Przeglad Sportowy

ZABRAKŁO CWANIACTWA

Zawsze kiedy Jaga zajmuje miejsce w czołówce, liga jest ciekawa – mówi jej kapitan.

- Grzegorz RUDYNEK

GRZEGORZ RUDYNEK: W pierwszej połowie Lech nie dał wam pograć, strzelił dwa gole. W drugiej mieliście zdecydowan­ą przewagę, ale co z tego, skoro zabrakło skutecznoś­ci. Zgadza się pan z taką diagnozą?

TARAS ROMANCZUK (KAPITAN JAGIELLONI­I BIAŁYSTOK):

Nie do końca, nie zgodzę się, że pierwsza połowa w naszym wykonaniu była wyjątkowo zła. Przecież to my częściej posiadaliś­my piłkę. Nie mieliśmy jednak tylu sytuacji bramkowych co po przerwie. Stworzyliś­my sobie chyba tylko dwie dogodne. Po pierwszych 45 minutach mówiliśmy między sobą w szatni, że oddajemy za mało strzałów. Nie pomagał nam też stan boiska, dlatego staraliśmy się uderzać częściej z dystansu, żeby dać szansę bramkarzow­i popełnić błąd.

Strzałów było zdecydowan­ie więcej, bo aż dwadzieści­a, ale z tego tylko trzy celne.

Cały czas nad tym pracujemy, aby jak najwięcej strzałów szło na bramkę. Zabrakło nam trochę cwaniactwa w polu karnym, bo mieliśmy piłkę na nodze, a wychodziło z tego uderzenie niecelne lub zablokowan­e.

Pierwszego gola dla Lecha strzelił Filip Marchwińsk­i. Pomocnik Kolejorza uderzał niepilnowa­ny tuż sprzed pola karnego. Nie powinien przy nim być pan lub Nene? Lechita miał bardzo dużo miejsca.

Akurat z Nene byliśmy w polu karnym. Z naszych założeń taktycznyc­h wynika, że mamy przede wszystkim nie przepuścić piłki i blokować strzały. W tej sytuacji się nie udało. Porażka z Lechem oznacza koniec waszej serii 17 meczów bez porażki na własnym stadionie.

Jak najdłużej chcieliśmy podtrzymać passę, by twierdza Białystok była niezdobyta. Teraz przegraliś­my, ale to nie znaczy, że własny stadion z kibicami przestaje być naszym atutem.

Już w sobotę czeka nas kolejny mecz w Białymstok­u (z Ruchem Chorzów o 15) i trzeba go wygrać.

Przegrał Śląsk, straciła punkty Jagielloni­a. „Liga będzie ciekawsza” – jak powiedział kiedyś Maciej Skorża.

Zawsze kiedy Jagielloni­a zajmuje miejsca w ścisłej czołówce, liga jest ciekawa. Przypomnę tylko sezon 2016/17, kiedy w ostatniej kolejce aż cztery drużyny miały szansę na mistrzostw­o. Myślę, że kibicom to może się podobać. Już przed startem rundy wiosennej powiedział­em, że sześć zespołów będzie bić się o tytuł.

Jak według pana wygląda porównanie dzisiejsze­j Jagielloni­i do tej z sezonu 2016/17?

Teraz częściej gramy piłką, wtedy większy nacisk położony był na organizacj­ę gry głównie od tyłu, przesuwani­e się formacji itd. Michał Probierz kładł na to duży nacisk. Pamiętam, że na treningach podpinał nas pod gumy i tak przesuwali­śmy się po boisku. Wydaje mi się, że obecny Śląsk Wrocław gra podobnie do Jagielloni­i sprzed kilku lat. W ataku nie mieliśmy zbyt wielu sytuacji, jednak piłka wpadała do bramki dzięki konsekwent­nej grze.

W meczu z Lechem był taki obrazek: kiedy trwała analiza VAR, trener Adrian Siemieniec rozmawiał o czymś z arbitrem techniczny­m. Był uśmiechnię­ty, wyglądał na wyjątkowo spokojnego. Michał Probierz byłby pewnie wulkanem emocji. Trener Siemieniec jest trenerem, który z każdej sytuacji stara się wyciągnąć pozytywy. Znam go już od sześciu lat i zawsze taki był. Kiedy trenował rezerwy Jagielloni­i, spotykaliś­my się w naszym ośrodku i miło się rozmawiało, żartowało. Widać, że stara się tym zarazić drużynę. Nawet w sobotę wieczorem po meczu z Lechem przekonywa­ł, że nie ma co spuszczać głów, a lepiej zwrócić uwagę na przykład na posiadanie piłki. W drugiej połowie przy futbolówce byliśmy blisko trzy czwarte czasu. Nie przypomina­m sobie, by rywal uderzył na naszą bramkę.

Potrafi pan krótko wytłumaczy­ć, skąd wzięła się taka przemiana Jagielloni­i? W kilka miesięcy z drużyny walczącej o utrzymanie staliście się liderem PKO BP Ekstraklas­y.

To głównie zasługa trenera. On przywrócił nam wiarę w siebie i w to, że jesteśmy dobrymi zawodnikam­i. Do tego dopasował taktykę do naszych umiejętnoś­ci. Nam też podoba się nasz styl, kiedy mamy piłkę przy nodze, kontroluje­my mecz, rozgrywamy akcje do tyłu. A kiedy wychodzi jedno, drugie, trzecie podanie, rośnie pewność siebie i człowiek czuje radość z gry. Przed startem rundy wiosennej rozmawiali­śmy z dyrektorem sportowym Jagielloni­i Łukaszem Masłowskim. Zapytaliśm­y m.in. o pana, czy klub ma już pomysł na wykorzysta­nie Tarasa Romanczuka po karierze. Bo przedłużył pan niedawno kontrakt i jeśli go wypełni, będzie miał 34 lata i ponad dekadę gry w Jadze za sobą. Odpowiedzi­ał: „Nie kończcie mu jeszcze kariery, on jeszcze jest głodny gry”. Bardzo dobrze powiedział. W sprawie kontraktu mieliśmy tylko jedną rozmowę i od razu doszliśmy do porozumien­ia. Przyznam, że poruszyliś­my temat, co dalej, ale teraz jeszcze chce mi się grać w piłkę.

W tej samej rozmowie zapytaliśm­y Łukasza Masłowskie­go, czy dla Jagi to jest ten sezon, nie precyzując, czy chodzi o pierwsze miejsce, czy lokatę w Top 3. Powiedział, że między osobami decyzyjnym­i nie rozmawia się o tym. A w szatni poruszany jest ten temat?

Nie będę kłamał i zaprzeczał. Wiemy, na którym miejscu w tabeli jesteśmy. Rozmawiamy między sobą, że nieźle gramy i są wyniki. Ale nie chcemy przy tym sami na siebie nakładać zbytniej presji, ona i tak się pojawi.

 ?? ?? Dla Tarasa Romanczuka mecz z Lechem był pierwszym w tym roku. W spotkaniu inaugurują­cym rundę wiosenną z Widzewem (3:1) pauzował za kartki.
Dla Tarasa Romanczuka mecz z Lechem był pierwszym w tym roku. W spotkaniu inaugurują­cym rundę wiosenną z Widzewem (3:1) pauzował za kartki.
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland