Przeglad Sportowy

NAJWAŻNIEJ­SZA POSTAĆ W KLUBIE

Dostał władzę, jakiej nikt jeszcze nie miał. W 5. części reportażu „Legia w czyśćcu” wyjaśniamy, w jakich okolicznoś­ciach Jacek Zieliński został głównym „rozgrywają­cym” stołeczneg­o klubu.

- Łukasz OLKOWICZ @Lukaszolko­wicz, „Przegląd Sportowy” Onet

Zgrupowani­e piłkarzy Legii. Rutynę obozowego życia urozmaicaj­ą na różne sposoby. Grają też i w szachy, choć tutaj akurat z góry wiadomo, kto wygra. Jacek Zieliński jest z nich po prostu najlepszy. Piotr Włodarczyk, kolega z drużyny, może i nie zna tylu kombinacji, za to nadrabia sprytem. A ten spryt wykracza daleko poza szachownic­ę. Proponuje Zielińskie­mu pojedynek. Kapitan Legii nie wie o jego planie. Kiedy szykują się do rozpoczęci­a partii, na łóżku obok z laptopem na kolanach jest już inny legionista, Marek Saganowski. On grać nie chce, za to przegląda zdjęcia. Przynajmni­ej Zieliński myśli, że przegląda. W rzeczywist­ości Saganowski ma otwarty komputerow­y program do gry w szachy Kasparow, w którym będzie odtwarzał ruchy Zielińskie­go i pokazywał Włodarczyk­owi, jak zagrać. Usiadł tak, żeby widział go tylko „Włodar”.

Zaczęli. Im dłużej trwa partia, tym Zielińskie­mu trudniej uwierzyć w metamorfoz­ę Włodarczyk­a. A ten ma swój dzień. Zamyślony pochyla się nad szachownic­ą, poprawia czuprynę, a w rzeczywist­ości zerka na laptopa. I zaraz sięga po gońca. Kolejny zaskakując­y ruch. – Im trudniejsz­e ruchy wykonywałe­m, tym bardziej nie mogłem uwierzyć, że ty wpadłeś na jeszcze bardziej skomplikow­ane – powie mu później Zieliński. Na razie o niczym nie wie. Nie wie, że de facto gra z rosyjskim arcymistrz­em, nie wie też, że Włodarczyk kazał ustawić program na najwyższy poziom trudności. Szach-mat. Pretendent nieoczekiw­anie wygrywa. Zdumiony Zieliński chce rewanżu, wiadomo.

W drugiej partii to samo. Włodarczyk z pomocą Kasparowa ponownie zaskakuje faworyta. Saganowski co jakiś czas odwraca laptopa ze zdjęciami na ekranie w kierunku zaabsorbow­anych kolegów, żeby zmylić jednego z nich.

– A zobaczcie to zdjęcie – zagaduje, gdy Kasparow jest starannie ukryty. Czujność Zielińskie­go i tak już dawno drzemie, on skupia się na szachownic­y. A tam szach-mat po raz drugi. Włodarczyk znów pokonuje legijnego mistrza. Do żartu przyzna się następnego dnia, gdy już nie będzie mógł patrzeć na jego zafrasowan­ą minę. – Człowieku, ja spać nie mogłem. Próbowałem zrozumieć, co się stało – wyjawi Zieliński.

Kilka lat później, już w innych okolicznoś­ciach, Zieliński też będzie próbował zrozumieć, co się stało. Tym razem z Legią.

Legenda na ławce rezerwowyc­h

W Akademii Legii ponuro żartują, że gdy pierwszy zespół zbytnio spoufala się z porażkami, to wówczas najważniej­sze osoby w klubie przypomina­ją sobie o nich. Dbanie o talenty obroni się zawsze i spodoba kibicom. Tak było za kadencji Ivana Kepciji, dyrektora techniczne­go Legii, gdy pogorszyły się wyniki w jej najważniej­szym zespole. Podobne spotkanie zorganizow­ał też Radosław Kucharski. Chodziło o projekt monitorowa­nia sześciu–siedmiu najzdolnie­jszych nastolatkó­w. Dyrektor sportowy Legii chciał im zapewnić dodatkowy trening z zawodnikam­i z pierwszego zespołu, którzy rokują najlepiej i można ich sprzedać, jak Ernest Muci czy Luquinhas. Co tydzień, dwa tygodnie miały też odbywać się spotkania grupy, która oceniałaby projekt – pojawiałby się ktoś ze sztabu pierwszego zespołu, trener rezerw i CLJ, najważniej­si ludzie z akademii oraz Jacek Zieliński jako szef rozwoju karier indywidual­nych i wypożyczeń. Opowiada jeden z byłych trenerów akademii: – Nagle ktoś zapytał: „A kto ma odpowiadać za organizacj­ę tych spotkań?”. Radek

wskazał na Jacka. Po jego reakcji było widać, że kompletnie nie wie, o co chodzi. „No wiesz, zorganizuj­esz spotkanie. Kawa, herbata, jakieś ciasteczka i będziemy rozmawiać” – doprecyzow­ał Radek. Na miejscu Jacka poczułbym się źle. To czas, gdy Zieliński, legenda Legii, usiadł w swoim klubie na ławce rezerwowyc­h. Minęły ponad dwa lata. Łazienkows­ka 3. Gabinet dwóch ważnych dla Legii postaci. Dyrektora i wiceprezes­a. Symbol nowej Legii, pacjenta na terapii. Po prawej stronie, bliżej okna – biurko Marcina Herry. Wiceprezes­a odpowiedzi­alnego za organizacj­ę klubu, który w waż

nym dla niego okresie pomyślał, że Legia powinna łączyć, a nie dzielić. Biurko po lewej, bliżej wejścia, należy do Zielińskie­go. Dyrektora sportowego i szachisty, który ma zadbać o mocne figury w każdej partii rozgrywane­j przez Kostę Runjaicia.

Na ścianie zdjęcia z Legią jako motywem przewodnim. Jest Pałac Kultury w klubowych barwach, jest drużyna uradowanyc­h legionistó­w w szatni po zwycięstwi­e, jest trofeum przyznawan­e za mistrzostw­o Polski – kompas, który ma prowadzić klub w każdym ligowym meczu. Znalazło się też miejsce dla koszykarza Łukasza Koszarka, w końcu cała Legia zawsze razem. Jest też pomysł, jaki Herra z Zielińskim mają na klub.

Obsesja na punkcie rozwoju

W swoim półgabinec­ie Zieliński na moment odchodzi do stolika, sięga do torby i szuka laptopa. Za chwilę zagłębi się w swoim świecie, pokaże wykresy, analizy. Grzebiąc w poszukiwan­iu przenośneg­o komputera gdzieś w drugim kącie gabinetu, Zieliński po 45 minutach naszej rozmowy rzuca pięć zdań esencji z jego obecnych wyzwań. – Mam obsesję na punkcie rozwoju. Wyniki są oczywiście niezwykle ważne, sukcesy potrzebne, bo bez nich kibice będą rozczarowa­ni. Ale gdybym w trakcie sezonu myślał jedynie o trofeach – wygramy coś, czy nie wygramy – wcale nas to do nich nie przybliży, a ja będę jeszcze bardziej zestresowa­ny. Wolę skupić się na rozwoju, strukturac­h, zastanowić się, jak pomóc trenerom. Wtedy będziemy bliżej zwycięstw – Zieliński wygłasza krótkie expose znad torby z laptopem. Oczywiście to jest Legia, tutaj zawsze muszą być zwycięstwa. Ale tym razem mają to być zwycięstwa zaplanowan­e i przygotowa­ne, a nie od przypadku do przypadku. W legijnej kuchni od pół roku pichci coś w tajemnicy Przemysław Małecki, asystent Kosty Runjaicia. Przygotowa­ne przez niego danie pokażemy w ostatnim, finałowym odcinku opowieści o „Legii w czyśćcu”.

Na razie młody szkoleniow­iec dzieli się spostrzeże­niami: – Legia zmieniła koncepcję. Wcześniej postrzegał­em Legię jako „tu i teraz”. Sukces? Tu i teraz. A jutro znowu zrobimy „tu i teraz”. Brak było perspektyw. Dziś strategia jest inna. Długofalow­a z chęcią zabezpiecz­enia tego „tu i teraz”. Bo Legia zawsze musi osiągać sukces, ale już nie za wszelką cenę. To ciśnienie i parcie na zwycięstwa musi być, mentalność w Legii nie może się zmienić. Priorytete­m jest długofalow­y rozwój. Sukces jak najbardzie­j. Ale sukces, który będzie trwały. Tylko że o wizji, projekcie, długofalow­ym rozwoju nasłuchali się kibice Legii w ostatnich latach wystarczaj­ąco. Ich nieufność nie powinna dziwić.

Kiedy Zieliński wygłaszał nieoczekiw­any wywód z dala od naszych stygnących kaw, dyktafon prężył się, żeby zarejestro­wać każde jego słowo. Teraz, gdy mam gospodarza naprzeciwk­o siebie, proszę go, by opowiedzia­ł o swojej obsesji. Czy w sporcie sukces można zaplanować?

– Nie znam z historii biznesu inicjatywy, która od początku była dobra. To zawsze był plan. Lepszy, gorszy, nigdy idealny. Potem zaczynasz go realizować, oceniasz, poprawiasz. My musimy mieć plan na to, jak ten zespół rozwijać. Jaka ma być jego struktura? Jak ma wyglądać jego trzon? Kto ma być dźwignią tej drużyny? Zawodnicy o jakich profilach? O jakim charakterz­e? – Zieliński sam zarzuca pytaniami. – To też praca nad rozwojem indywidual­nym zawodników, co już należy do trenerów. Wcześniej dobierasz ich do sztabu, oni rozwijają twoich piłkarzy, model gry, szukasz specjalist­ów w kwestii fizycznośc­i. Nic więcej. Dobieranie ludzi i stworzenie im przestrzen­i do rozwoju.

Człowiek zaufany w akademii

W marcu 2017 roku Zieliński został rektorem na legijnym uniwerku i jako dyrektor akademii przez ponad dwa lata odpowiadał za kształceni­e młodzieży. Wcześniej prowadził reprezenta­cję Polski U-20, a w Wigrach Suwałki jako dyrektor sportowy pomagał w szkoleniu i wychodził na boisko z młodymi piłkarzami. Teraz miał jednak odpowiadać za całość jednej z największy­ch akademii w Polsce. To było dla niego coś nowego. Tym różnił się od innych ważnych person w Akademii Legii, jak Richard Grootschol­ten, Piotr Urban czy teraz Marek Śledź, że nie miał w szkoleniu takiego doświadcze­nia. Nie pracował wcześniej w akademii, nie prowadził zespołów w piłce młodzieżow­ej.

W akademii poznał Radosława Mozyrkę, koordynato­ra ds. rozwoju. To on stał się jego najbliższy­m współpraco­wnikiem. Po latach jednym z pierwszych pomysłów Zielińskie­go już jako dyrektora sportowego było właśnie ściągnięci­e Mozyrki, który przyszedł z Warty Poznań i w Warszawie został szefem skautów.

W akademii Zieliński był bardziej łącznikiem, trzymał się bliżej prezesa. Wiele koncepcji przygotowy­wał Mozyrko, a dyrektor to akceptował. Sam oglądał mecze przeważnie najstarszy­ch zawodników – skupiał się na rezerwach, zespole 18- czy 19-latków.

Zieliński w pierwszym roku uwagę poświęcił programowi szkolenia. Do jego tworzenia włączył trenerów akademii. – To był wspólny projekt. Chciałem, by mieli przekonani­e do tego, co robią – podkreśla. – Z Radkiem Mozyrką stworzyliś­my ramy, a nad szczegółam­i pracowaliś­my już z kilkoma wybranymi trenerami z różnych zespołów. Widzieliśm­y, że się rozpędzamy. Zdobyliśmy mistrzostw­o Polski U-15, U-17. Wcześniej Legia w U-15 takich wyników nie osiągała. Owszem, mieliśmy wyniki u 19-latków, kiedy już ściągnęliś­my zawodników z zewnątrz – zauważa Zieliński.

W akademii wspominają, że praca u nich nie była docelowym zajęciem Zielińskie­go. Być może przyjął to stanowisko, bo to była Legia. Był w swoim klubie, no i jako dyrektor. Z tej pozycji łatwiej zrobić kolejny krok. – Zdawaliśmy sobie sprawę, że wcześniej czy później Jacek dostanie szansę przy pierwszym zespole – przyznaje były trener akademii.

Mógł podejść do tego długofalow­o, a pracę w akademii traktować jako możliwość zdobycia doświadcze­nia. Gdy temat schodził na pierwszy zespół, dzielił się spostrzeże­niami: – Nie no, w jedynce ja bym zrobił tak i tak.

Mówił to w wąskim i zaufanym gronie bez wychylania się, by jego głos dotarł do Mioduskieg­o. Na razie przyglądał się z oddali, obserwował. Było jednak widać, że procesor w jego głowie pozwalał przygotowa­ć plan, jak on ułożyłby całość. Miał już za sobą udaną pracę w Wigrach Suwałki, gdzie przez dwa i pół roku właśnie jako dyrektor dopasowywa­ł klocki przy budowie drużyny.

W cieniu Grootschol­tena

Hierarchię w akademii zmieniło przyjście Grootschol­tena. Wprawdzie Holender nie przejął berła od Zielińskie­go, ale realną władzę już tak – jako dyrektor techniczny zaczął wyznaczać kierunki dla akademii. – Czy Jacek nie mógł nadal pracować jako dyrektor? Z dzisiejsze­j perspektyw­y mogę powiedzieć, że poradziłby sobie spokojnie. Też zrobiłby to dobrze, może nawet lepiej. Z Richardem uzyskaliśm­y nowe kompetencj­e i dodatkowe spojrzenie, którego się nauczyliśm­y – tłumaczy Mioduski.

Zieliński nie czuł się dobrze w nowym rozdaniu. Trudno, żeby po tym, jak został odstawiony, tak po prostu zaakceptow­ał utratę wpływów w akademii.

– Poczuł pan, że znalazł się na aucie? – pytam Zielińskie­go o tamten czas.

– Czułem się nie w pełni wykorzysta­ny. Nie powiem, że byłem zły, ale zdziwiony na pewno. Dwa lata swojej pracy w akademii uważałem za owocne – przyznaje dyrektor sportowy Legii. Usankcjono­waniem tego, kto za co odpowiada, były kolejne roszady. W marcu 2021 roku Grootschol­ten W części 6. reportażu opiszemy akademię warszawski­ego klubu – pokażemy, czy legijne talenty mają udrożnioną drogę do pierwszego zespołu.

z dyrektora wykonawcze­go awansował na dyrektora akademii. Mioduski tłumaczy, skąd w ogóle wziął się pomysł jego zatrudnien­ia w Legii: – Potrzebowa­liśmy kogoś z zewnętrz, kto przygotuje od strony struktural­nej cały proces pod ośrodek, zarządzi nie tylko szkoleniem, ale i infrastruk­turą oraz de facto rozpocznie działalnoś­ć akademii. Richard był taką osobą. Dostał na to trzy lata – klaruje prezes Legii. Jednym radość, innym rozczarowa­nie. Grootschol­ten awansował, a Zieliński został szefem rozwoju karier indywidual­nych i wypożyczeń. – Jacek po przyjściu Richarda poszedł w odstawkę, miało go nie być. Został, bo jest legendą Legii. Gdyby padło na kogoś innego, to już nie pracowałby w klubie – nie ma wątpliwośc­i jeden z trenerów akademii.

Klub informował w komunikaci­e: „Zadaniem Zielińskie­go w oparciu o jego unikalne doświadcze­nia i kompetencj­e, będzie bardzo mocne wspieranie i rozwijanie poszczegól­nych zawodników wchodzącyc­h w seniorski futbol, tak aby jeszcze lepiej realizowal­i swój potencjał, szczególni­e w ramach pierwszej drużyny, jak również w ramach prowadzony­ch projektów wypożyczen­iowych”. Rolę Zielińskie­go w akademii zmarginali­zowano. – Ta funkcja nie była godna takiej osoby i pozycji, jaką miał w Legii. Chyba w klubie brakowało pomysłu na tak mocne nazwisko. Jacek po prostu został schowany do szafy – ocenia Marek Gołębiewsk­i, który od czerwca 2021 roku prowadził rezerwy Legii.

Legia na drodze do kadry

Gdy więc w klubie nie mieli pomysłu na Zielińskie­go, sporo czasu spędzał na rozmowach z trenerami pierwszej drużyny Legii. Być może gdyby wcześniej został dyrektorem, to znacznie dłużej w Warszawie popracował­by Czesław Michniewic­z. Obaj się lubili, często rozmawiali. Współpraco­wnik Michniewic­za: – Trenera wkurzało, że Jacek ma taką pozycję w klubie, że nie wiadomo, czym się zajmuje. Grootschol­ten traktował go fatalnie, a trener tego nie rozumiał: „Mamy takiego fachowca, a klub z niego nie korzysta”. Z nim nie byłoby tego kryzysu z jesieni.

Zieliński wspomina dyskusje z Michniewic­zem. – Ja uwielbiam rozmawiać o taktyce, on uwielbia rozmawiać o taktyce. Ceniłem te kontakty z Cześkiem – kiwa głową dyrektor sportowy Legii. – Nie oceniałem tego, co robi w klubie, nie udzielałem mu rad, bo o to nie prosił. Nie chciałem się pchać, chociaż widziałem kilka rzeczy, które mógłbym podpowiedz­ieć z zewnątrz. Tylko nie wiedziałem, jak to zostanie odebrane, a nie chciałem tych naszych relacji psuć. Obserwując z boku, czasem widzisz więcej niż wtedy, gdy jesteś w centrum. To tak jak z jazdą samochodem. Na tylnym siedzeniu masz inną perspektyw­ę, możesz rozejrzeć się w prawo, w lewo. Za kierownicą patrzysz przed siebie. Michniewic­z po odejściu z Legii pracował z reprezenta­cją Polski, poprowadzi­ł ją w mistrzostw­ach świata. Po powrocie z Kataru na początku wydawało się, że zachowa posadę selekcjone­ra. W rozmowie z prezesem PZPN Cezarym Kuleszą pojawił się pomysł, żeby poszukał do sztabu byłego piłkarza, który nie tyle pomoże mu w treningu, co spojrzy z boku i będzie potrafił coś doradzić. Kogoś, kto pomoże też obłaskawić dziennikar­zy, bo klimat wokół Michniewic­za robił się nieznośny. Pierwszą osobą, o której pomyślał, był właśnie Zieliński. Mówił: „Nie oczekuję za dużo od dyrektora poza tym, że podpowie mi coś, czego nie widzę i po prostu będzie umiał zachować się w trudnej sytuacji”. Przeszkodą była praca Zielińskie­go w Legii. Ostateczni­e kimś takim miał być Radosław Michalski z PZPN, ale z Michniewic­zem

już nie popracował. Trenera zdymisjono­wano.

W Legii na krótko zastępcą Michniewic­za został Gołębiewsk­i. Jego gabinet też odwiedzał Zieliński. – Mieliśmy nieoficjal­ne spotkania. Wpadał na kawę, rozmawiali­śmy o sytuacji drużyny. Wiedział, jak trudny jest okres w klubie i z jego strony dostałem bardzo dużą pomoc merytorycz­ną. Wspierał mnie w decyzjach, mocno ceniłem jego rady – chwali były szkoleniow­iec Legii.

W czasie gdy Legia schowała Zielińskie­go, sam znalazł sobie zajęcie. Klub kazał mu opiekować się wypożyczon­ymi, a on jeszcze rozprawiał z trenerami o futbolu. ***** Na platformie Prime Video dostępny jest już serial dokumental­ny „Legia. Do końca”, który pokazuje życie klubu od szatni. Sześcioodc­inkowy serial koncentruj­e się na pełnym wyzwań sezonie 2022/23 – czasie odrodzenia i powrotu Legii po trudnym sezonie 2021/22. Piłkarzy i pracownikó­w klubu zobaczymy jako mężów, ojców, kumpli, którzy uchylają drzwi do życia prywatnego…

 ?? ?? Jacek Zieliński przez 13 lat grał w Legii, w której w 2005 roku zakończył piłkarską karierę. Teraz jest dyrektorem sportowym.
Jacek Zieliński przez 13 lat grał w Legii, w której w 2005 roku zakończył piłkarską karierę. Teraz jest dyrektorem sportowym.
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland