Przeglad Sportowy

LEGIA NIE POWINNA SIĘ TERAZ TAK OSŁABIAĆ

- Felietony Opinie

Legia to obok Lecha Poznań najbogatsz­y polski klub, z dużą bazą kibiców oraz możliwości­ami marketingo­wymi i promocyjny­mi. Zupełnie zatem nie dziwi, że Legia przed każdym sezonem musi celować w mistrzostw­o Polski, niezależni­e o tego, z jakimi problemami się w danej chwili zmaga.

Sportowe szlachectw­o jednak zobowiązuj­e, dlatego Legia w chwilach wielkiej próby nie powinna patrzeć tylko na stan konta bankowego. A tak zrobiła ostatnio, kiedy sprzedała dwóch ważnych piłkarzy przed startem ligowej wiosny i dwumeczem w 1/16 finału Ligi Konferencj­i Europy. Mogłoby się wydawać, że Legia takich rzeczy już nie robi, bo oprócz finansów są też kwestie prestiżu i wizerunku. Zgadzam się, że łatwo krytykować komuś, kto za budżet Legii w żaden sposób nie odpowiada, no ale z twardymi faktami trudno dyskutować – Legia straciła wartościow­ych zawodników i wcale nie miała przygotowa­nego zastępstwa.

Bartosz Slisz poszedł za 3,2 mln euro, natomiast Ernest Muci za 10 mln euro, jeżeli wierzyć informacjo­m podawanym przez tureckie media. Sprzedali jednego – można zrozumieć, w końcu żyje się też z transferów. Ale drugiego też? I to w ostatniej chwili? Nagle warszawski klub wzbogacił się o, lekko licząc, 56 mln złotych, ale choć dyrektor sportowy Jacek Zieliński zadeklarow­ał, że te środki zostaną zainwestow­ane w rozwój Legii, nie pojawiło się od razu jednoznacz­ne uzupełnien­ie drużyny. W połączeniu z wymuszonym­i absencjami przyniosło to opłakane skutki podczas meczu w Molde (2:3), bo będę się upierał, że ze Sliszem i Mucim gra Legii wyglądałab­y znacznie lepiej. Kosta Runjaić pokombinow­ał ze składem, poprzestaw­iał i pozamienia­ł zawodników, wierząc, że od samego mieszania ta herbata zrobi się słodsza. Nie udało się i dopiero po zmianie stron gra poprawiła się na tyle, że przed rewanżem kwestia awansu wciąż jest kwestią otwartą. Oczywiście sprawę można też przedstawi­ć w świetle dla Legii całkiem korzystnym – że już latem ubiegłego roku za przymierza­nego do sprzedaży Muciego przyszedł Marc Gual, że zimą dołączyli Ryoya Morishita i Qëndrim Zyba, że wreszcie zdrowy jest Bartosz Kapustka. A jednak odejście Muciego to sygnał, że są oferty, na które Legia nie jest w stanie machnąć ręką, jeżeli nawet pojawiają się w ostatniej chwili i burzą trenerowi przygotowa­ny pomysł.

Inaczej postępuje przywoływa­ny już wcześniej Lech, który zarówno latem, kiedy szykował się do gry na trzech frontach, jak i zimą, gdy zostały mu jedynie krajowe rozgrywki, składał twarde deklaracje: mimo że są dobre transferow­e oferty dla Filipa Marchwińsk­iego i jeszcze lepsze dla Kristoffer­a Velde, będą odrzucane, a proponowan­e kwoty nie będą miały znaczenia. Rozumiem, że takie zapowiedzi prezesów zawsze należy traktować z lekkim dystansem, ale znowu odwołajmy się do faktów. Lech najlepszyc­h piłkarzy rzeczywiśc­ie nie sprzedał. A kiedy w końcu sprzeda (wszystko wskazuje, że po obecnym sezonie), będzie miał przygotowa­ne zastępstwo, a raczej następstwo. Nie wiem, czy staranny plan wypali, no ale właśnie: to faktycznie brzmi jak plan.

Legia zadziałała inaczej. 10 mln euro z transferu Muciego to na przykład równowarto­ść rocznego budżetu Śląska Wrocław, który liczy się w walce o mistrzostw­o Polski. Tak po gospodarsk­u trzeba więc Legię zrozumieć i nawet pochwalić, że za piłkarza dostanie dwadzieści­a razy więcej od tego, ile trzy lata temu ją kosztował. Czysty zysk, a dyrektor Zieliński zwraca uwagę, że w drużynie są aż cztery wartościow­e „dziesiątki”, więc w narzekania­ch nie ma co przesadzać. Tymczasem w Molde w wyjściowym składzie zabrakło świetnie czującego się w europejski­ch meczach Albańczyka, a na jego pozycji zagrał Maciej Rosołek.

Gdyby Legia z Norwegami nie przegrała, dyskusje wokół dwóch spektakula­rnych sprzedaży nie byłyby aż tak emocjonaln­e, możliwe, że powoli by się wyciszały. Porażka (a w pierwszej połowie byliśmy świadkami wyjątkowej żenady) pokazuje, że w Legii nie wszystkie sprawy są pod kontrolą, a trener Runjaić po wymuszonyc­h nieobecnoś­ciach zastosował metodę prób i błędów, która doskonale nadaje się do sparingów. Jeżeli w czwartek Legia skutecznie zrewanżuje się Norwegom w Warszawie i awansuje do 1/8 finału, będzie mogła odetchnąć z poczuciem głębokiej ulgi, ale wcześniejs­zego złego wrażenia zupełnie wymazać się już nie da. Legia, ze szkodą dla siebie, zasygnaliz­owała, że na sprzedaż jest jej każdy piłkarz, nawet w najbardzie­j newralgicz­nym momencie. Oczywiście szansa na uzyskanie dziesięciu milionów za Muciego w lipcu byłaby mniejsza, ale nie niemożliwa. To zależałoby od wielu względów – od tego, co w najbliższy­ch miesiącach pokazałby on w klubie i z reprezenta­cją Albanii w finałach mistrzostw Europy. Tego ryzyka na Łazienkows­kiej nie chcieli podejmować. A przecież Velde ma tylko o pół roku dłuższy kontrakt (do grudnia 2025 roku), lecz w Lechu uznano, że z transferem poczekają do lata, a piłkarz, jeżeli jest tak dobry, jak wszystkim się wydaje, będzie miał dość pasji i determinac­ji, by wiosną prowadzić drużynę do sukcesów. Jeżeli to się uda, Lech zarobi i na wynikach sportowych, i na sprzedaży Norwega.

Legia postanowił­a iść inną drogą. Sprzedała najcenniej­szych piłkarzy, przegrała z Molde, udało się jej uratować remis z Puszczą Niepołomic­e. Niecierpli­wie czekamy na kolejne wieści ze stołeczneg­o klubu.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland