STRACONE ZŁUDZENIA
na okrągło toczą mecze ze wspierającą ich Białorusią oraz innymi poplecznikami.
Ukraina ma prawo się bronić. A wojna się przedłuża. Od dwóch lat na froncie przedwcześnie straciło życie prawie pół tysiąca ukraińskich sportowców. Wielu z nich marzyło o występie w igrzyskach. Ich rodacy za pół roku w stolicy Francji zamierzają zadedykować poległym olimpijskie medale. Nie dziwi, że na stadionach, kortach, boiskach, matach czy planszach nie chcą rywalizować z przedstawicielami kraju, który neguje ich istnienie!
Występ Rosjan w Paryżu byłby zaprzeczeniem idei olimpizmu. Nie trafia do mnie argument, że odpowiedzialność zbiorowa w sporcie jest złem. Bo machina propagandowa totalitaryzmów od zawsze przedstawia sportowe sukcesy jako udowodnienie swej wyższości nad innymi krajami. Tak było za czasów ZSRR. Radzieccy sportowcy zwycięstwami wskazywali reprezentantom zepsutego Zachodu miejsce w szyku. A na igrzyska do Los Angeles w 1984 roku nie pojechali – zakazali tego m.in. Polakom – w odwecie za zbojkotowanie przez demokratyczne państwa olimpijskiej rywalizacji w Moskwie 1980. Przecież radzieckie wojska w Afganistanie od początku lat 80. XX wieku prowadziły operację wojskową. Przypomnę tylko, że nikogo nie dziwiło, że do udziału w letnich igrzyskach w 1948 roku w Londynie nie zostali zaproszeni odpowiedzialni za wojenną zawieruchę Niemcy i Japończycy.
Idealiści nazwą takie działanie rewanżyzmem, pragmatycy – sprawiedliwością. Rosyjska flaga podczas igrzysk w Paryżu byłaby policzkiem dla Ukraińców.
U★★★
schyłku zimnej wojny Amerykanin Ted Turner – potentat medialny – chciał pojednać świat przez zbliżenie ludzi poprzez sport. Dogadał się z radziecką telewizją i w 1985 roku dzięki jego staraniom w Moskwie odbyła się pierwsza edycja Igrzysk Dobrej Woli (Goodwill Games) z udziałem 3000 uczestniczek i uczestników z 79 krajów. Co ciekawe, złoto w tej historycznej imprezie zdobyły polskie pięcioboistki oraz żeglarka Joanna Burzyńska, m.in. srebro wywalczyła sprinterka Ewa Kasprzyk na 200 metrów, a z brązem wrócił ciężarowiec Robert Skolimowski – ojciec nieodżałowanej Kamili, młociarki i triumfatorki igrzysk w Sydney 2000.
Po szesnastu latach pomysł Goodwill Games zarzucono. Po upadku bloku wschodniego i w latach względnego spokoju na świecie (mimo wojny na Bałkanach po rozpadzie Jugosławii) konkurencja dla igrzysk olimpijskich nie przynosiła pożytku oraz zysku. Na początku wieku wydawało się, że globalizacja doprowadzi do powszechnego pokoju, a z czasem do zatarcia granic. Wieszczono, że w wielokulturowych państwach nikogo nie będą interesowały międzynarodowe mecze piłki nożnej, bo osłabnie przywiązanie do narodowych barw. Utopiści głosili na kontrze, że wkrótce międzypaństwowe mecze zastąpią konflikty zbrojne, czyli zwycięstwo na boisku będzie miało wymiar podobny do rozstrzygnięć na froncie, lecz bez rozlewu krwi. Rozwój techniki sprawił, że młodzi ludzie zafascynowali się światem e-sportu. Wyczerpujące fizycznie treningi zamienili na wyczerpujące psychicznie przygotowania do rywalizacji w mistrzostwach świata np. w CS:GO. Niezorientowanym wyjaśnię, że zespoły uczestniczą w wirtualnej strzelaninie. Zawodnicy zabijają się na niby, a widownia im kibicuje. Finały rozgrywane są w wielkich halach wypełnionych tysiącami kibiców. Krwawe zmagania w internecie obserwują miliony ludzi na całym świecie – 2,7 mln widzów to rekord oglądalności zawodów PGL Major w Sztokholmie 2021. Pula nagród takich imprez się zwiększa i 2 miliony dolarów do podziału wśród najlepszych już nikogo nie szokują.
Cóż. Lepiej dla sportu zabijać awatary na ekranie niż ludzi w prawdziwym życiu…