Taktyka nie jest nudna
O transferze z Legii Warszawa do Włoch, nauce strategii i tym, dlaczego bardziej podoba mu się w Toskanii niż w Turynie, opowiada Szymon Gaj, 19-letni prawy obrońca Empoli.
ALBERTO BERTOLOTTO: Jest pan wychowankiem Legii Warszawa, ale zanim przeszedł pan do stołecznego klubu, gdzie zaczął pan grać w piłkę?
SZYMON GAJ: Pochodzę z Otwocka, dlatego stawiałem pierwsze piłkarskie kroki w tamtejszym OKS. Miałem siedem lat. Zawsze podobał mi się futbol. Tata zachęcał mnie do spróbowania, zresztą w latach nastoletnich również grał amatorsko w piłkę. Na początku pełniłem rolę pomocnika. Gdy trafiłem do Legii, w wieku dziesięciu lat, zostałem przesunięty na środek obrony, a w wieku czternastu lat wylądowałem ostatecznie na prawej stronie defensywy, dzięki mojemu byłemu trenerowi Arturowi Kalinowskiemu, któremu bardzo dziękuję za to, że odkrył we mnie potencjał na tę pozycję. Kibicował pan Legii, prawda?
Nie mogło być inaczej, skoro pochodzę z Otwocka. Chodziłem na stadion z tatą, a później sam z kolegami. Dołączając do jej akademii, udało mi spełnić jedno z moich marzeń. Tam ważnymi osobami w moim rozwoju byli Piotr Urban i Radosław Mozyrko.
A jak to się stało, że zwrócił na pana uwagę włoski klub taki jak Torino?
Miałem czternaście lat, gdy na ligowy mecz z Jagiellonią w CLJ U-15 w 2019 roku przyjechał skaut tego zespołu. Zaproponował mi przenosiny w następnym roku, ale odrzuciłem ofertę, bo nie czułem się gotowy na taki ruch. Był to dla mnie bardzo trudny czas, ponieważ parę miesięcy wcześniej straciłem mamę, a ponadto skoro nigdy nie mieszkałem sam, chciałem przeprowadzić się do bursy Legii, żeby zobaczyć, czy poradzę sobie z rozłąką z domem. Dlatego chciałem zostać kolejny sezon w Warszawie. Rok później Torino było dalej zainteresowane moim transferem i zgodziłem się na to. Podobał się panu pomysł na życie we Włoszech i możliwość rozwoju piłkarskiego w Italii?
Jak najbardziej. Na początku było trudno. Tempo gry jest wyższe niż w Polsce, intensywność też. Włosi skupiają się bardziej na taktyce. Przed i po meczu oglądało i ogląda się dużo wideo. Od zawsze doceniałem takie nastawienie do pracy. Dzięki temu można poprawiać swoje umiejętności co do poruszania się bez piłki.
W sezonie 2021/22 oraz 2022/23 grał pan dużo i w drużynie U-17, i w zespole U-18.
Zgadza się. Po dobrych pierwszych miesiącach z U-17 zostałem automatycznie przesunięty do rocznika wyżej, w którym również wywalczyłem sobie miejsce w pierwszej jedenastce. W sezonie 2022/23 zacząłem przygotowania z Primaverą, w której trenowałem codziennie przez cały sezon. W tych rozgrywkach zagrałem tylko jeden raz, to jeszcze nie było dla mnie. Z moimi rówieśnikami czułem się lepiej. Ustawienie opierało się na tym, żeby grać na moją szybkość i wykorzystywać moje atuty w ataku. Co przyczyniło się do tego, że w składzie U-18 zakończyłem sezon z jedenastoma asystami i dwiema bramkami.
Na pana rozwój miało wpływ to, że trenerem był Antonino Asta, legendarny wahadłowy Torino? Pewnie. Wiedział, na co mnie stać i wystawiał mnie od pierwszej do ostatniej minuty meczu. Zawsze czułem się przy nim pewnie, bo wierzył we mnie i dawał mi dużo wskazówek, które traktowałem jako lekcje.
Dwa lata spędzone w Turynie można uważać za udane. Dlaczego latem zeszłego roku zdecydował się pan przeprowadzić do Empoli?
Torino nie przedstawiło mi kolejnych planów rozwoju w kierunku mojej osoby i pod koniec naszej współpracy nie czułem się tam dobrze, więc zdecydowałem się odejść. Miałem kilka opcji, ale po rozmowach z moim menedżerem podjąłem decyzję o przejściu do Empoli, bo wiedziałem o tym, że tu dużo działają na rzecz młodzieży. Czuję się tutaj szczęśliwszy niż w Torino, na boisku i poza nim. Bariera językowa została w stu procentach pokonana. Na samym początku dużo pomógł mi mój kolega z zespołu Primavery Iwo Kaczmarski oraz inni Polacy grający w pierwszym zespole, czyli Sebastian Walukiewicz, Bartosz Bereszyński i teraz Szymon Żurkowski. Od kilku miesięcy trenuję z nimi i gram regularnie w Primaverze, której trenerem jest Alessandro Birindelli. On też był super prawym obrońcą. Wiem, że jeżeli coś mogę poprawić, to właśnie z osobami, które mają takie doświadczenie.
Wcześniej odniósł się pan do taktyki – można powiedzieć, że lubi pan ten element piłki?
Tak. Ktoś może powiedzieć, że to jest nudne, bo tu we Włoszech siedzimy przez dwie godziny, żeby pogłębiać tematy związane z taktyką, ale koniec końców strategia odgrywa ważną rolę i przy takich analizach zawsze można zobaczyć swoją grę i dojść do wniosku, jak można ją poprawić. W moim przykładzie odnoszę się do ruchów bez piłki, ale też do tego, kiedy mam ją przy nodze. Dla mnie, jako dla bocznego obrońcy lub wahadłowego, te rzeczy bardzo się liczą i wiem, że pracując nad tym, mogę być skuteczniejszy w różnych elementach gry.
Czy Bereszyński, będąc również bocznym obrońcą, jest dla pana wzorem do naśladowania?
Marzę o tym i jednocześnie bardzo mocno trenuję, żeby zrobić karierę taką jak on. Mogę się od niego dużo nauczyć i niesamowite jest to, że kiedyś oglądałem go w telewizji za dzieciaka, a teraz z nim trenuję. Oprócz Bereszyńskiego dostaję również wskazówki od Walukiewicza oraz Żurkowskiego – oni pomogli mi wejść pewnie do pierwszej drużyny. W najbliższym czasie chciałbym trenować coraz więcej z jedynką i pokazać, że jestem w stanie wejść na ten poziom na stałe. Co do debiutu w Serie A, czekam na swoją szansę, ale dopóki jej nie dostanę, będę trenował i dużo pracował, żeby być gotowym, kiedy ten dzień już nadejdzie.