MLS czas start! Kto zagrozi Interowi?
W czwartek ruszyły rozgrywki ligowe w USA, które w tym roku można spokojnie przemianować na „Messi League Soccer”. Większość ekspertów upatruje bowiem w Argentyńczyku kandydata nr 1 na króla strzelców, a jego Inter Miami na zdobywcę MLS Cup.
Wpierwszym meczu Inter pokonał Real Salt Lake City 2:0, a kapitan reprezentacji argentyny asystował przy pierwszym trafieniu. Przy drugim kluczowe podanie dołożył Luis Suarez. W sobotę i niedzielę inauguracyjne spotkania pozostałych klubów – na boisku powinni pojawić się m.in. reprezentant Polski Bartosz Slisza, który zimą przeniósł się z Legii Warszawa do Atlanty United, oraz Mateusz Bogusz, który rok temu z Los Angeles FC zagrał w wielkim finale.
Strajk sędziów na początek
29. sezon MLS rozpoczął się najwcześniej w historii i w dość burzliwych okolicznościach. Jeszcze nigdy bowiem piłkarze nie wyszli na boisko 21 lutego i jeszcze nigdy startowi rozgrywek nie towarzyszył… strajk sędziów. O ile do gry w zimowej scenerii na stadionach w Montrealu, Minnesocie, Bostonie, Chicago czy Vancouver da się przygotować, to fakt, że w roli awaryjnych arbitrów – do czasu zakończenia rozmów PRO (Zawodowy Związek Sędziów) z władzami ligi – wystąpią rozjemcy z innych krajów lub wypożyczeni z rozgrywek akademickich, nie świadczy zbyt dobrze o Major League Soccer.
Główną przyczyną trwającego kilka miesięcy sporu są pieniądze. Sędziowie chcą, by ich zarobki rosły w takiej samej skali, jak wzrastają przychody ligi, która w 2023 – tylko dzięki partnerskim umowom sponsorskim – zarobiła prawie 590 mln dolarów, czyli o 15% więcej niż rok wcześniej. Domagają się też tego, aby na mecze fazy play-off mogli latać klasą biznes, a warunki ich zakwaterowania były odpowiednie do rangi spotkania. MLS w swojej ofercie podniosła roczne pensje, które dotychczas wahały się między 62 a 510 tys. dolarów (kwota uzależniona od roli: sędzia główny, asystenci, techniczny czy z obsługi VAR oraz doświadczenia) i wydała komunikat, że ich propozycja, której PRO nie zaakceptowała, plasowała sędziów z MLS w gronie najlepiej opłacanych arbitrów na świecie.
Kwartet „prezydentów”
Nie wiadomo, kiedy ten palący problem zostanie rozwiązany, ale w obsadzie sędziowskiej na spotkanie Interu z Realem Salt Lake City rozegrane w nocy ze środy na czwartek znaleźli się absolutni debiutanci. I spisali się nie gorzej niż ekipa miejscowych. Skład Interu eksperci już ogłosili „najsilniejszą wyjściową jedenastką w historii ligi” i największym faworytem do zdobycia MLS Cup. Wszystko w związku z tym, że do Leo Messiego, Sergio Busquetsa i Jordiego Alby dołączył Luis Suarez. Michelle Kaufman – dziennikarka, która od lat pisze o piłce nożnej dla „Miami Herald” – nazwała ten kwartet „Mount Rushmore z Miami”, nawiązując rzecz jasna do słynnego, wykutego w jednej ze skał w górach w Dakocie Południowej pomnika przedstawiającego głowy czterech zasłużonych dla USA prezydentów tego kraju. Porównanie nieco na wyrost, ale oczekiwania wobec tej czwórki są – nie tylko w Miami – olbrzymie. Już w ubiegłym roku Messi niemal w pojedynkę dał Interowi triumf w inauguracyjnej edycji Leagues Cup (w której wzięły udział wszystkie ekipy z MLS i Ligi MX z Meksyku) oraz finał Pucharu USA. Do awansu do play-off w lidze zabrakło zdrowia i sił, ale był moment, w którym odrobienie kilkunastopunktowej straty wydawało się realne.
W tym sezonie dla ekipy Davida Beckhama liczy się tylko końcowy triumf. Bukmacherzy stawiają Inter na pierwszym miejscu wśród kandydatów do mistrzostwa. Za zespołem z Miami są m.in. uczestnicy ubiegłorocznego finału Columbus Crew i Los Angeles FC, a Leo Messi ma sięgnąć po koronę króla strzelców. W tych kalkulacjach bukmacherom nie przeszkadza fakt, że Argentyńczyk opuści sporo meczów z powodu wyjazdu z kadrą Argentyny na Copa America – turniej potrwa od 20 czerwca do 14 lipca, Messiego nie będzie w Stanach ponad miesiąc. Wspomniana wcześniej Kaufmann wymienia dwie rzeczy, które mogą sprawić, że Leo nie zdobędzie Złotego Buta: ewentualne kontuzje – Argentyńczyk skończy w czerwcu 37 lat i nie jest niezniszczalny, oraz Luis Suarez. Urugwajski „El Pistolero” przyszedł do Interu głodny bramek i już raz strzelił więcej goli niż Leo, grając z nim w jednym klubie. W sezonie 2015/16 zdobył dla Barcelony 40 bramek, podczas gdy Messi 26. Jeśli ten duet będzie równie skuteczny jak w Barcelonie, to cieszyć się z tego będą nie tylko fani Czapli z Miami, którzy podczas meczu z Realem zapełnili w komplecie mogący pomieścić 21 tysięcy osób Chase Stadium w Fort Lauderdale, mimo iż najtańsze wejściówki kosztowały 123 dolary. Na messimanii zarobić chcą wszyscy i wszędzie dlatego, według raportu przygotowanego przez internetowego dystrybutora biletów Stubhub, aż 25 najbardziej „gorących” biletów na mecze MLS poszukiwanych przez użytkowników to starcia właśnie z udziałem Interu. Na chwilę obecną na tej platformie sprzedano siedem razy więcej wejściówek niż rok temu, a kupujący pochodzą z aż 44 krajów. Oczywiście największa liczba fanów z zagranicy jest z Argentyny, choć lot z Buenos Aires do Miami trwa około dziewięciu godzin. Wszyscy chcą zobaczyć w akcji najbardziej „argentyński” klub w MLS, bo oprócz Messiego w składzie ekipy Gerardo Taty Martino, znajdują się Tomas Aviles, Nicolas Freire, Franco Negri i Facundo Farias. Na dniach do drużyny ma także dołączyć Federico Redondo, 21-letni defensywny pomocnik, z którym wiązane są spore nadzieje. Jego ojcem jest Fernando Redondo, który – w uznaniu swoich zasług dla Realu Madryt – został w 2013 uznany przez hiszpański dziennik „Marca” jako jeden z najlepszych jedenastu zagranicznych piłkarzy w historii Los Blancos.
Do trzech razy sztuka?
Tylko w samym Interze Miami Argentyńczyków jest o jednego więcej niż Polaków w… całej lidze. Rok temu mieliśmy polską kolonię w Charlotte FC, ale Kamil Jóźwiak przeniósł się do hiszpańskiej Granady, Jan Sobociński do greckiego PAS Giannina, a Karol Świderski został wypożyczony do Hellasu Werona. Miejsce pracy zmienił także Kacper Przybyłko, który z Chicago Fire trafił do szwajcarskiego Lugano. Kontraktu z Jarosławem Niezgodą (obecnie bez klubu) nie przedłużyli Portland Timbers. Ale to wcale nie oznacza, że MLS nagle stała się dla Biało-czerwonych mniej atrakcyjna. Za ocean z Ekstraklasy pofrunęli bowiem Bartosz Slisz (z Legii do Atlanty United) oraz Mikołaj Biegański (z Wisły Kraków do San Jose Earthquakes). Dołączyli do graczy, którzy w MLS grają od 2023: Mateusza Klicha (DC United), Sebastiana Kowalczyka (Houston Dynamo) i Mateusza Bogusza.
Z całej piątki najwięcej uwagi będziemy poświęcać Sliszowi, który trafił do ciekawego, grającego ofensywnie klubu z szalenie utalentowanym Argentyńczykiem Thiago Almadą i bramkostrzelnym, byłym graczem Górnika Zabrze Georgiosem Giakoumakisem w składzie. Slisz to aktualny reprezentant Polski i na jego dobrą formę liczy selekcjoner Michał Probierz. Kadrowe aspiracje mają również Bogusz, który rok temu zanotował świetny sezon i awansował z LAFC do finału MLS Cup, oraz Kowalczyk, który w ubiegłym sezonie sięgnął z ekipą z Teksasu po Puchar USA, a kilka dni temu strzelił dla niej swojego pierwszego gola w przegranym 1:2 z St. Louis City SC starciu w 1/16 CONCACAF Champions Cup.
Ekipom Klicha i Biegańskiego bukmacherzy nie dają większych szans, dla obu klubów sukcesem będzie awans do play-off. Te rozpoczną się pod koniec października i będą zwieńczone finałem 7 grudnia. W 2021 mecz o wszystko przegrał Niezgoda, rok temu to samo spotkało Bogusza. Może 2024 będzie szczęśliwszy dla któregoś z naszych reprezentantów?