LECH JEST GŁODNY, WIĘC ATAKUJE
Kolejne ekstraklasowe spotkania udowodniły, że rozstrzygnięcia w rundzie wiosennej mogą być bardzo ciekawe. Walka o mistrzostwo Polski nie wchodzi jeszcze w decydującą fazę, ale generuje wielkie emocje. Zacznijmy od Białegostoku. Jagiellonia gra swoje i chyba tak pozostanie do końca sezonu. Nie będzie zmian w taktyce i przygotowaniach, tylko kontynuowana zostanie filozofia nakreślona przez trenera Adriana Siemieńca. Sobotnia rywalizacja z Lechem była podobna do tej z rundy jesiennej, gdy Kolejorz wygrywał 3:0, ale białostoczanie wyszli z opresji i zremisowali 3:3. Ale jest kilka różnic. Lech, przy całym ofensywnym potencjale, potrafi także dowieźć zwycięstwo. To była pięta achillesowa drużyny prowadzonej przez Johna van den Broma. To dopiero dwa mecze, ale widząc taką dyspozycję, poznańscy fani mogą śmiało przy obiedzie wrócić do spotkań za czasów Holendra i zauważyć różnicę. Lech wskoczył na właściwe tory i jest najbardziej głodny dogonienia Jagiellonii oraz Śląska. Nie przesądzałbym jednak, że jest drużyną, która zdemoluje ligę, choć dobry początek to świetne wiadomości dla trenera Mariusza Rumaka. Zaobserwowaliśmy odpowiednie ustawienie drużyny przez szkoleniowca, skuteczne reagowanie, wytłumaczenie błędów – rezultaty przychodzą ekspresowo. Duże gratulacje dla trenera i całej drużyny. Kibice otrzymali nadzieję, że ich zespół będzie walczył o mistrzostwo. Falstart zalicza Śląsk, ale zacznijmy od jego rywala, bo Stal Mielec zasługuje na kilka pochwalnych zdań. Mielczanie zwykle zbierają dużo punktów jesienią, zimą dochodzi do odejść kluczowych graczy (np. Saida Hamulicia) i wiosną po rozluźnieniu jest bitwa o utrzymanie. Ale obecnie sytuacja jest zgoła inna. Od samego początku trzeba było bardzo mocno zapracować na nieco spokoju i komfortu w tabeli. No i to się udaje. Mecz ze Śląskiem był tego potwierdzeniem, tym bardziej że w spotkaniu nie wystąpił Piotr Wlazło. Myślałem, że przez jego brak Stal będzie miała większe problemy, a okazało się, że Kamil Kiereś tak potrafi nakreślić taktykę, że braków nie widać. Bardzo dobrze zagrał Rafa Santos, świetny występ zanotował Koki Hinokio. Duże brawa! Wrocławianie z kolei tych stuprocentowych sytuacji właściwie nie mieli zbyt wiele. Jacek Magiera próbował czegoś innego, rotował składem i formacją, w pierwszej połowie z Erikiem Exposito na szpicy, w drugiej także z Patrykiem Klimalą. Śląsk szukał gola, ale bezskutecznie. Stal jest taką drużyną, że jeśli pozwolisz jej zrobić ci krzywdę na boisku, to ona naprawdę to zrobi. Wrocławianie nie potrafili odpowiedzieć, więc pojawił się problem. Jeśli Śląsk myśli o tym, żeby zagrać latem w europejskich pucharach, to trzeba zacząć punktować. Jacek Magiera musi więcej wymagać od swoich piłkarzy. Wiemy, że w Śląsku płace są na wysokim poziomie, kibice wracają na stadion, bo odżyły nadzieje. Pojawiła się jednak presja i jak widać, ona nie wszystkim we Wrocławiu służy.
Stal wróciła więc do Mielca z trzema punktami, by teraz zmierzyć się z Rakowem. Częstochowianie wyszli z opresji w starciu z Piastem, ale muszą pokazywać na boisku więcej. Zaraz pojawią się wymagania ze strony właściciela i kibiców. Przed rozpoczęciem rundy myślałem, że Raków jest w najlepszej sytuacji do zaatakowania liderów, a tu już w pierwszym występie od razu skucha. Gdy mówimy jednak o kadrze, stabilizacji i mentalności, Raków jest nadal najpoważniejszym kandydatem do zdobycia mistrzostwa Polski. To są jednak tylko i wyłącznie moje przemyślenia. Teraz na boisku jest inaczej. W starciu z Wartą Raków był po prostu słaby. Przeciwko Piastowi było zdecydowanie lepiej, ale są duże rezerwy. Raków będzie prezentować się dobrze, bo jest najbardziej stabilny i solidny, ma mocną kadrę. Za chwilę Ivi Lopez wróci do gry i znowu zespół będzie silniejszy.
Dla kibiców Ekstraklasy najważniejszą wiadomością jest fakt, że na górze tabeli jest bardzo emocjonująco – zdecydowanie bardziej niż na dole. Więcej jest pytań, kto zdobędzie tytuł, niż tych, kto z tej ligi spadnie.