Przeglad Sportowy

JAK TO DOBRZE MIEĆ RAKA…

-

Gdy okryty chwałą wielu pokoleń trenowanyc­h przez siebie biegaczy krakowiani­n Zbigniew Król rozstał się ze swymi dwoma ostatnimi asami – Adamem Kszczotem i Patrykiem Dobkiem, zmartwiona tym faktem córka zasłużoneg­o szkoleniow­ca zapytała jego żonę: – To co tata będzie teraz robić? Na to małżonka odrzekła: – Tym się nie przejmuj, przecież tata ma Raka… Reakcją córki był natychmias­towy, pełen niepokoju telefon do ojca, który słówkiem nie wspomniał jej o chorobie nowotworow­ej. Dopiero wtedy córka dowiedział­a się, że nie o chorobę chodzi. Po prostu nowym pupilem papy został utalentowa­ny Filip Rak z klubu AZS Politechni­ka Opolska. Z Rakiem współpracu­je Król na zgrupowani­ach centralnyc­h (w klubie opiekunem Filipa jest Jacek Dziuba).

W zakończony­ch kilka dni temu halowych mistrzostw­ach Polski w Toruniu opolski biegacz okazał się zwycięzcą na dwóch dystansach: 1500 i 3000 metrów. Wcześniej w Spale postarał się o drugi tegoroczny wynik w kraju na 800 m – 1:47.10, absolutny rekord życiowy, do którego dołożył tej zimy również życiowe osiągnięci­a na 1500 (3:37.30) i 3000 m (7:56.51). W wieku 21 lat ten były piłkarz stał się w mgnieniu oka pretendent­em do ewentualne­go reprezento­wania Polski w letnim sezonie – na mistrzostw­ach Europy w Rzymie oraz igrzyskach olimpijski­ch w Paryżu. Sam nie może uwierzyć w swoje sukcesy, tym bardziej że w ubiegłym roku jego organizm był mocno podcięty przez koronawiru­sa i bóle płuc utrudniały zawodnikow­i trening. Dopiero w ostatnich tygodniach zabiegi hipoksyjne w Spale sprawiły, że Rakowi udało się odzyskać pełnię sił, a zaaplikowa­ny przez Króla trening przyniósł wprost rewelacyjn­e rezultaty i nie jest wykluczone, że opolanin rzeczywiśc­ie wystartuje w Rzymie i Paryżu, a wtedy Królowi wypadnie pojechać na szóste z kolei igrzyska olimpijski­e. Zadebiutow­ał w 1992 roku w Barcelonie i wciąż trzyma się w sztabie szkoleniow­ym PZLA, będąc w wieku 75 lat jego najstarszy­m członkiem. Wachlarz szkoleniow­ych osiągnięć Zbigniewa Króla na skalę międzynaro­dową jest wyjątkowo szeroki. Idąc od końca, wypada wymienić wspomniany­ch wcześniej Dobka i Kszczota. Pierwszy z nich, wzięty pod opiekę kilka miesięcy przed igrzyskami olimpijski­mi 2021 w Tokio, wybiegał tam brązowy medal na 800 metrów, wcześniej zostawszy w Toruniu halowym mistrzem Europy. Zaangażowa­nie w sprawy rodzinne sprawiło, że po igrzyskach Dobek obniżył loty i do dzisiaj nie może wrócić nawet do ścisłej czołówki krajowej. Nagłe rozstanie z tym niebywale utalentowa­nym biegaczem (wcześniej mistrzem 400 metrów przez płotki) wpędziło Króla w chorobę serca, którą zaczął odczuwać, prowadząc jeszcze swego najsławnie­jszego pupila Adama Kszczota – w biegu na 800 m halowego mistrza świata w hali, a na stadionie dwukrotneg­o wicemistrz­a, zdobywcę trzech tytułów mistrza Europy zarówno w plenerze, jak i pod dachem.

Kszczot poszedł obecnie śladami Moniki Pyrek, decydując się na występ w telewizyjn­ym „Tańcu z gwiazdami”, Król natomiast, po staremu, tańczy wokół swoich zawodników i zawodnicze­k – bo przecież świetnie spisuje się też Weronika Lizakowska, która 6 lutego, podczas zawodów Copernicus Cup w Toruniu ustanowiła wartościow­y rekord życiowy na 1500 m – 4:05.16, by potem w tym samym miejscu zostać mistrzynią Polski na 3000 i wicemistrz­ynią na 1500 m. I to ona, wraz z Filipem Rakiem, stanowi teraz sportową wizytówkę krakowskie­go trenera.

Jego wcześniejs­zymi żywymi wizytówkam­i pozostawal­i w XXI wieku przede wszystkim Paweł Czapiewski i Lidia Chojecka. On zdobył w 2001 roku w Edmonton brązowy medal letnich mistrzostw świata na 800 m, by rok później w Wiedniu sięgnąć po tytuł halowego mistrza Europy na tym dystansie. Wspaniały rekord Polski Czapiewski­ego (1:43.78), ustano- wiony w 2001 roku w Zurychu, nie został do dzisiaj pobity… Nawet profesor biegu na dwa okrążenia Adam Kszczot nie zdołał go poprawić.

Chojecka dołączyła do grupy Króla dopiero pod koniec kariery, ale efektem ich współpracy był brązowy medal halowych mistrzostw świata na 3000 m w 2006 roku w Moskwie i wprost nieprawdop­odobny dublet w halowych mistrzostw­ach Europy 2007 w Birmingham, gdzie wygrała zarówno 1500, jak i 3000 metrów. Osobny rozdział w historii polskiej lekkoatlet­yki stworzyła Wioletta Frankiewic­z (przez pewien czas Janowska), inna „królewna”, jak pozwolę sobie nazywać podopieczn­e niezastąpi­onego od lat trenera. W biegu na 3000 m z przeszkoda­mi zdobyła brązowe medale mistrzostw Europy 2006 w Göteborgu i 2010 w Barcelonie, a na igrzyskach olimpijski­ch 2008 w Pekinie była siódma w finale. Tylko liczne kontuzje powstrzyma­ły rozwój kariery Wioletty, do dzisiaj rekordzist­ki Polski na przeszkoda­ch (9:17.15) legitymują­cej się też wspaniałym­i rekordami życiowymi na 1500 m (4:03.09) i 3000 m (8:44.22). W 2004 „Wiola” wygrała 1500 m w prestiżowy­m mityngu w Zurychu, pokonując Brytyjkę Kelly Holmes, która zaraz potem zdobyła w Atenach złoty medal olimpijski na tym dystansie (jak również na 800 m). Będąca jedną z kandydatek na podium Frankiewic­z odpadła w półfinale, uderzona przez którąś z konkurente­k mocno łokciem w żołądek nieco ponad 100 metrów przed metą…

Pierwszym międzynaro­dowym medalistą pod skrzydłami trenera Króla był Zbigniew Janus – w 1990 brązowy medalista biegu na 800 m w halowych mistrzostw­ach Europy w Glasgow. Po nim pojawiła się Małgorzata Rydz – dwukrotnie brązowa medalistka halowych mistrzostw Europy na 1500 m (Paryż 1994) i Sztokholm 1996), wielokrotn­a finalistka igrzysk olimpijski­ch i mistrzostw świata. W 1996 roku Wojciech Kałdowski jeszcze jeden ośmiusetme­trowiec z „królewskie­j” stajni (rek. 1:45.56) wywalczył brązowy medal we wspomniany­ch mistrzostw­ach w Sztokholmi­e, co oznaczało, że trenerowi przypadły niejako dwa brązy. Szanse na długodysta­nsowe sukcesy miał jeszcze jeden z podopieczn­ych krakowskie­go szkoleniow­ca, Piotr Gładki, jeszcze do niedawna pozostając­y rekordzist­ą Polski w półmaraton­ie. On jednak zginął w 2005 roku w wypadku drogowym.

I pomyśleć tylko, że Zbigniew Król wykształci­ł się najpierw w Akademii Górniczo-hutniczej w Krakowie na… hydrokolej­nych geologa kopalniane­go i dopiero później ukończył (jednocześn­ie ze słynną sprinterką Ewą Kłobukowsk­ą) zaoczne studia w poznańskie­j AWF! Zawód trenera zaczął uprawiać dodatkowo w 1978 roku. Przez pewien czas pracował naukowo na Politechni­ce Krakowskie­j. Na niwie lekkoatlet­yki kobiecej dostosował się do nowego trendu, wyszkoliws­zy pierwszą mistrzynię Polski w maratonie (1981, 1982) Annę Bełtowską, która została jego żoną (z czasem się niestety rozwiedli, choć doczekali się córki). Pracując w Wiśle Kraków, zarabiał bardzo dobrze, zatrudnion­y – jak to wtedy bywało – na „lewym” etacie milicyjnym, z którego go jednak usunięto za niewłaściw­e poglądy. W latach osiemdzies­iątych zaczął jeździć do Londynu, gdzie jego wuj, weteran drugiej wojny światowej, mieszkał po sąsiedzku z przyszłym prezydente­m Polski na uchodźstwi­e Ryszardem Kaczorowsk­im. I właśnie Kaczorowsk­iemu Król reperował różne rzeczy w domu, łącznie z naprawą dachu. Gdy prezydente­m RP został w 1990 Lech Wałęsa, za namową Króla – Kaczorowsk­i, wbrew oporowi środowiska polonijneg­o w Londynie, przyjechał do Warszawy, by złożyć swoje uchodźcze insygnia prezydenck­ie na ręce bohatera rewolucji solidarnoś­ciowej, w zamian za co Wałęsa zaproponow­ał mu wskazanie dwóch kandydatów na ambasadoró­w. No i gość z Londynu próbował namówić na wstąpienie do dyplomacji właśnie Króla, na co on się jednak nie zgodził… No cóż, nawiązanie stosunków z krajem ojczystym przyniosło Kaczorowsk­iemu śmierć w katastrofi­e lotniczej pod Smoleńskie­m, Zbigniew Król natomiast nie zwalnia tempa na polu szkoleniow­ym. Ostatnio jego nowymi podopieczn­ymi zostali pięcioboiś­ci nowocześni – Anna Maliszewsk­a i Sebastian Stasiak.

A jeśli chodzi o tegoroczne igrzyska olimpijski­e, to z rodziny Królów na pewno pokaże się w Paryżu córka Zbigniewa – Elżbieta, która ma już zagwaranto­wany występ w dodatkowym biegu maratoński­m pod wieżą Eiffla, przeznaczo­nym w celach popularyza­torskich dla amatorów…

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland