BRYLANT I ZARAZE M PROBLEM
W Polsce nikt nie wydaje więcej na wychowywanie talentów niż Legia. Roczny budżet jej akademii to 15 mln zł. I tych zawodników widać. Problem Legii polega na tym, że nie u niej. W 6. części cyklu „Legia w czyśćcu” przyglądamy się polityce klubu względem szkolenia i wprowadzania młodzieży.
Legijna Alma Mater jest efektowna, ośrodek Legia Training Center na światowym poziomie, a wewnątrz brakuje tylko złotych klamek. Mimo takich warunków i inwestycji wychowankowie nie wchodzą do pierwszego zespołu. Czy wina jest w ich niewystarczających umiejętnościach czy w braku pomysłu i cierpliwości, jak to zrobić w klubie, w którym drugie miejsce traktowane jest jak porażka? A może rację ma Aleksandar Vuković, były trener Legii, który doskonale zna klimat warszawskiego klubu? – Kilka lat temu na kursie trenerskim powiedziałem, że największą korzyść z Akademii Legii będą miały pozostałe kluby w Polsce. To oczywistość i nie wiem, dlaczego ktoś nie może się z tym pogodzić – dziwi się Vuković. – W Legii uda się tylko jednostkom. Bez znaczenia, kto jest jej trenerem, a kto dyrektorem. Dlatego nie wolno wykorzystywać tego populistycznie, że w Legii nie umieją wprowadzać młodych.
Jednostki, o których mówi Vuković, dawno już opuściły mury legijnej szkoły. Przed ostatnim zgrupowaniem reprezentacji Polski trzech z nich odebrało wezwanie od Michała Probierza: Mateusz Wieteska, Patryk Peda i Sebastian Szymański. Na wcześniejszych zjazdach kadry widywani byli Radosław Majecki, Sebastian Walukiewicz czy Michał Karbownik, którzy też zakuwali w Akademii Legii.
Tylko to już przeszłość. W klubie muszą coś zmienić, jeżeli rzeczywiście chcą, by wychowankowie odgrywali w zespole Kosty Runjaicia istotne role. Jacek Zieliński już na wstępie zaznacza, że nie ma celu, by masowo wprowadzać piłkarzy do pierwszej drużyny. – Jeśli z jednego rocznika uda się wprowadzić dwóch zawodników: świetnie. Jednego? Bardzo dobrze. Rolą akademii jest też wychowywać, by opuszczający ją piłkarze mieli spore gwarancje zostać profesjonalistami – przedstawia koncepcję dyrektor sportowy Legii. Od lipca 2022 roku dyrektorem akademii jest Marek Śledź, wcześniej odpowiadający za rozwój talentów w Lechu i Rakowie. To trzeci rektor legijnego uniwersytetu w ciągu siedmiu lat samodzielnych rządów Dariusza Mioduskiego jako właściciela klubu. A mówimy o jednym z jego filarów, gdzie ważne są takie elementy jak spójność, ciągłość, cierpliwość. W Akademii Legii jedyne, co było stałe, to zmiana. A może – to jeden z radykalniejszych pomysłów, jakie usłyszałem w trakcie rozmów o przyszłości stołecznej akademii – Legia powinna przyznać sama przed sobą, że nie jest w stanie regularnie wprowadzać wychowanków do pierwszego zespołu. I co wtedy?
– Mogłaby kupić klub w I lidze i tam podłączyć akademię. Musiałaby tylko przestawić linię produkcyjną, przemodelować podejście. Wówczas po prostu przestaniemy łudzić się, że wprowadzanie młodzieży jest ważne, nie łączymy wychowanków Legii z jej pierwszym zespołem. Nie udajemy, że potrafią tam tak ułożyć klocki, by o nich zadbać i rozwinąć. Oczywiście jeśli zechcieliby kogoś z tego klubu w I lidze, to mieliby pierwszeństwo. Biorą, ogrywają i sprzedają – słyszę radykalną na pierwszy rzut oka koncepcję. Diagnoza dotycząca Akademii Legii i jej młodzieży jest rozszerzona. Nie zamkniemy jej jedną tezą, która pozwoli nam znaleźć odpowiedzi na krążące pytania. To droga najeżona niuansami. Nie ma jednego środka, nikt w Książenicach nie naciśnie magicznego guzika, żeby wątpliwości zniknęły.
Temat Strzałka jak natrętna mucha
Choć jesienią 19-letni Igor Strzałek rzadko pokazywał się na boisku, to był piłkarzem Legii, o którym mówiło się dużo. Dyskusja dotyczyła właśnie tego, czy gra tyle, ile powinien. W sumie w rundzie wychowanek Legii uzbierał 123 minuty (zagrał w dziesięciu meczach). Jacek Zieliński żartuje, że temat tego zawodnika pojawił się w sierpniu i wrześniu, gdy rozpędzona warszawska drużyna wygrywała mecz za meczem. Zniknął, kiedy zaczęła przegrywać i skupiono się na kryzysie zespołu. Na przypadek Strzałka trzeba spojrzeć szerzej. Dla władz Legii ten temat mógł być jak natrętna, brzęcząca mucha, która wraca i nie daje spokoju. W tej dyskusji nie chodzi tylko o Strzałka. On był przyczynkiem do rozważań o pomyśle klubu na wychowanków. Papierkiem lakmusowym, który ma pokazać kolejnym talentom z warszawskiej akademii, czy Legia to dla nich dobre miejsce do rozwoju. Młodzież patrzyła na niego, jednego z najzdolniejszych wśród swoich i zastanawiała się: „Skoro nie gra Igor, którego talentem od lat zachwycano się w akademii, to czy będzie miejsce dla nas?”. Problem niegrającego Strzałka dotyczył samego zawodnika, ale stał się też problemem Legii. Wielopłaszczyznowym, bo dotykającym kolejnych nastolatków przyglądających się jego losom: Filipa Rejczyka, Jana Ziółkowskiego, Szymona Grączewskiego czy Jakuba Jędrasika. Legię wcześniej opuściło już kilku młodych zawodników. Kiedy jednak odchodzili Szymon Włodarczyk czy Ariel Mosór, to wśród tych, którzy zostawali, dominowało przeświadczenie, że może ci odchodzący powinni zostać, wykazać więcej cierpliwości. Teraz już takiej retoryki nie ma, brakuje do niej podstaw. Młodzi, jeżeli będą opuszczać Legię, to z czystym sumieniem. Co dziś może im zaoferować klub? Ławkę w pierwszej drużynie lub Iii-ligowe rezerwy, gdzie zresztą zaczęli dominować starsi i coraz trudniej o grę. Niepewność ze statusem Strzałka może też utrudniać pracę skautom Legii wyszukującym zawodników do akademii. O tych najzdolniejszych z różnych zakątków w Polsce trwa walka pomiędzy największymi w kraju, a wygrywa ten z najlepszymi argumentami. Legia ma markę, nowoczesny ośrodek treningowy, ale menedżerowie i rodzice zawodnika patrzą na to, jak często młodzi są obsadzani w przedstawieniach. Dostają jakieś role? Wpuszcza się ich na scenę? A może tylko obser
wują starszych aktorów z boku? To akurat zweryfikować najłatwiej. Legia ze swoimi priorytetami i ambicjami, a w Warszawie zawsze chcą przecież mistrzostwa, nie jest dziś ziemią obiecaną dla młodzieży.
W ostatniej rundzie trenerzy Legii mieli zastrzeżenia do Strzałka za zachowanie w meczach ze Śląskiem i Stalą, po których wicemistrzowie Polski stracili gole. Obrońcy Strzałka odbijali piłeczkę: bramka dla Stali, którą mu się przypisuje, o niczym nie decydowała. To gol na 0:3. Igor wszedł na 16 minut. Kiwał się, stracił piłkę, ale nie jako ostatni. Za nim byli obrońcy, mogli błąd naprawić. Legia przegrywała, więc ryzykował. Chciał zrobić coś więcej, by się pokazać. Wiedział, że ma mało czasu i musi robić większe rzeczy. Czy można publicznie krytykować za to młodego zawodnika, który wchodzi na tak krótko? (Zieliński w Meczykach: „Dał bramkę z Górnikiem, ale później straciliśmy dwa gole po jego stratach, które były kosztowne”). Wielu starszych zawodników, jak Marco Burch czy Rafał Augustyniak, też popełniało błędy, Legia traciła gole, ale ich nikt nie wołał do tablicy. Klub ze Strzałkiem mógł iść w drugą stronę: „Zostawmy go, mało gra i może mu brakować pewności siebie”.
Przemysław Małecki, asystent Runjaicia, przekonuje, że trenerzy Legii byli zadowoleni z jego gry w poprzedniej rundzie. – Słabszy miał ten poprzedni sezon. W tym zaczął dojrzewać, stał się bardziej regularny. Ale to wciąż było za mało. Weźmy pod uwagę, z kim on konkuruje. Josue, Ernest Muci, Marc Gual, Maciej Rosołek, do zdrowia wraca Bartek Kapustka. Igora próbowaliśmy czasami na innej pozycji, gdzie grali Bartek Slisz i Juergen Elitim – argumentuje.
Temu chłopakowi robi się więcej złego niż dobrego, kreując w ten sposób oczekiwania – akcentuje Dariusz Mioduski. – On swoje szanse dostanie. Tylko dziś priorytetem dla nas jest mistrzostwo Polski, puchary, a dla Igora regularna gra. To modelowa ścieżka rozwoju, którą przebyli m.in. Wieteska, Majecki i Tobiasz. Chłopcy muszą zrozumieć, że to korzystne dla ich rozwoju i kariery. Chciałbym zobaczyć młodych Polaków grających na Zachodzie, dlatego każdemu mówię: „Osiągnij w Legii maks i idź dalej”. Strzałek w styczniu skończył 20 lat, do czasu wypożyczenia do Stali uzbierał w pierwszym zespole Legii 26 meczów (557 minut). Jego statystyki: sezon 2021/22: 1 mecz, 3 minuty; 2022/23: 15 meczów, 431 minut; 2023/24: 10 meczów, 123 minuty
Nasłuchał się o cierpliwości
Strzałek do Akademii Legii trafił w 2017 roku z Pogoni Siedlce. Cztery i pół roku później jechał na obóz z pierwszą drużyną za kadencji Vukovicia. Był najmłodszy, we wcześniejszym sezonie zdążył rozegrać dwa mecze w rezerwach. A w zespole serbskiego szkoleniowca został. Vuković go budował, prosił o cierpliwość, a w końcówce ostatniego meczu sezonu z Cracovią pozwolił zadebiutować.
– Krytykowano mnie, że Igor powinien grać więcej. Minęły dwa lata i niewiele się zmieniło. Wprowadzanie młodzieży w takim klubie zawsze będzie trudne. O wiele więcej wychowanków Legii wejdzie do piłki w innych klubach, gdzie mogą zagrać kilka słabszych spotkań, popełnić kilka kosztownych błędów, zanim staną się wartościowymi piłkarzami. W Legii nie ma na to miejsca i zgody – tłumaczy Vuković z perspektywy trenera. Perspektywa zawodnika jest taka, że o cierpliwości mógł słuchać przez pół roku. Rok. Po dwóch latach to już przestaje działać.
W kolejnym sezonie (2022/23), tym razem w drugiej drużynie, Strzałek prezentował się słabiej. Nie był bez winy. Potrzebował spokoju, stabilizacji. Ona przyszła wiosną już u Runjaicia. Mógł być zadowolony – wszedł w trudnych meczach z Widzewem, Lechem czy Pogonią.
Za to od początku obecnego sezonu głównie już tylko przyglądał się kolegom z ławki. Nie pomogło mu, że ominął przygotowania z drużyną. Ale miał obowiązki, z reprezentacją Polski do lat 19 grał w mistrzostwach Europy. Nasi piłkarze pożegnali się z turniejem po trzech meczach, a Strzałek z dwoma golami był najlepszym strzelcem biało-czerwonych nadziei.
Agenci zdumieni słowami dyrektora
W nowej Legii, tej już przetrąconej kryzysem z jesieni 2021 roku, doszli do wniosku, że muszą zmienić komunikację. Stali się bardziej otwarci, bardziej ochoczo współpracują z dziennikarzami. No i – to już zasada z polityki – w razie kłopotliwego tematu narzucając narrację. Jest coś, co interesuje kibiców? Nie wsadzamy głowy do piasku, tylko wychodzimy do nich, tłumaczymy, przedstawiamy naszą perspektywę. W Legii doskonale wiedzieli, że jednym z gorących tematów, który rozgrzewa internet, jest Strzałek i przesiadywanie przez niego na ławce. Kosta Runjaić, jego asystent Alex Trukan i Zieliński spotkali się nieoficjalnie z kilkoma dziennikarzami, którzy na co dzień opisują Legię lub są w dobrych relacjach z jej władzami. W takich pogaduchach nie ma nic dziwnego, tutaj jednak dwie trzecie spotkania poświęcono Strzałkowi. Omawiano jego sytuację, pokazywano pomysł na niego, wyciągano błędy. W wywiadzie dla Meczyków z tym medialnym tematem zmierzył się Zieliński. O Strzałku mówił długo, dosadnie, odnosząc się również do obozu piłkarza. Choćby słowami: „Tyle, ile on (Strzałek) nasłucha się od osób z jego otoczenia, którzy klepią go po plecach i mówią, jaki to on jest krzywdzony. Te osoby chyba nawet nie zdają sobie sprawy, że robią mu ogromną krzywdę. Że tak naprawdę wprowadzają go w taki nastrój, że on na treningu jednym czy drugim wygląda zdecydowanie gorzej, bo jest sfrustrowany, niezadowolony (…). To wynika z presji otoczenia. Tam każdy przebiera nogami, żeby zrobić transfer, zarobić, a później niech się dzieje, co chce”. W agencji reprezentującej piłkarza wywiad w Meczykach odebrali ze zdumieniem, że oni mieli być pazerni i łasi na pieniądze, piłkarz sfrustrowany, a klub bez winy. Menedżerowie zapewniali, że o finanse – piłkarza i ich – z klubem się nie spierali i w tym elemencie porozumienie osiągnięto szybko. Zarówno przy negocjacjach warunków kontraktu, jak i bonusów po ewentualnym transferze. Najwięcej czasu poświęcono na rozmowy dotyczące kwestii zabezpieczenia rozwoju sportowego 19-latka, którego pozostanie w Warszawie miało wyhamować, przynajmniej w teorii, odejścia wychowanków z akademii. Przypomnieli, że w lutym 2023 roku przedłużono kontrakt na podstawie jasno sformułowanych i przedstawionych zapewnień Legii dotyczących pomysłu na rozwój kariery Strzałka. Publicznej kontry do słów dyrektora jednak nie było. Menedżerowie nie chcieli reagować w mediach, bo uznali, że eskalacja nie pomoże ich zawodnikowi. Kolejny fragment wypowiedzi Zielińskiego: „Faktycznie teraz z młodzieżowców promujemy Tobiasza. Nie uważam, aby młody zawodnik jak Strzałek był na poziomie zawodnika, którego zmienia lub nawet na poziomie pierwszego zmiennika. Młodzi chłopcy potrzebują zaufania, ale oczekujemy, że oni też będą coś dostarczać”.
Strzałek tego zaufania dostał niewiele, zwłaszcza w kontekście zapewnień przy przedłużeniu kontraktu. Z Górnikiem Zabrze wszedł jako rezerwowy, a w doliczonym czasie strzelił zwycięskiego gola. Co było dalej? W czterech kolejnych spotkaniach nie zagrał. Albo wyjazdowe spotkanie w 1/16 finału Pucharu Polski z GKS Tychy. Strzałek zaczyna tam, gdzie jesienią przebywał najczęściej. Do przerwy goście prowadzą 3:0, wydaje się, że nie ma lepszego momentu, by sprawdzić młokosa w drugich 45 minutach. Kosta Runjaić decyduje inaczej. Z ławki po kolei wchodzą: Muci, Pekhart, Elitim, Rosołek. I dopiero jako ostatni, na trzy minuty, Strzałek.
W Legii są przekonani, że szum wokół Strzałka mógł mu zaszkodzić. Trenerzy chcą być niezależni, a Runjaić już szczególnie. Nikt ze szkoleniowców nie lubi pokazywać, że się ugina, gdy inni mu coś dyktują. Strzałek nie grał, bo taka była decyzja trenera. Koniec, kropka. Strzałek sam powinien wcześniej pomyśleć o wypożyczeniu. W przerwie letniej nie nalegał na odejście, bo Legia grała w europejskich pucharach, więc gwarantowało to mecze co trzy dni. Dla niego miała to być okazja do występów w Ekstraklasie. Cel był jasny: zagrać więcej minut niż wiosną i jeszcze bardziej wzmocnić swoją pozycję w zespole Runjaicia. Wypożyczony mógł być pół roku wcześniej – zimą 2023 roku. Temat I-ligowego Zagłębia Sosnowiec pojawił się jako jeden z kilku wariantów w rozmowach dotyczących przedłużenia kontraktu z Legią, ale nie podjęła go strona reprezentująca Strzałka. Piłkarz za cel postawił sobie przebicie się w Legii. Jeśli nie udałoby mu się, to w dalszej perspektywie było wypożyczenie, ale do Ekstraklasy. Ten plan wprowadzono rok później, gdy Strzałek przeniósł się do Stali Mielec. Wszystkim powinno to wyjść na dobre. Teraz do składu Legii próbuje przedostać się kolejny z młokosów – Filip Rejczyk.
Włodarczyk nie musiał
Strzałek wciąż jest piłkarzem Legii, za to od półtora roku nie ma w niej innego wychowanka, Szymona Włodarczyka. Po wygaśnięciu kontraktu odszedł do Górnika Zabrze, a po jednym sezonie spędzonym na Śląsku przeniósł się za 2,2 mln euro plus bonusy do Sturmu Graz. „Albo »Włodar« coś pokaże, albo będzie po »Włodarze«” – lubił żartować ojciec Szymona, Piotr, gdy sam grał jeszcze w Legii. Problem z jego synem był taki, że nie miał wielu okazji, by coś pokazać. Włodarczyk junior wcale nie musiał odchodzić, lecz klub w czerwcu 2022 roku miał skąpe argumenty, by go zatrzymać, gdy kończyła się jego umowa. Legia mogła zabezpieczyć się wcześniej. Warunkiem było rozegranie odpowiedniej liczby minut, co zapisano w kontrakcie. I tych minut zabrakło. Według nieoficjalnej wersji około 200 minut Włodarczyka więcej na boisku i kontrakt przedłużyłby się automatycznie.
Z jednej strony stołeczny klub starał się wykaraskać z tarapatów w jednym z najgorszych sezonów w swojej historii i rzucał wszystko, co najlepsze, do ratowania gry w Ekstraklasie. Z drugiej, kiedy już nawet Legia zapewniła sobie utrzymanie, nadal nie pokazywała Włodarczyka. Trenerem był Vuković i spekulowano, że specjalnie trzyma nastolatka na ławce, by zrobić na złość dyrektorowi Zielińskiemu, gdy stało się jasne, że to nie serbski szkoleniowiec poprowadzi zespół w nowym sezonie. Ojciec młodego „Włodara” grał z Vukoviciem w jednej drużynie, a dziś jako skaut wyszukuje dla klubu talenty. Tamtej sytuacji komentować nie chce, ale słyszę od innych, że był rozczarowany zachowaniem trenera, którego zna od ponad 20 lat. Uważał, że kosztem jego syna prowadził wojenkę z Zielińskim.
Serb odpowiada: – Jako trener Legii miałem kilka absurdalnych zarzutów, od odstawienia Carlitosa poprzez ustawianie Michała Karbownika na lewej obronie. Ten z Szymonem jest w czołówce tych największych absurdów – obrusza się Vuković. Przypomina, że za jego kadencji Legia dwukrotnie wygrała Pro Junior System, klasyfikację, gdzie premiuje się za wystawianie młodzieży. Odpada więc zarzut, że jako trener ma obawy przed zaufaniem młodym zawodnikom. – Jeżeli Szymon potwierdzi, że z Legii odszedł przeze mnie, to jestem w stanie go przeprosić – deklaruje obecny szkoleniowiec Piasta. – Tylko nie wydaje mi się, aby tak było. Do Górnika odszedł w momencie, gdy wiedział, kto będzie nowym trenerem Legii. Po drugie w Zabrzu nie miał do wypełnienia żadnego limitu minutowego, a zgodził się podpisać kontrakt. Po trzecie utrzymanie zapewniliśmy sobie trzy kolejki przed końcem. Kiedy miałby wypełnić limit? Mówimy o zawodniku, który przegrywał rywalizację. Zresztą sądzę, że wtedy miał już podpisaną umowę z Górnikiem. Dla mnie najistotniejsze jest to, że wybrał dobrze. Uznał, że niezależnie od tego, kto będzie trenerem w Legii, on odchodzi – argumentuje Vuković.
Gdy stało się jasne, że Włodarczykowi kończy się kontrakt, w kolejce po niego ustawiło się kilka ekstraklasowych klubów. Był wśród nich Raków, ale wiadomo, jak to z tymi młodzieżowcami w Częstochowie jest. A Włodarczyka interesowała przede wszystkim możliwość grania, to było decydujące kryterium. Gdyby były nim pieniądze, zostałby w Legii. Warszawianie oferowali wyższy kontrakt niż Górnik, gdzie ostatecznie trafił. Zielińskiemu zależało, by go zatrzymać, ale nie miał argumentów. Zapewniał, że w nowym sezonie dostanie więcej szans. I pewnie gdyby został, rzeczywiście na początku grałby więcej, bo w ataku Legia miała jedynie Ernesta Muciego i Macieja Rosołka. Carlitos przyszedł po 5. kolejce. Tylko Włodarczyk już nikomu w klubie nie wierzył. Chciał grać. Nawet gdyby nie wypełnił minutowego limitu w Legii, ale wchodziłby na boisko, mógłby rozważyć pozostanie. Z poziomu ławki rezerwowych było to niemożliwe. Rozterkom syna przyglądał się ojciec i nawet jeśli na początku podświadomie mógł ukierunkowywać go na pozostanie w Legii, to szybko zrozumiał, że w takiej sytuacji nie ma na to szans. W Ekstraklasie mógł grać więcej już rok wcześniej, mocno zabiegał o niego dyrektor sportowy Górnika Artur Płatek, ale Legia nie zgodziła się na transfer. Przez kolejny rok pokazała, że nie ma pomysłu na tego zawodnika – więcej minut zagrał w Iii-ligowych rezerwach (1184) niż w pierwszym zespole (248). Włodarczyk dołączył do innych młodych, którzy odeszli z Legii i nie żałują: Patryka Pedy, Sebastiana Walukiewicza, Mateusza Praszelika, Łukasza Łakomego i Ariela Mosóra.