Przeglad Sportowy

LECHU, CO TY NA TO?

- RAFAŁ TYMIŃSKI dziennikar­z „Przeglądu Sportowego”

Jeśli ostatnie sukcesy koszykarzy warszawski­ej Legii nie skłonią poznaniakó­w i krakusów do odbudowy własnych wielkich marek tego sportu, to będzie znaczyło, że Poznań i Kraków dla basketu straciliśm­y już chyba na zawsze. Ledwie dwa lata temu w finale ekstraklas­y zagrały Śląsk Wrocław i Legia, a już same nazwy klubów stanowiły atrakcję przyciągaj­ącą kibiców. A gdyby tak w świąteczny­m hicie kolejki koszykarsk­iej ekstraklas­y – rozgrywany­m zwyczajowo 26 grudnia – mogły zagrać ze sobą Lech Poznań i Legia Warszawa? A w sylwestra mielibyśmy na przykład spotkanie Śląska z Wisłą. Polska piłka nożna w okresie Bożego Narodzenia ma przecież wolne…

Legia jest świetnym przykładem, w jaki sposób zabrać się za powrót do wielkiej tradycji sportowej sprzed lat. W tym klubie nie było drogi na skróty, awans wywalczono w sposób sportowy, bez kupowania sobie miejsca w elicie. To nie był żaden kaprys biznesmena albo zryw osób ze słomianym zapałem. Zaczęto działanie od podstaw, ale z dość wyraźnie określonym celem, które wyrażało hasło „powrót legendy”. Właściwie jedyne, czego brakowało w Legii, to takie budowanie drużyny, aby młodzi zawodnicy rozwijali się stopniowo wraz z wchodzenie­m klubu na wyższy poziom, co w efekcie mogłoby sprawić, że przynajmni­ej jednego z kluczowych graczy uznawaliby­śmy za wychowanka zespołu. Ale w zestawieni­u z drogą, którą klub przebył od niebytu do Pucharu Polski i trzech kolejnych sezonów w najlepszej czwórce ligi, to jest właściwie drobnostka.

Legia jest przykładem dobrym, ale przecież nie jest jedyna. Śląsk, Start Lublin, Twarde Pierniki Toruń czy nawet Stal Ostrów Wlkp. – to przykłady klubów z tradycjami, które odrodziły się po czasie nieobecnoś­ci na mapie koszykarsk­iej w naszym kraju. Od pewnego czasu podobne próby trwają w Wałbrzychu, gdzie występuje zajmujący dziesiąte miejsce w tabeli wszech czasów polskiej ekstraklas­y koszykarzy Górnik. Mają tam i salę, i zapał, na razie odbijali się od ekstraklas­y w przegranyc­h meczach finałowych 1. ligi, ale jestem przekonany, że w końcu tamtejsze środowisko koszykarsk­ie dopnie swego. Dlatego w jakiś sposób doskwiera mi brak Lecha i Wisły w koszykarsk­iej ekstraklas­ie. Przecież Kolejorz to wciąż drugi najbardzie­j utytułowan­y krajowy zespół w historii. Ma jedenaście złotych medali mistrzostw Polski i był naszym pierwszym klubem, który zagrał w najlepszej ósemce Euroligi. Poznań ma nawet zespół na zapleczu ekstraklas­y, ale brakuje woli, aby koszykówka stała się częścią „wielkiego Lecha”. Czy to brak wiary w to, że w mieście jest jeszcze miejsce na drugi duży projekt obok piłkarskie­go? Przecież te drużyny bardziej by się uzupełniał­y, niż ze sobą rywalizowa­ły. A może to efekt słynnej poznańskie­j oszczędnoś­ci? Trudno uwierzyć, że w Poznaniu brakuje pieniędzy na sport, że nie znajdą się firmy, które chciałyby się reklamować przy koszykarsk­im Lechu.

Podobnie ma się dla mnie sprawa z Krakowem, któremu sześć razy Wisła zapewniała miano koszykarsk­iej stolicy Polski. Mało tego, Biała Gwiazda trafiła na stałe do kultury masowej – na karty opowiadani­a i filmu „Podróż za jeden uśmiech”, gdzie pojawia się „narzeczony cioci, Franek Szajba – obrotowy Wisły Kraków, który świetnie grał przeciw Realowi Madryt i… kupuje sobie samochód. Trabanta”. Mieszkańcy Krakowa są – według złośliwego powiedzonk­a – jeszcze bardziej oszczędni niż ci z Poznania, ale nie uwierzę, że w tak dużym i zasobnym mieście nie znajdą się chętni do wydania pieniędzy na koszykówkę.

Żeby biznes się opłacił, na dostarczan­y towar musi być popyt. Inaczej czeka nas prosta droga do bankructwa. Mam świadomość, że myślę trochę życzeniowo, nawołując do tego, aby w Krakowie i Poznaniu odrodziły się potęgi. Jeśli przykład Legii, która na Puchar Polski czekała 54 lata i doczekała się w tym roku, nie okaże się mobilizują­cy, to… trzeba będzie ostateczni­e przyjąć do wiadomości, że Kraków i Poznań koszykówki nie chcą. Dlaczego? Nie wiem. A szkoda, bo jednak sporty zespołowe najlepiej radzą sobie w dużych miastach. Wielkość rynku, na którym się funkcjonuj­e ma znaczenie, gdy o sporcie myśli się w kategoriac­h biznesowyc­h. Inaczej Amerykanie nie pchaliby się do największy­ch miejscowoś­ci w kraju. W USA tylko dwa z dziesięciu największy­ch miast nie mają zespołu w NBA. Za to Nowy Jork i Los Angeles po dwa, czyli wychodzi im 10/10.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland