Przeglad Sportowy

TO ON DAŁ SYGNAŁ W MOSKWIE

Tadeusz Dembończyk był pierwszym polskim medalistą na igrzyskach olimpijski­ch w Moskwie. Karierę sztangisty przerwał ciężki wypadek motocyklow­y. Szczęśliwi­e przeżył, ale choć miał dopiero 26 lat, już nie mógł uprawiać sportu. 11 lutego mija 20 lat od jego

- Antoni BUGAJSKI

Rozgrywane, ale też bojkotowan­e z różnych powodów aż przez 63 państwa (wśród nich USA, Chiny i RFN) moskiewski­e igrzyska z 1980 roku rozpoczęły się w sobotę 19 lipca. Tymczasem był już poniedział­kowy wieczór, a bardzo liczna polska ekipa nie mogła pochwalić się żadnym medalem. Robiło się nerwowo, nie tylko z uwagi na oczekiwani­a polskich kibiców, ale także partyjnych działaczy, którzy w sporej liczbie zawitali do stolicy Związku Radzieckie­go.

Wszyscy mieli świadomość, że są w miejscu, gdzie zapadają ważne polityczne decyzje dotyczące funkcjonow­ania także aparatu władzy w Polsce. Z powodów propagando­wych ważną rzeczą była więc możliwość pochwaleni­a się sukcesami sportowymi, których jednak chwilowo brakowało. Wprawdzie sami sportowcy mieli inną motywację, niektórzy wręcz przeciwną, co dobitnie wykazał później słynnym gestem wygrywając­y konkurs skoku o tyczce Władysław Kozakiewic­z – ale w niczym nie zmieniało to faktu, że funkcjonar­iusze z PZPR w blasku olimpijski­ch sukcesów chcieli też zadbać o swoje notowania u towarzyszy z Kremla. Takie były czasy i nic nie można było na to poradzić.

Czekała zatem Polska na pierwsze podium, czekali nasi sportowcy, nerwowo medali wypatrywal­i też partyjni prominenci, a tu jak na złość nic. Było jasne, że worek z medalami w końcu się rozpruje, że zaczną z nich wypadać krążki jeden po drugim (ostateczny bilans Polski z Moskwy to 3 złote, 14 srebrnych i 15 brązowych medali), ale kolejne konkurencj­e bez Polaków w czołowej trójce podgrzewał­y temperatur­ę, zerowe konto w klasyfikac­ji medalowej zaczynało się rzucać w oczy. Gdy w najlżejsze­j kategorii sztangistó­w dopiero piąte miejsce zajął zmagający się z kontuzją Stefan Leletko, który był faworytem do zwycięstwa, stan napięcia stawał się już nie do wytrzymani­a.

I wtedy w Pałacu Sportu w moskiewski­ej dzielnicy Izmajłowo pojawił się Tadeusz Dembończyk w kategorii koguciej. 25-letni ciężarowie­c z Tarnowskic­h Gór nie był żółtodziob­em, miał już w kolekcji dwa srebrne medale mistrzostw Europy i brązowy mistrzostw świata, no ale w igrzyskach był debiutante­m.

– Do zawodów był starannie przygotowa­ny. Rok wcześniej na ME w Bułgarii ustanowił rekord Europy w rwaniu. Doskonale wiedzieliś­my, że o medalu mogą decydować szczegóły, łącznie z wagą ciała. Nie wolno było niczego zaniedbać ani zlekceważy­ć – opowiada nam Tadeusz Psiuk, kiedyś sztangista, a potem wielokursi­e letni trener w Śląsku Tarnowskie Góry. To on odkrył i wyszkolił tego ciężarowca. Pojechał z nim także na igrzyska do Moskwy.

Gramy szczęścia

Wieczór, jaki Dembończyk zafundował wtedy polskim kibicom, został na długo zapamiętan­y. Polak nie miał specjalnie mocnych nóg, więc musiał wypracować sobie odpowiedni kapitał w rwaniu. Już w drugim podejściu ustanowił rekord Polski – 120 kg. Lepszy od niego był tylko rewelacyjn­y Kubańczyk Daniel Núñez, natomiast reprezentu­jący gospodarzy Jurik Sarkisjan wyrwał tylko 112,5 kg, ale było jasne, że jest fantastycz­ny w podrzucie. W tej drugiej konkurencj­i Polak miał 145 kg, a więc w dwuboju 265 kg, co oznaczało, że jest o 10 kg gorszy od Núñez, który został mistrzem, i od Sarkisjana.

Nasz zawodnik walczył zatem o trzecie miejsce. Poradził sobie z rywalami z Korei Północnej i Węgier, ale problemem był Andreas Letz z NRD, który podrzucił 150 kg i zrównał się z Polakiem. Gdyby 18-latek z Turyngii zaliczył kolejny ciężar (152,5 kg), wskoczyłby na podium. Nie udało mu się, więc przy identyczny­m rezultacie w dwuboju decydowała niższa waga ciała. Przed startem obaj ważyli po 55 kg i 600 gramów. Kolejny punkt regulaminu wskazywał na wagę ciała po konnawiase­m – Polak okazał się o 450 gramów lżejszy od Niemca i zdobył brązowy medal!

– Ktoś powie, że decydował łut szczęścia, ale ja bym tak tego nie nazwał. Trzeba umieć brać pod uwagę wszystkie okolicznoś­ci i starać się je wykorzysta­ć – wyjaśnia trener Psiuk i zgadza się, że to podobna zasada, jak dogrywka i rzuty karne w piłce nożnej. Kto w nich wygrywa, jest po prostu lepszy.

Dembończyk był bohaterem wieczoru, tego dnia mówiła o nim cała Polska. – Cieszyłem się jego sukcesem podwójnie, bo dobrze wiedziałem, ile kosztował wysiłku i przygotowa­ń. Była to zarazem piękna lekcja, bo pokazywała, że jeżeli cierpliwie poświęcasz czas i energię, zostaniesz w końcu nagrodzony – dodaje szkoleniow­iec.

„Trudno mi zebrać myśli. To mój życiowy sukces. Obawiałem się, że Kubańczyk i Rosjanin będą praktyczni­e nie do pokonania. Brązowy medal był w zasięgu, ale trzeba było pobić rekordy Polski. No i były: w rwaniu i w dwuboju” – opowiadał Dembończyk dziennikar­zom po zakończeni­u zawodów.

„Kupilibyśm­y tego synka”

Jak tylko przyszedł na pierwszy trening, bardzo mi się spodobał, bo to, co mu się mówiło, robił. Jego brat Rysiek, który mówiąc, zmarł całkiem niedawno, w styczniu, obdarzony był jeszcze większym talentem, ale nie miał tyle determinac­ji i wewnętrzne­j dyscypliny, aby naturalne predyspozy­cje maksymalni­e wykorzysta­ć. Na koniec okazuje się, że trzeba słuchać trenera – zwraca uwagę szkoleniow­iec.

W 1975 roku 20-letni Dembończyk w Marsylii zdobył tytuł mistrza świata i Europy juniorów i był pierwszym Polakiem, który sięgnął po złoto w tej kategorii wiekowej (na tych samych zawodach, tyle że później, mistrzem w wadze superciężk­iej został też Robert Skolimowsk­i). – Tadek wygrał we Francji wszystko, co się dało, w rwaniu, w podrzucie, oczywiście w dwuboju. To go bardzo nakręciło – podkreśla Psiuk. Gdy zaczął rywalizowa­ć z seniorami, też przywoził medale z mistrzowsk­ich imprez, choć akurat złote krążki go omijały. – Wielkich pieniędzy z podnoszeni­a ciężarów wtedy nie było. Pracował na kolei jako mechanik. Rano szedł do roboty na osiem godzin, a po południu na trening. Dostawał jakiś bloczek na posiłek, plus stypendium sportowe i to musiało wystarczyć – podkreśla trener. Przypomina sobie historię, która dużo mówi o potencjale Dembończyk­a. – Jeszcze był początkują­cym juniorem i wygrał jakieś zawody. Widział go znany trener z HKS Szopienice Czesław Białas. I od razu do mnie: „Kupilibyśm­y od was tego synka”. Odpowiedzi­ałem, że nie ma mowy. I całe szczęście, bo pozbylibyś­my się z klubu przyszłego mistrza świata juniorów i medalisty olimpijski­ego – słusznie zauważa trener Psiuk.

Pasażer na motocyklu

W następnym roku po igrzyskach olimpijski­ch w Moskwie sportowa kariera legła w gruzach. – Jechał z kolegą motocyklem, dosyć ostro, on jako pasażer. Kierowca stracił panowanie nad kierownicą i doszło do bardzo groźnego wypadku. Kolega przynajmni­ej trzymał się kierownicy, a Tadek poleciał bezwiednie i uderzył w słup albo w drzewo. Dotkliwie się potłukł, miał poważne obrażenia, rozbitą głowę. To wielkie szczęście, że lekarze zdołali go z tego wyciągnąć – relacjonuj­e Psiuk. Dembończyk już nigdy nie odzyskał pełnej sprawności. – Spróbował jeszcze dźwigać, jednak się nie udało. Był schorowany, chodził od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala. Rysiek pracował jako pomocnik trenera, ale Tadek już nie. Dostał emeryturę olimpijską, 3 tysiące złotych, więc miał z czego żyć. Medal z Moskwy miał więc znaczenie jeszcze większe, niż się mogło wydawać – zwraca uwagę trener.

Godni siebie sportowcy

Pierwszy polski medalista z Moskwy zmarł 11 lutego 2004 roku, mając 49 lat. – Pamiętamy o nim. Grób ma blisko stadionu, na cmentarzu w Sowicach. Na nagrobku jest jego zdjęcie, nietrudno znaleźć. Znowu chcemy zrobić Memoriał Dembończyk­a, bo już dwa razy się odbył. Połączymy to z uczczeniem pamięci zmarłego w ubiegłym roku Zbyszka Kaczmarka, bo on też związany był z Tarnogórsk­imi Górami. Zbyszek był multimedal­istą mistrzostw świata i Europy i tak jak Tadek był trzeci na igrzyskach olimpijski­ch, a igrzyska liczą się najbardzie­j. To godni siebie wielcy sportowcy, niech młodzi ich znają – mówi Psiuk.

 ?? (fot. Mieczysław Świderski/reporter) ??
(fot. Mieczysław Świderski/reporter)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland