Problemy na finiszu
W niedzielnym finale na Wembley Liverpool zawalczy o dziesiąte zwycięstwo w Pucharze Ligi. Plany The Reds mogą jednak pokrzyżować kontuzje.
Niespodziewane ogłoszenie Jürgena Kloppa o odejściu z klubu wraz z końcem sezonu zadziało na piłkarzy The Reds wyjątkowo motywująco, by pożegnać trenera godnie, czyli z trofeum w jego ostatnim sezonie w klubie. Od momentu gdy decyzja Niemca została upubliczniona, Liverpool z sześciu spotkań w lidze i Pucharze Anglii przegrał tylko jedno, raz nie zdobywając w meczu minimum trzech bramek. The Reds zajmują pierwsze miejsce w lidze nad obrońcami tytułu – Manchesterem City i wicemistrzami ostatniego sezonu – Arsenalem. Jednym z tych sześciu meczów było ligowe spotkanie z Chelsea, w którym Liverpool wygrał 4:1. Teraz z tym samym rywalem zmierzy się w finale Pucharu Anglii. Niedzielny mecz będzie jednak zupełnie inny, bo do finałowej rywalizacji The Reds przystąpią w okrojonym składzie. W meczu na Wembely zabraknie: Alissona, Trenta Alexandra-arnolda, Curtisa Jonsa i Diogo Joty. Ponadto wątpliwy jest występ Dominika Szoboszlaia. Kontuzje w Liverpoolu przyszły w najmniej korzystnym momencie, nie chodzi tylko o sam finał Pucharu Ligi, ale również o to, że walka o mistrzostwo Anglii wchodzi w kluczowy moment. Trenerowi Liverpoolu najbardziej brakować będzie Joty, który pod koniec grudnia wrócił po urazie i w styczniu został zawodnikiem miesiąca ligi angielskiej dzięki udziale w aż dziesięciu bramkach dla The Reds w Premier League. Szansą The Blues na osłodzenie słabego sezonu są właśnie kontuzje w drużynie z Liverpoolu. Chelsea kolejny rok spędza w środku tabeli. Mauricio Pochettino miał być tym, który zażegna kryzys w niebieskiej części Londynu. Niestety dla klubu ze Stamford Bridge proces przywrócenia drużyny do czołówki tabeli będzie musiał potrwać trochę dłużej. Do czołowej czwórki, co jeszcze do niedawna było celem minimum dla Chelsea, strata wynosi aż 15 punktów.
Dwa lata temu w Pucharze Ligi Angielskiej mieliśmy taki sam skład finału. Wtedy było 0:0, a o rozstrzygnięciu zadecydowała emocjonująca seria rzutów karnych, którą musieli kończyć bramkarze. Wygrali The Reds i jako pierwsi triumfowali w tych rozgrywkach po raz dziewiąty.