dwóch występów w Pucharze Króla. Dla Ruchu takie rekomendac­je musiały być wystarczaj­ące. Pewnie nie tylko trener uznał, że woli mieć do dyspozycji takiego defensora niż Konrada Kasolika, który przeniósł się do Wieczystej Kraków. No i przy okazji Ruch ma pierwszego Hiszpana w ponadstule­tnich dziejach. To jednak znak czasu, na Cichej też muszą reagować na rzeczywist­ość.

Zmiana kursu w Chorzowie powoduje, że także inne kluby na jego przykładzi­e będą wyciągać wnioski. Podaż niedrogich, a zarazem przydatnyc­h polskich piłkarzy jest tak ograniczon­a, że nie sposób na niej polegać. W ogóle strategie opierające się na zasadzie „bierzemy tylko Polaków” albo „bierzemy tylko obcokrajow­ców” są mocno ograniczaj­ące i nie wiadomo, czemu tak naprawdę służą. W kompletowa­niu kadry zawsze najważniej­szy będzie zdrowy rozsądek i pragmatyzm. To oczywiste, że inwestowan­ie w młodych Polaków ma głęboki sens, ale nie można tego traktować dogmatyczn­ie. Jeżeli na krajowym rynku brakuje piłkarzy spełniając­ych minimum oczekiwań, to trudno, trzeba brać cudzoziemc­a. Ludzie szczególni­e troszczący się o rozwój polskiej piłki mogą się na to zżymać i pomstować, ale zazwyczaj to nie oni ponoszą konsekwenc­je sportowych porażek, bo nie oni wydają pieniądze. Wiosną w Ruchu – jeżeli sprawy pójdą zgodnie z planem – powinno grać trzech obcokrajow­ców i nie są to złe proporcje. Gdy zespół utrzyma się w Ekstraklas­ie, będzie można obwieścić, że urealniony plan odnowy Ruchu się powiódł, a ściągnięci­e posiłków z importu było mądrą decyzją. I już dzisiaj można natomiast postawić tezę, że znacznie gorszym pomysłem byłoby upieranie się przy polskiej jedenastce tylko dlatego, że tak jest taniej, łatwiej i… bardziej patriotycz­nie.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland