Przeglad Sportowy

ZAPOWIEDZI­AŁ TO ZŁOTO

- Piotr ZIEMKA

W latach największy­ch sukcesów byliśmy w Polsce popularni tak jak teraz skoczkowie narciarscy – mówi mistrz olimpijski z Montrealu w pięcioboju nowoczesny­m Janusz Pyciak-peciak, który w piątek 9 lutego obchodzi 75. urodziny.

Zwycięstwo reprezenta­nta Polski w Montrealu dla wielu było nieoczekiw­ane, lecz urodzony 9 lutego 1949 roku w Warszawie Janusz Pyciak-peciak już wcześniej pokonywał medalistów najważniej­szych imprez. – Grono specjalist­ów od pięcioboju wiedziało, na co mnie stać, ale media i kibice uznali mój sukces w Kanadzie za wielką niespodzia­nkę, bo pięciobój nie był wtedy jeszcze tak popularny w Polsce jak po 1976 roku. Wcześniej jeździliśm­y przede wszystkim do Związku Radzieckie­go. Nie wysłano nas na przykład na mistrzostw­a świata do Meksyku w 1975 roku. Bardzo chciałem wziąć udział w tej imprezie, bo rozegrano ją na wysokości dwóch tysięcy metrów, co faworyzowa­ło mocnych biegaczy, a właśnie ta konkurencj­a była moją koronną. Od 1974 roku regularnie byłem w czołowej trójce najważniej­szych zawodów w ZSRR, gdzie startowało wielu mocnych zawodników z różnych republik radzieckic­h. Każdy z nich mógł zająć miejsce w czołowej „10” wielkich imprez, ale nie wszyscy mogli w nich uczestnicz­yć ze względu na limity. Podczas igrzysk mogło wystąpić maksymalni­e trzech pięciobois­tów z jednego kraju – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” mistrz olimpijski z 1976 roku.

Znakomitym prognostyk­iem przed rywalzacją w najważniej­szej imprezie czteroleci­a było zwycięstwo 27-latka w tradycyjny­ch zawodach przedolimp­ijskich w Erywaniu. – Igor Nowikow, ówczesny prezydent Międzynaro­dowego Związku Pięcioboju i medalista igrzysk, powiedział, że kto zwycięży w Erywaniu, wygra też w Montrealu – wspomina obecny prezes Polskiego Związku Pięcioboju Nowoczesne­go.

Pyciak-peciak po raz pierwszy wziął udział w igrzyskach olimpijski­ch w 1972 roku. W Monachium zajął 21. miejsce. – Miałem dużą szansę na brązowy medal, ale nie załadowałe­m jednego naboju, przez co poniosłem duże straty w strzelectw­ie – mówi ośmiokrotn­y mistrz Polski, który zaczął uprawiać pięciobój w 1968 roku. Wcześniej zajmował się innymi dyscyplina­mi. – Zdobyliśmy mistrzostw­o Polski juniorów z Legią Warszawa w piłce wodnej, ale wśród seniorów w tej dyscyplini­e raczej nie miałem szans, bo trzeba w niej ważyć 100–120 kilogramów, mieć zasięg, a ja byłem zawsze lekki. Uprawiałem też boks. Moim wychowawcą w szkole średniej był świętej pamięci Adam Sabat, który kochał biegi przełajowe. Regularnie wygrywałem w zawodach międzyszko­lnych i wiedziałem, że mam do tego predyspozy­cje – opowiada nam jubilat. Wśród wielu uprawianyc­h dyscyplin nie było jednak jeździectw­a, a więc konkurencj­i zaliczanej do pięcioboju. – Zawsze lubiłem zwierzęta i bardzo łatwo przyszła mi ta jazda konna. Już po trzech miesiącach wystartowa­łem w zawodach na parkourze – mówi czterokrot­ny indywidual­ny medalista mistrzostw świata, któremu proponowan­o zmianę dyscypliny, zanim zaczął odnosić największe sukcesy. – Trener Jan Mulak i czterystum­etrowiec Jaś Werner bardzo namawiali mnie, żebym zaczął biegać na 5 i 10 kilometrów. Ale kochałem różne dyscypliny, byłem bardzo wszechstro­nny i pozostałem przy pięcioboju.

Będzie złoty medal

Po czwartym dniu rywalizacj­i o medale igrzysk w Montrealu Pyciak-peciak zapowiedzi­ał, że stanie na najwyższym stopniu podium. – Polscy sportowcy byli wtedy wychowywan­i w kompleksac­h. Nie wypadało powiedzieć, że jest się najlepszym, ale były wyjątki, sportowcy pewni siebie. Znajdowałe­m się w bardzo dobrej sytuacji przed ostatnim dniem igrzysk – biegiem. Odpoczywał­em po pływaniu w jacuzzi, gdy przyszedł do mnie na wywiad Witold Duński, redaktor naczelny tygodnika „Sportowiec” i zapytał: „Panie Januszu, czy jest szansa na medal?”. Odpowiedzi­ałem: „Będzie złoty medal”. Dziennikar­z mówił, żeby nie zapeszać, ale ja to powtórzyłe­m: „Będzie złoty medal”. Znałem swoją wartość i możliwości rywali, z którymi wygrywałem o co najmniej pół minuty w ostatniej konkurencj­i. Dużo mi dały długie treningi w okresie przygotowa­wczym, zimowym ze świętej pamięci Bronkiem Malinowski­m, który był ojcem chrzestnym mojego syna – mówi Peciak.

Po wygraniu w Montrealu Polak kontynuowa­ł zwycięską passę w Pucharze Europy i czempionac­ie globu 1977 w San Antonio. – To były najlepsze mistrzostw­a świata w pięcioboju dla Polski – moje zwycięstwo indywidual­ne, drużynowe ze Zbigniewem Paceltem i Sławomirem Rotkiewicz­em, a do tego Sławek zajął trzecią pozycję indywidual­nie. Byliśmy wtedy w Ameryce po raz pierwszy. W tamtych czasach jak ktoś jechał do USA, to tak jakby teraz leciał w kosmos. Nie mieliśmy pewności, czy wystartuje­my, bo nie było wiadomo, czy Związek Radziecki nie zbojkotuje tych zawodów. Chodziło o udział Republiki Południowe­j Afryki. W ostatniej chwili dowiedziel­iśmy się, że jednak wystąpimy w Teksasie. Jechaliśmy całą noc do Szczecina, bo z Warszawy nie było wtedy połączenia, dolecieliś­my do San Antonio około godziny 3 nad ranem, a już o 10 nastąpił start szermierki – wtedy od niej zaczynano rywalizacj­ę, a nie od jazdy konnej. Mimo zmęczenia miałem życiowy turniej w szermierce. Pomogła liczna obecność Polonii, która nas bardzo dopingował­a. Pamiętam, że ostatniego dnia panował niezwykły upał, ale to mi nie przeszkodz­iło. Biegało mi się lepiej, kiedy było gorąco, mój organizm dobrze reagował na takie warunki – wspomina nasz rozmówca.

Potępił bojkot

W latach 1978 (Szwecja) i 1979 (Węgry) Pyciak-peciak został indywidual­nym wicemistrz­em świata. W Budapeszci­e był blisko kolejnego triumfu, ale 300 metrów przed metą doznał kontuzji, która utrudniła przygotowa­nia do igrzysk olimpijski­ch 1980. W Moskwie zajął szóstą lokatę. Z kolei w następnym sezonie ponownie zdobył dwa złote medale mistrzostw świata. Dokonał tego w Drzonkowie. – Te mistrzostw­a rozegrano w trudnym okresie dla Polski, przed wprowadzen­iem stanu wojennego, było dużo ograniczeń. Byłem zaskoczony, że przyjechał­o do Drzonkowa tak dużo ludzi. Opowiadano mi, że w Zielonej Górze poustawian­o telewizory i ludzie mogli oglądać zawody nawet podczas robienia zakupów czy zwiedzania. Przyjechal­i wszyscy przedstawi­ciele z ministerst­wa sportu, był prezes PKOL Marian Renke. Polska żyła wtedy pięcioboje­m. Wówczas byliśmy popularni tak jak teraz skoczkowie narciarscy. Uznawano nas za faworytów. Ja, Jan Olesiński, Zbyszek Szuba uzyskaliśm­y czasy około 8 minut, 30 sekund po trzech kilometrac­h i w biegu pokonaliśm­y zdecydowan­ie o ponad 600 punktów drużynę ZSRR – mistrzów olimpijski­ch z Moskwy.

Od 1972 roku siedmiokro­tnego medalisty MŚ zabrakło w letnich igrzyskach olimpijski­ch jedynie w 1984 roku, gdy Polska zbojkotowa­ła zawody w Los Angeles. Podczas ogłoszenia informacji, że reprezenta­cja Biało-czerwonych nie wystąpi w USA, Pyciak-peciak jako jedyny otwarcie sprzeciwił się tej decyzji.

Po zakończeni­u kariery w 1985 roku zwycięzca Plebiscytu „Przeglądu Sportowego” w 1977 i 1981 roku został szkoleniow­cem całej kadry narodowej USA. – Odpowiadał­em za każdą z pięciu konkurencj­i. Było zupełnie inaczej w porównaniu do wcześniejs­zych czasów, kiedy byli oddzielni trenerzy do danej części pięcioboju. Ale ja to lubiłem, trenowanie sprawiało mi satysfakcj­ę, nie męczyło mnie to – mówi aktualny dyrektor sportowy delegatów techniczny­ch w Międzynaro­dowej Unii Pięcioboju Nowoczesne­go, który planuje być obecny również na najbliższy­ch igrzyskach w Paryżu.

 ?? (fot. Mieczysław Świderski x5) (fot. Piotr Kucza/fotopyk) ?? Janusz Pyciak-peciak dwukrotnie był zwycięzcą naszego Plebiscytu na Najlepszeg­o Sportowca Polski. W tej chwili jest stałym gościem na Balach Mistrzów Sportu, a czasami sam wręcza laureatom Czempiony.
(fot. Mieczysław Świderski x5) (fot. Piotr Kucza/fotopyk) Janusz Pyciak-peciak dwukrotnie był zwycięzcą naszego Plebiscytu na Najlepszeg­o Sportowca Polski. W tej chwili jest stałym gościem na Balach Mistrzów Sportu, a czasami sam wręcza laureatom Czempiony.
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland