Czekając na przełom
Michał Chmielewski i sztafeta mieszana 4×100 m st. zm. tuż za podium MŚ. Wcześniej odpadł nasz kandydat do złota.
Mistrzostwa świata w Dosze układają się na razie dla nas w sposób najgorszy z możliwych. Nasi kandydaci do medali albo niespodziewanie przepadają we wczesnych fazach rywalizacji (Ksawery Masiuk na setkę grzbietem), albo popełniają kosztowne błędy (Krzysztof Chmielewski na 200 m delfinem), albo po prostu ocierają się o medale, które na pewno były w ich zasięgu. Wyniki dwóch finałów bolą szczególnie: 200 m st. motylkowym panów i sztafety mieszanej 4×100 m st. zmiennym. W obu nasi reprezentanci zajmowali czwarte pozycje.
Złoto było w zasięgu
– Michał jest w dobrej formie i mamy nadzieję, że spełni swoje i nasze marzenia. Na pewno powalczy o medal – przekonywał po półfinałach na 200 m delfinem główny trener polskiej kadry Paweł Wołkow. Chmielewski rzeczywiście powalczył, ale do podium ostatecznie zabrakło. Dokładnie 0.2 s.
19-latek do decydującego wyścigu awansował z trzecim rezultatem, a w nim pokazał się z jeszcze lepszej strony. Postęp był, choć minimalny (uzyskał czas 1:55.36, czyli o 0.02 s szybciej niż w półfinale), jednak wystarczyło to tylko – albo aż – do zajęcia czwartego miejsca. Polak na pewno ma czego żałować, bo zgarnięcie medalu było możliwe. Gdyby popłynął na poziomie życiówki, cieszyłby się z brązu. – Tak naprawdę w moim zasięgu było nawet pierwsze miejsce. Czwarta pozycja jest niby najgorsza dla sportowca, ale to też bardzo blisko podium. Mistrzostwa świata w Dosze będę wspominał dobrze, bo od razu byłem w finale i wywalczyłem miejsce tuż za podium – przekonywał po finale Polak.
Pogrążył go VAR
W decydującym starciu nie musiał walczyć z głównym kandydatem do złota, a więc swoim bratem bliźniakiem Krzysztofem. Ten swój dramat przeżył w półfinałach. Był w nich najszybszy w całej stawce, ale został zdyskwalifikowany. Tuż po jego wyścigu długo nie wyświetlały się oficjalne wyniki, a kiedy pojawiła się informacja, że sędziowie, przy pomocy znanego z piłki nożnej systemu VAR, jeszcze raz dokładnie analizują przebieg całej rywalizacji, było wiadomo, że może wydarzyć się coś niedobrego.
– Była chwila ciszy, czekaliśmy na rezultaty, nie wiedzieliśmy za bardzo, o co chodzi – mówił Wołkow. No i niestety padło na Chmielewskiego. Polak popełnił błąd przy drugim nawrocie, dotknął ściany jedną ręką, co w stylu motylkowym jest niedozwolone. I ta pomyłka kosztowała go medal MŚ, a teraz możemy zaryzykować stwierdzenie, że nawet złoty. Sztab naszej reprezentacji nie składał protestu, bo sytuacja była jasna. Z braćmi Chmielewskimi możemy jednak mimo wszystko wiązać duże nadzieje. Mimo młodego wieku już mogą się pochwalić sporymi sukcesami, obaj mają już także minima na igrzyska olimpijskie. W Paryżu bez wątpienia będzie ich stać na dokonanie czegoś wielkiego.
Postawiliśmy na gwiazdy
Sensację już w Dosze mogła sprawić za to nasza sztafeta mieszana 4×100 m st. zmiennym. Reprezentanci Polski w eliminacjach zajęli piąte miejsce (przy okazji zapewnili sobie też przepustkę na igrzyska w tej konkurencji) i choć różnice między poszczególnymi ekipami nie były znaczące, to mimo wszystko trudno było się spodziewać, że naszych pływaków będzie stać na to, by aż tak poważnie namieszać w decydującej rywalizacji. Aspiracje Polaków musiały być jednak duże, bo doszło do dwóch zmian w składzie. I to znaczących. W porównaniu z eliminacjami Adriana Jaśkiewicza zastąpił Jakub Majerski, a za Kornelię Fiedkiewicz wystartowała Katarzyna Wasick. A skoro do walki zaangażowano czołową sprinterkę świata, to znaczyło, że Biało-czerwoni rzucili na finał wszystko, co mieli najlepszego. Walka o czołowe lokaty była pewna, ale medal? Do niego już trochę zabrakło (dokładnie 0.95 s).
W oczy rzuca się przede wszystkim postawa Wasick, która uzyskała czas aż o pół sekundy gorszy niż na inaugurację MŚ, kiedy rozpoczynając sztafetę 4×100 m st. dowolnym, pobiła indywidualnie rekord Polski (54.12). A trzeba pamiętać, że start z lotnej zmiany to zysk ok. 0.4–0.5 s. Jeśli dołożymy do tego Masiuka, który w porównaniu z eliminacjami był wolniejszy o 0.3 s, to wyjdzie nam, że pokonanie trzecich na mecie Brytyjczyków i brązowe medale były jak najbardziej w zasięgu Biało-czerwonych.
Dla Polaków byłby to absolutnie wyjątkowy sukces – jeszcze nigdy w historii MŚ nasza sztafeta nie znalazła się na podium tej imprezy. A w tym miejscu należy przypomnieć, że w Katarze już raz było blisko. Pierwszego dnia rywalizacji nasze panie w wyścigu na 4×100 m st. dowolnym znalazły się tuż za podium. Teraz ten wynik został powtórzony.
Czekamy do końca
Przed nami wciąż jednak kilka szans na to, by z Kataru nie wrócić z pustymi rękami. Przede wszystkim będziemy patrzeć na Wasick i Masiuka, którzy będą się liczyć w finałach konkurencji sprinterskich (odpowiednio 50 m kraulem i 50 m grzbietem). Życzylibyśmy sobie, żeby doszło do powtórki scenariusza z MŚ 2022 – wtedy też czekaliśmy na jakikolwiek medal do ostatniego dnia imprezy i za sprawą tego duetu pojawiły się powody do radości.
Takie, mimo braku medalu, ma na pewno już Adela Piskorska, która finał 50 m grzbietem (pierwszy w karierze) skończyła na szóstym miejscu.